Partner serwisu
25 listopada 2015

Największa przeszkoda dla TTIP

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

W poprzednim tekście (Chemiczny TTIP) opisałem transatlantyckie uwarunkowania przemysłu chemicznego jako podstawę do negocjacji nowego traktatu. Teraz warto przyjrzeć się największej przeszkodzie w jego zawarciu, najbardziej kontrowersyjnemu elementowi porozumienia. Niedawno, 12 listopada, Komisja Europejska wyszła z propozycją rozwiązania tego problemu.

Największa przeszkoda dla TTIP

Problem dotyczy rozstrzygania sporów między państwem a inwestorami zagranicznymi, czyli klauzuli ISDS (Investor-State Dispute Settlement). Mechanizm ten pozwala przedsiębiorstwom inwestującym w danym kraju zaskarżać działania rządu w instytucji międzynarodowej, zwykle ICSID, afiliowanej przy Banku Światowym i mieszczącej się w Waszyngtonie. Skargi takie mogą być wniesione, kiedy państwo wprowadzi regulacje (np. środowiskowe), które uniemożliwią wykonywanie działalności inwestorom. Kanada, związana klauzulą ISDS poprzez traktat NAFTA, została przez amerykańskiego inwestora Lone Pine pozwana o 250 milionów dolarów, gdy na skutek protestów mieszkańców wprowadziła w 2012 r. moratorium na poszukiwania gazu łupkowego.

Promotorem ISDS są Stany Zjednoczone, ich przedsiębiorstwa najczęściej korzystają z tego arbitrażu i nigdy przed nim nie przegrały. Co charakterystyczne zapisy ISDS dają taki ekstra przywilej tylko zagranicznym koncernom, krajowe są z tego mechanizmu wyłączone. Prawa takiego pozbawieni są też obywatele takiego kraju, ponieważ nie mogą zaskarżyć inwestora do arbitrażu międzynarodowego. Ważną rolę odgrywają tu koszty – jedna sprawa przed ICSID kosztuje 8-30 milionów dolarów. Stawki adwokatów i arbitrów są horrendalne.

Arbitraż jest przeprowadzany przez specjalistów od inwestycji, instytucja nie ma statutu niezależnego jak sądy państwowe. Jego posiedzenia są tajne, nie ma też trybu odwoławczego od jego decyzji. Jednak największą krytykę wywołuje prawo inwestora do wniesienia sprawy bez porozumienia z państwem, w którym dokonał inwestycji, nie wchodząc nawet na miejscu na drogę sądową.  Przedsiębiorstwa mają prawo żądać też kwoty oczekiwanych zysków, nie musząc ponosić realnych inwestycji.

Instytucja ta jest już od dziesięcioleci używana, jednak dotychczas to kraje Zachodu umieszczały taki warunek w umowach handlowych, przy porozumieniach o ochronie inwestycji z państwami rozwijającymi się. Pozbawiało to jurysdykcji nad inwestycją państwa, gdzie jej dokonywano, a dodatkowo legalizowało proceder korupcji, gdy przekupieni politycy podpisywali niekorzystne dla kraju umowy i kontrakty, które były chronione przez arbitraż międzynarodowy. System ten rozpoczął się w Europie (pierwszy traktat między Niemcami a Pakistanem w 1959 r.), i nie wywoływał kontrowersji. Pozwalał bowiem sprawować kontrole i chronić inwestycje w państwach III Świata. Teraz, gdy przyszło oddać prawa osądzania – Europa nie bardzo się do tego pali. Jej obywatele nie chcą być traktowani jak mieszkańcy krajów kolonialnych.

Zresztą formuła ta ma już czasy świetności za sobą, bo choć liczba spraw w ICSID przy Banku Światowym ostatnio gwałtownie rośnie, to kraje zaczynają się z tych klauzul wycofywać. Nawet takie kraje jak Włochy, które wymówiły Traktat o Karcie Energetycznej, nie chcąc spotkać się z roszczeniami w sprawie wycofania się państwa z dopłat do energii odnawialnej.

Przed Europą stoi bowiem prawdziwe wyzwanie. Niektóre amerykańskie firmy już pracują na zasadach tej formuły, jednak jest to jedynie 8% z 47 tysięcy amerykańskich firm działających w Europie. Po zawarciu TTIP, wszystkie one zostały by objęte tym prawem. Pociąga to za sobą zagrożenia finansowe i polityczne. Już dzisiaj europejskie rządy zostały zaskarżone na łączną kwotę 30 miliardów dolarów, z czego 3,5 miliarda zostało zasądzone i obciążyło podatników.

Mechanizm ten podlega tak szerokiej krytyce w Europie, gdyż osłabia państwa i społeczności lokalne, a poprzez to demokrację. Krytycy zarzucają Komisji, że ISDS jest zupełnie niepotrzebny, gdyż systemy prawne Unii i USA są wiarygodne i nie potrzebują zamiany na nowe. Dotychczasowe inwestycje USA w Europie, które osiągnęły 3 tysiące miliardów dolarów, są odpowiednio chronione.

Unia Europejska, która od lipca 2013 r., gdy wystartowały negocjacje, nie znalazła poparcia dla swego stanowiska wobec ISDS (w oficjalnej ankiecie na 150 tysięcy odpowiedzi – 97% było przeciwko temu zapisowi). Ostatnio więc przygotowała własną propozycję. Chce, by powstała nowa międzynarodowa instytucja, coś na kształt Międzynarodowego Trybunału Karnego, obejmującego inwestycje. Mechanizm ten - Investment Court System (ICS) – byłby międzynarodowym ciałem, w którym miejsca obsadzane byłyby przez USA, EU oraz inne kraje. Wprowadza także prawo do odwołania się do drugiej instancji. Zapewniałby on także obroną europejskich firm i dawałby szanse na globalne zastosowanie.

Propozycja jest w negocjacjach, jednak pomimo złagodzenia mechanizmu ISDS, ciągle żywe są obawy o konsekwencje oddania władzy sądowniczej z rąk państw w ręce anonimowych, przez nikogo niekontrolowanych trybunałów.

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ