Cisza przed burzą? Raport rafinerie 2016
Ubiegły rok był dość spokojnym czasem dla rafinerii. Lekko drożejąca ropa, niższe marże, stabilne trendy wzrostu w nowym świecie i spadku w starym, więc nic nowego pod słońcem. W Polsce oprócz rewolucji kadrowej (też nic nowego…), trwają także inwestycje. Pytanie, czy nie jest to cisza przed burzą.
Drożeje ropa, budują się rafinerie
Ubiegły rok zaoferował nam najtańszą ropę od lat – baryłka kosztowała zaledwie 44 dolary. To drugi rok dość taniej ropy, która jeszcze w 2012 kosztowała 111 dolarów, ale już w 2015 – zaledwie 52 dolary za baryłkę. I choć początek roku zapowiadał się jeszcze lepiej – w lutym ceny spadły poniżej 28 dolarów, jednak wytrwałe zabiegi dyplomatyczne Arabii Saudyjskiej i Rosji doprowadziły do uzgodnienia stanowisk w sprawie zmniejszenia wydobycia i ceny przez cały rok szły w górę. Szczególnie w grudniu, gdy oficjalnie zawiązano zmowę OPEC z największymi producentami spoza kartelu w sprawie obniżenia wydobycia. Ubiegły rok był dobry dla inwestycji w moce przetwórcze, jednak – o dziwo! – nie w nowe rafinerie, gdyż nie zbudowano żadnej większej (powyżej 10 milionów ton) rafinerii. Jednak intensywnie rozwijano istniejące obiekty, najszybciej w Azji, gdzie przybyło 25 milionów ton mocy. Także w USA, gdzie dostosowuje się rafinerie do nowego rodzaju lekkiej ropy ze złóż łupkowych, powiększono moce o 15, a na Bliskim Wschodzie o 12 milionów ton. W Europie, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, zamyka się rafinerie, najbardziej znanym przykładem jest 7,5-milionowa instalacja La Mede we Francji, prowadzona przez Total. Najlepszy klimat dla inwestycji jest w Chinach i USA, gdzie weszły właśnie w życie ostrzejsze wymogi ograniczania zawartości siarki, więc modernizacja idzie w kierunku krakingu katalitycznego. Generalnie perspektywy inwestycji są niezłe – przez najbliższe pięć lat popyt na produkty naftowe ma wzrastać o 55 milionów ton rocznie (dwa razy więcej niż całe polskie potrzeby). Natomiast planowane inwestycje rafineryjne mają dodawać 180 milionów ton rocznie. Nawet jeśli przyjąć, że jedynie połowa zostanie zrealizowana, to i tak rośnie nadwyżka mocy nad potrzebami, więc konkurencja narasta, marże będą spadać… Dla firm inżynieryjnych rysują się piękne perspektywy, dla samych rafinerii – jeszcze trudniejsze czasy na horyzoncie.
Na Zachodzie – niższe marże
Ubiegły rok był rokiem rewolucyjnym dla sektora rafi neryjnego USA. Na koniec roku 2015 amerykańscy nafciarze wywalczyli sobie prawo do eksportu ropy. Było to niemożliwe jeszcze od lat 70., gdy po embargu OPEC i wielkim kryzysie cenowym Waszyngton zakazał eksportu, by zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw. Zakaz utrzymał się ponad 40 lat, a gdy go zlikwidowano, natychmiast zniknęła ogromna różnica cen między europejskim Brentem i amerykańską ropą West Texas Intermediate (WTI). Rafi nerzy, którzy przez dobrych kilka lat naftowego boomu dzięki tańszej ropie czerpali z niego ogromne zyski, przegrali tę batalię, gdyż uwolnienie eksportu amerykańskiej ropy spowodowało podniesienie jej cen i obniżenie marż amerykańskich rafi nerii. Podobnie i europejskie marże nie były rewelacyjne w 2016 roku, wynosiły w Europie Północnej 10,2 dolara za baryłkę, czyli zaledwie 70% wysokości marż rok wcześniej. Od ponad 12 lat to był najgorszy rok pod względem marż – gorsze były tylko w dramatycznym dla rafi nerii 2009 roku. Powodem był mniejszy wzrost popytu na paliwa na rosnących rynkach Azji oraz zaniknięcie wcześniejszego efektu niskich cen ropy, które przyniosły wysokie marże dla producentów paliw. Jednak inwestycje poczynione przez kilka lat koniunktury są na tyle duże, że tempo amerykańskiego eksportu benzyny (ale także średnich destylatów) wciąż nabiera rozpędu, dochodząc dzisiaj do 3 milionów ton miesięcznie. Jednak Ameryce, całkiem świeżemu światowemu liderowi eksportu paliw, zaczyna rosnąć konkurent. I to z dość niespodziewanej strony.
Cały raport pojawił się w numerze 1/2017 magazynu "Chemia Przemysłowa"