Burza nad Północnym Potokiem
Globalna rozgrywka o rurociąg Nord Stream 2 trwała od lat, ale napięcie w ostatnich tygodniach osiągnęło punkt wrzenia, narastając stopniowo od roku.
Bowiem nacisk z drugiej strony Atlantyku w ubiegłym roku , by zablokować budowę rurociągu wzrósł ogromnie. W lecie 2017 r. najpierw Senat a potem Kongres uchwaliły niemal jednogłośnie ustawę CAATSA, nakładającą sankcje na rosyjskie projekty i koncerny, szczególnie zbrojeniowe i energetyczne. Wymieniono w ustawie także Nord Stream 2, grożąc sankcjami ekonomicznymi nie tylko Rosjanom, ale wszystkim firmom, które odważyłyby się z nimi współpracować. Tak więc Shell, Uniper, OMV, Engie i inne współpracujące przedsiębiorstwa mogły zostać ukarane za udział w projekcie. Ustawa nakazywała prezydentowi, że ma "nadal przeciwstawiać się Nord Stream 2", jako uzasadnienie podając: "bezpieczeństwo energetyczne UE, rozwój rynku gazu w Europie Środkowej i Wschodniej oraz reformy gazowe na Ukrainie”. Siła takich sankcji jest dobrze znana, więc nie były to czcze groźby.
Jednak w tym roku, a dokładnie 11 lipca na szczycie państw NATO w Brukseli doszło do kulminacji sporu. Donald Trump zaatakował Niemcy i ich zakupy rosyjskiego gazu, a także rurociąg Nord Stream 2. Zaprosił na śniadanie sekretarza NATO - Jensa Stoltenberga, gdzie ten kilkukrotnie musiał wysłuchać - zarzutów że "Niemcy to zakładnik Rosji. Pozbyli się elektrowni węglowych, elektrowni atomowych, biorą ogromne ilości ropy i gazu z Rosji... Niemcy są totalnie kontrolowani przez Rosję. Będą dostawać 60-70 procent swojej energii z Rosji i budują jeszcze nowy rurociąg. Powiedzcie mi, czy to nie jest nieprzyzwoite?" głośno mówił amerykański prezydent. Beształ Berlin za to, że licząc na protekcję USA, robią z Rosją wielkie interesy i zasilają jej budżet.
Pochwalił przy tym Polskę za zastępowanie rosyjskiego gazu - amerykańskim: "Są takie kraje jak Polska, które nie zaakceptowałyby gazu... bo nie chcą być zakładnikiem Rosji". Prezydent używał typowego dla siebie emocjonalnego języka, i z widoczną premedytacją wielokrotnie powtarzał zarzuty. Żeby osiągnąć zamierzony efekt, film z wykładu przy śniadaniu opublikował na swoim Twitterze, który ogląda 53 miliony osób. Przekaz został wysłany. Już później podsumowując szczyt w Brukseli, powiedział: "długo dyskutowaliśmy i Niemcy obiecali się poprawić".
Po ostrym i agresywnym szczycie NATO, amerykański prezydent poleciał do Helsinek na spotkanie z Władymirem Putinem, gdzie naprawdę było słodko. Na wspólnej konferencji Trump nie wyrażał żadnych zastrzeżeń do budowy rurociągu. Powiedział: "Będziemy sprzedawać LNG i będziemy konkurować z rurociągami, i to z sukcesem, choć mają mają one lokalnie niewielką przewagę". Niemcy? "Dyskutowałem ostro z Angela Merkel, ale wiem że to gaz z bliskich źródeł, więc zobaczymy jak to zadziała. Nie jestem pewien czy jest to w najlepszym interesie Niemiec, ale to oni podjęli decyzję... To będzie trudne, karkołomne zadanie, biorąc pod uwagę, że są członkami NATO". Władymir zwrócił się do kolegi po imieniu: "Donald obawia się, że nie będziemy przesyłać gazu przez Ukrainę", więc zapewnił że "Rosja jest gotowa utrzymać tranzyt". Dyskretnie postawił jedynie warunek - Ukraina ma skończyć wojny w arbitrażach i sądach.
Jednak za kulisami tego medialnego "show" intensywnie pracowała dyplomacja - Rosjanie spotykali się z Amerykanami, Amerykanie negocjowali z Europejczykami. Wykuwana była ugoda, którą cały świat poznał, gdy dwa tygodnie później Jean-Claude Juncker zawitał do Waszyngtonu. W Ogrodzie Różanym Białego Domu po rozmowach Donald Trump stwierdził: "Europa chce importować więcej LNG ze Stanów i będzie wielkim, bardzo wielkim odbiorcą. Ułatwimy im to, a oni będą potężnym kupcem LNG." Europejski prezydent potwierdził: "EU wybuduje więcej terminali do importu LNG z USA". I to już Donald Trump mógł nazwać "nowym rozdziałem", który nazwał „etapem bliskiej przyjaźni”.
I tak się ubija globalne interesy.