Ukraińska bitwa o nawozy
Kolejna odsłona wojny gospodarczej między Ukrainą a Rosją rozpoczęła się 19 maja. Rząd podjął decyzje o nałożeniu antydumpingowych ceł na dwa najważniejsze importowane nawozy azotowe – mocznik i jego płynną mieszankę z saletrą amonową (KAS).
Stwierdzono że „import rosyjskich nawozów przynosi szkodę krajowym producentom nawozów chemicznych” i nałożono, a właściwie przywrócono cła wysokości 31,84%, które ze skutkiem natychmiastowym weszły w życie. Dzień wcześniej rząd zapowiedział, że obniży do zera ogólne stawki ceł na import nawozów azotowych, dbając o to, by ceny dla rolników ustabilizowały się i spekulanci nie odnosili nadzwyczajnych zysków.
To było już kolejne podejście, gdyż w grudniu 2016 r. nałożono cła, które jednak na prośbę ministra rolnictwa zniesiono, by wysokie ceny nie uderzyły w rolników trakcie wiosennych prac polowych. Wtedy bowiem, mimo że cła miały obowiązywać od marca, już w styczniu ceny skoczyły o 15%, gdyż wszyscy którzy mogli – rzucili się kupować na zapas. Zawieszono więc cła, wprowadzając je w maju, gdy już zakończył się sezon nawożenia. Podobny wzrost cen nastąpił po 2014 roku, gdy podwyższono stawki ceł antydumpingowych na saletrę amonową z 11,9% do 36% procent. Importu nie ograniczono, a rolnicy musieli dopłacić do zakupów przez te lata ponad 7 miliardów hrywien (ok. miliarda złotych).
Rolnictwo ma ogromne znaczenie dla Ukrainy, dzisiaj to 12 procent całej gospodarki, podczas gdy przeciętnie w Europie to tylko 2%. Nawet w Rumunii i Bułgarii to zaledwie 5%, a w Polsce - 2,9%. Czyli Ukraina powinna dbać o swoje rolnictwo, a zachód w tym sektorze gospodarczym widzi przyszłość ukraińskiej gospodarki. Dlatego gdy uprawy pszenicy czy kukurydzy są zagrożone albo deficytem nawozów na rynku, albo ich wysokimi cenami, to powinno się robić wszystko, by wspierać te eksportowe dziedziny gospodarki. W imię dywersyfikacji robi się dokładnie na odwrót.
Oczywiste że takie działania służą dywersyfikacji w najgorszym wydaniu tego słowa, praktykowanym zresztą i u nas („Drogi gaz? Dwa razy poproszę”), czyli odcinaniu się o sąsiedniego rynku, choć jego produkty są bezkonkurencyjne cenowo. Działaniom tym towarzyszą mocne słowa o „zależności” Ukrainy od Rosji, „specjalnych preferencjach” (rozumiejąc przez to równe taryfy celne) czy wręcz „wyprowadzaniu pieniędzy z kraju” (tu chodzi o opłaty za importowane towary). Ministra rolnictwa próbującego zabezpieczyć dostawy nawozów dla rolników, atakuje się jako „rosyjskiego lobbystę”.
Wiele lat temu Ukraina była wielkim eksporterem mocznika, jej moce produkcyjne wynoszą 4,5 miliona ton rocznie (z tego trzeba odjąć 1,8 mln ton mocy na terenach podległym separatystom). Jeszcze w 2016 roku udział importowanych nawozów nie był na tyle „przerażający”, by mówić o „zależności” czy wręcz „zagrożeniu dominacją” Rosji. W saletrze amonowej wynosił 23%, moczniku – 33%, a w KAS – 50%. Jednak już w samym imporcie Rosja ma ogromny udział, np. w moczniku - 90%, a w mieszance KAS – 70%.
Ukraina, nawozy azotowe – produkcja i import (materiały Союза химиков Украины)
Po zmianach w 2014 r. głównym czynnikiem niszczącym ukraiński przemysł nawozów azotowych były katastrofalnie wysokie ceny gazu i częste przerw w jego dostawach. Dlatego w pełni sezonu nawożenia, trzy największe ukraińskie przedsiębiorstwa azotowe (w Równem, Czerkasach i Siewierodoniecku) stały unieruchomione i nie pomagały ani narady rządowe, ani dość karkołomne pomysły uruchomienia produkcji (związek rolników miał otrzymywać gaz i zlecać zakładom Ostchem usługową przeróbkę). Ukraina miała przez to deficyt nawozów powyżej 30% krajowych potrzeb i to na wiosnę, w szczycie prac polowych. Drogi gaz, przerwy w jego dostawach (Naftohaz zaprzestał dostaw gazu i zażądał przedpłat od Ostchem), zaległości płatnicze, tani import – wszystko to dobija przedsiębiorstwa chemiczne, nie mówiąc już o tym, że Dymitr Firtasz, właściciel Ostchem, oczekuje obecnie w areszcie domowym w Wiedniu na wyrok sądu, czy zostanie poddany ekstradycji do USA, gdzie oczekuje go proces za korupcję w Indiach.
Ten aż niewiarygodny splot różnych czynników spowodował, że kiedyś potęga chemiczna i nawozowa, staje się dziś importerem, który na dodatek niszczy własny przemysł. Zadziwiające, nieprawdaż?
Fot.: 123rf.com