Partner serwisu
Tylko u nas
04 października 2023

Zdaniem Szczęśniaka: E-rowery czyli globalne łańcuchy wartości

Kategoria: Aktualności

Rowery elektryczne to świetny przykład światowego podziału pracy, gdzie różne gospodarki specjalizują się w wąskich branżach i znajdują swoje miejsce w łańcuchu wartości całego produktu, jakim jest rower elektryczny.

Zdaniem Szczęśniaka: E-rowery czyli globalne łańcuchy wartości

Gdy wcześniej chciałem napisać tekst o europejskiej walce z chińskimi samochodami elektrycznymi ("Chińskie elektryki na cenzurowanym", głęboko w odmęty wciągnął mnie przykład rowerów elektrycznych, gdyż dobrze pokazywał, jak skutecznie reguluje się zależności i podziały korzyści między gospodarkami.

W efekcie bowiem wytworzył się ciekawy system globalnej sieci kooperacji, gdy rynek konsumujący określony towar ogranicza cłami wielkiego konkurenta, ale jedynie na poziomie końcowego produktu. Na kompletne rowery cła są wręcz zaporowe (60-80%). Ale na części rowerowe są minimalne, kilkuprocentowe. Także dostęp do tanich chińskich (i innych) części jest otwarty. To powoduje, że importować można śmiało części, ale składać je opłaca się w Europie, choć i tak montaż często zlecany jest do fabryk wietnamskich czy azjatyckich, nie objętych zaporowymi cłami. Gorsza infrastruktura, podnosząca koszty produkcji, jest rekompensowana niższymi niż w Chinach (i oczywiście Europie) kosztami pracy.

W ten sposób wytworzył się ciekawy globalny konglomerat części, z którego powstaje rower elektryczny. To że rower może być składany w Europie (lub Wietnamie). Jeśli przypatrzeć się rowerom, produkowanym tylko przez jednego, niewielkiego wytwórcę (producenta? czy raczej składacza w całość?), to składa się przeważnie z części produkowanych w tak około tuzinie krajów. Opony są produkowane przez niemiecką firmę Schwalbe w Indonezji, ale guma do nich pochodzi z Tajlandii. Ogniwa baterii pochodzą z Singapuru, ale cały zestaw bateryjny składany jest w Chinach lub produkowany w Korei Południowej. System sterowania i wyświetlacz LCD najczęściej jest z Chin. Ramy produkowane są w Wietnamie lub Chinach, ale skąd pochodzi aluminium? Największym światowym producentem są Chiny. Hamulce najczęściej są japońskie (Shimano) lub amerykańskie (SRAM), ale także niemieckie (Magura).

Także pytanie, skąd pochodzi, gdzie jest produkowany rower, jest trudnym pytaniem. Nawet Unia Europejska w swoich przepisach to uwzględnia i wymaga, by ponad 60% wartości roweru elektrycznego pochodziło spoza Chin.

Dostępne są też ciekawe dane na temat wielkości eksportu części rowerowych przez różne gospodarki. Eksport kompletnych rowerów elektrycznych to oczywiście Chiny (liczone łącznie z Tajwanem (Giant!), wartości 4,5 miliarda dolarów, potem Niemcy (800 mln$) i Holandia (700 mln$). Oczywiście całość tej wartości nie powstaje w tych gospodarkach, ale jest składową wielu części, w których specjalizują się różni producenci.

Siodełka w rowerach to specjalność Chin (191 mln$ eksportu), ale także znanych szeroko Włochów (92 m$) czy Wietnamczyków. Baterie to przede wszystkim Korea Południowa (1,7 miliarda dolarów eksportu), za nimi Niemcy (1,07 mld$) i Hiszpanie (722 mln$). Oświetlenie roweru to znowu Chiny (298 mln$), Niemcy (49 m$) i Francja 30 m$. Koła (felgi i szprychy) to Chiny (315 mln$), potem długo, długo nic i Szwajcaria (26 m$) i Belgia (23 m$). Opony to znowu Chiny (294 mln$), ale znacznie już bliżej Niemcy (152 m$) i Tajlandia (97 m$). Podobnie w eksporcie pedałów: pierwsi Chińczycy (382 mln$), ale niedaleko za nimi Japonia (133 m$) i Malezja (112 m$). Niestety nie ma danych o przerzutkach, bo tutaj Japończycy trzymają się mocno, pytanie, kiedy Chiny zarzucą rynek swoimi tanimi, i oczywiście nie dorównującymi mistrzom, produktami. 

To są owe słynne globalne łańcuchy wartości (Global Value Chains – GVC), będące tak potężnym wyzwaniem przy pandemii covidowej czy dzisiejszym geopolitycznym pękaniu na części światowej gospodarki. Żeby było jeszcze trudniej, GVC nie zawierają tylko produkcji, ale także badania i rozwój, wzornictwo, sprzedaż i marketing, logistykę – rozproszone i ulokowane na całym świecie.  

Tu uwaga do "wolnorynkowców", którzy natychmiast krytykują taką ocenę, twierdząc że konsumenci zapłacą drożej, nie kupią innych towarów... Cła to dla nich czynnik negatywny, jak zresztą wszelkie działania osłaniające czy regulujące gospodarkę. Nie pamiętają oni jednak o podstawowym fakcie, iż aby coś kupić trzeba coś wytworzyć, że jeżeli ów konsument nie ma dochodów, nie kupi nic. A taki system zapewnia także pracę w Europie, nie przenosząc jej w całości do Azji.

W Europie przecież siła robocza jest kilkukrotnie droższa niż w Chinach, a tę "nieuczciwą konkurencję" trzeba wyeliminować, żeby Europejczycy też mieli jakąś pracę. Samo to pojęcie jest efektem narzucenia reguł wolnego handlu, które w stosunkach międzynarodowych jest czymś całkowicie sztucznym. Wolna konkurencja, wolny rynek mogą być stosowane w środowisku, spełniającym określone warunki, ale między gospodarkami zawsze (dopóki są samodzielnymi organizmami) będą negocjacje „co za co?”.

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ