Partner serwisu
24 lipca 2017

Zdaniem Szczęśniaka: Zamknąć rynek gazu

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Widoczna już dzisiaj gazowa strategia rządu i PGNiG przynosi kolejne niechciane przez nikogo owoce. Na samym początku jej realizacji ogłoszono, że nie będziemy odnawiać kontraktów z Gazpromem, co z pewnością jest deklaracją przedwczesną, gdyż kontrakt kończy się dopiero za pięć lat - w 2022 roku. Takie działania psują współpracę z dostawcą, ale o to chyba nasi stratedzy nie dbają.

Zdaniem Szczęśniaka: Zamknąć rynek gazu

Później przyszły projekty nowych inwestycji – rozszerzenia gazoportu i wybudowania nowych rurociągów do złóż norweskich. To drogie przedsięwzięcia, których bezpośrednie koszty będzie ponosić Gaz-System, ale podobnie jak przy budowie terminalu LNG – gwarantem inwestycji będzie PGNiG, gdyż na nim spoczywa ciężar dywersyfikacji, czyli kupowanie gazu zza mórz i oceanów. I tutaj mamy zarówno podwojenie kontraktu katarskiego, jak i nadciągające zakupy gazu amerykańskiego. Nasz krajowy blue-chip zakontraktuje się więc na długie lata bardzo drogim gazem.

Dzisiaj gaz rosyjski kupujemy po cenach porównywalnych z giełdami gazu. Natomiast droższy skroplony gaz – obecnie ponad 10 procent krajowego zużycia – finansowany jest niskimi kosztami krajowego wydobycia. W ten sposób powstał nowy „koszyk PGNiG”, który kiedyś był tworzony z importu gazu rosyjskiego, którego koszt dla odbiorcy obniżano przez krajowe wydobycie. Dzisiaj z trzech składników – najtańszego gazu krajowego, okołogiełdowego gazu rosyjskiego i drogiego gazu skroplonego – krajowe wydobycie finansuje wysokie koszty importu skroplonego gazu.

Ale to nie wystarczy, PGNiG zbyt szybko traci rynek, i to pomimo strategicznych kontraktów z wielkimi odbiorcami. Proces, który sygnalizowałem dwa lata temu, dzisiaj już widać go jak na dłoni. Gdy trzy lata temu PGNiG miało prawie 95% rynku – można było powiedzieć było całkowitym monopolistą. Dzisiaj ma zaledwie trzy czwarte rynku odbiorcy, zaś 4,3 miliarda m3 gazu sprzedają jego konkurenci.

Trzeba coś z tym zrobić, dlatego minister Naimski zakręcił rynkowy kurek z gazem. Wprowadził nowe przepisy, które osłabią konkurentów. Posłużył się do tego przepisami o zapasach magazynowych. Wiadomo – bezpieczeństwo rzecz święta, któż śmiałby protestować?

Już 10 lat temu wprowadzono obowiązkowe zapasy gazu, które chroniły PGNiG przed niechcianą konkurencją. Wtedy pretekstem był tani gaz z Rosji oferowany przez pośredników, którzy w Polsce wielkim zakładom oferowali znacznie niższe ceny. Wtedy wprowadzono obowiązek magazynowania gazu, a że magazyny były niedostępne, więc konkurencja się poddała, a zakłady chemiczne płaciły drożej niż musiały.

Jednak dzisiaj jest znacznie gorzej, dzisiaj przeciążonemu drogimi kontraktami PGNiG zagraża nie rosyjski gaz oferowany przez „podejrzanych” pośredników, ale reguły rynku, których pilnuje Unia Europejska. A jak wiadomo kontrakty tak z Gazpromem jak i z Katarem wymagają stałego odbioru określonych ilości („bierz-albo-płać”), więc zbyt dużo rynku nie można oddać, nie chcąc ograniczyć własnego wydobycia. A PGNiG sprzedał końcowym odbiorcom 12,1 miliardów m3 – o 300 milionów mniej niż rok temu.

W ustawie o zapasach gazu wprowadzono więc przepisy dość ekscentryczne, można by rzec – absurdalne. Otóż każdy kto utrzymuje obowiązkowe rezerwy gazu poza granicami kraju, musi utrzymywać z nimi stałe połączenia, cały czas, każdego dnia działalności gospodarczej, a nie tylko wtedy, gdy są potrzebne. I co ważniejsze – nie może ich wykorzystywać do celów handlowych. Rury muszą stać puste! Trudno nie westchnąć - co za geniusz to wymyślił? Ale cóż, „dura lex sed lex”.

Myślę jednak, że na tym się nie skończy. Z dwóch powodów… Ale o tym już za tydzień, a tymczasem… miłych wakacji!

Ciąg dalszy...

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ