Wpływ robotyzacji na rynek pracy będzie bardziej widoczny w ciągu dekady
O automatyzacji i robotyzacji wiele mówi się w kontekście rynku pracy i zastępowania ludzi na niektórych stanowiskach, jednak obawy, że doprowadzą one do zapaści na rynku pracy i bezrobocia, wydają się przesadzone. Zdaniem ekspertów roboty częściowo odpowiedzą na problem niedoborów na rynku pracy związanych m.in. ze starzeniem się społeczeństwa, a ponadto wygenerują popyt na wiele nowych stanowisk.
Pozytywne skutki automatyzacji są o tyle możliwe, że jest jeszcze sporo czasu, żeby przygotować się do zmian. Powinny one obejmować m.in. kwestie podnoszenia kompetencji cyfrowych i zabezpieczenia społecznego.
– Konsekwencje inwestowania w robotyzację, automatyzację, wykorzystanie w różnych procesach technologicznych sztucznej inteligencji, w połączeniu z robotami czy automatyzacją tych procesów, to będzie przełom także na rynku pracy. Z badań prowadzonych wśród firm wynika, że nawet nie w pierwszych latach tych inwestycji, ale dopiero po jakimś czasie będą następować zmiany w zatrudnieniu – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje dr hab. Jacek Męcina, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – Te skutki, także negatywne, będą widoczne na rynku pracy pewnie w okresie jednej dekady, więc mamy czas na to, żeby się przygotować. Jeśli w percepcji społecznej będzie odczucie, że politykami publicznymi i zmianami pomagamy się przystosować do tej zmiany, wtedy opór i lęk przed tymi zmianami będzie mniejszy. I dlatego tak ważne jest już dziś rozpocząć debatę i konkretne działania.
Jak wynika z opublikowanego w styczniu br. badania Pracuj.pl, 22 proc. Polaków obawia się wzrostu znaczenia sztucznej inteligencji i automatyzacji na swoim stanowisku pracy. Więcej niż co trzeci boi się, że przez SI w przyszłości może zmaleć liczba dostępnych miejsc pracy. Eksperci wskazują jednak, że największe obawy mają te osoby, które nigdy nie korzystały z tego typu narzędzi. Co więcej, jedna na cztery badane osoby wierzy, że SI nie będzie wpływać negatywnie na liczbę miejsc pracy na rynku, tylko uwolni czas pracowników na ambitniejsze zadania.
– Pamiętajmy, że jesteśmy w procesie demograficznego starzenia się społeczeństwa, a więc zasobów pracy nam z roku na rok ubywa. To oznacza, że ten ubytek będziemy mogli częściowo zapełnić dzięki inwestowaniu w nowoczesne technologie, robotyzację, automatyzację, a część zasobów pracy będziemy musieli pewnie przesuwać w inne obszary, czy to usług dla biznesu, czy to usług społecznych, które mogą być i powinny być realizowane tylko przez człowieka. Usługi opiekuńcze, ochrona zdrowia – tutaj pojawi się dużo nowych ofert pracy – wskazuje prof. Jacek Męcina.
Starzenie się społeczeństwa jest dynamicznie postępującym procesem. Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego do 2050 roku osoby w wieku powyżej 60 lat będą w Polsce stanowić 40 proc. populacji. Eksperci uspokajają więc, że choć z uwagi na robotyzację popyt na pracę się zmniejszy, to i baza osób w wieku produkcyjnym znacząco się skurczy.
– Czyli nie ma szczególnych obaw, które mogłyby doprowadzić do istotnej nierównowagi na rynku pracy. Skoro kurczą się zasoby pracy, trzeba szukać sposobów na to, by zastąpić pracowników, których brakuje, uważam, że nowoczesne technologie właśnie dają taką szansę – podkreśla dr hab. Anna Organiściak-Krzykowska, ekonomistka, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Wśród koniecznych do podjęcia przygotowań jest podnoszenie lub zmiana kwalifikacji. To z jednej strony będzie wymagało aktywności ze strony pracowników, a z drugiej – uruchamiania mechanizmów wsparcia w tym procesie przez firmy, a nawet państwo. W badaniu Pracuj.pl 42 proc. respondentów stwierdziło, że chciałoby wziąć udział w szkoleniu z wykorzystania SI, jeśli zorganizowałby je pracodawca. Część pracy, zwłaszcza takiej, która ogranicza się do powtarzalnych czynności, będzie zastępowana pracą robotów. Również ten proces spowoduje migracje wewnętrzne i zewnętrzne zatrudnionych. Wyzwaniem systemowym będzie więc przekwalifikowanie pracowników zajmujących dziś stanowiska, które w przyszłości zostaną zrobotyzowane, ale też wyposażenie przyszłych uczestników rynku pracy w oczekiwane przez pracodawców kompetencje. To zaś wymaga zmian w systemie edukacji.
Choć programowanie jest w podstawie programowej szkół już od 2017 roku, to wciąż nie jest ono w szkołach powszechnie realizowane. Jak podaje Urząd Miasta st. Warszawy, jedynie co 10. nauczyciel informatyki posiada kompetencje do nauki programowania. Władze stolicy w wybranych szkołach uruchomiły we wrześniu 2023 roku pilotaż projektu „Programowanie = Nasz drugi język”. W jego ramach zapewniają m.in. bezpłatne szkolenia dla nauczycieli, którzy prowadzą zajęcia z programowania, w tym również takie, które będą przygotowywać do matury z informatyki. Takich inicjatyw wciąż jest jednak niewiele, brakuje też działań na szczeblu centralnym, które prowadziłyby do przygotowania uczniów na zmieniające się realia.
– Przede wszystkim musimy myśleć o reformie edukacji, która w znacznie większym stopniu powinna położyć nacisk na kształcenie w zakresie nauk ścisłych, w tym matematyki. To jest coś, co moim zdaniem zostało zaniedbane na tyle, że nie przywiązywaliśmy wystarczającej wagi do tego, by dzieci były bardzo dobrze do tego przygotowane. Matematyka jest podstawą, może nie warunkiem wystarczającym, ale na pewno jednym z koniecznych, które pozwolą nowym pokoleniom lepiej się czuć w obsłudze i używaniu nowoczesnych technologii – ocenia prof. Anna Organiściak-Krzykowska.
Zdaniem prof. Jacka Męciny potrzebna jest reforma kształcenia nie tylko pod kątem dostosowania podstawy programowej do oczekiwań przyszłych pracodawców, ale także związanej ze zmiennością na rynku zrobotyzowanym. Młodzi ludzie powinni być więc przyzwyczajani do tego, że trudno będzie w przyszłości obrać jasną ścieżkę rozwoju zawodowego, a po drodze być może będą musieli być gotowi do przekwalifikowywania się.
– Ten proces podnoszenia czy zmiany kwalifikacji jest permanentnym wyzwaniem, które będzie towarzyszyło im przez całe ich życie zawodowe. Z drugiej strony kompetencje zarówno cyfrowe, jak i społeczne, związane z rozwiązywaniem problemów, analityką procesów, z pewnymi umiejętnościami społecznymi, pracą w zespole. To są te nowe treści, które są potrzebne. Ci, którzy dziś są na rynku pracy, muszą się przyzwyczaić do tego, że państwo będzie pomagać ich firmom w masowym kształceniu ustawicznym – zauważa doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – Czyli, po pierwsze, ta gotowość do zmiany lub podniesienia kwalifikacji, po drugie, środki na to, aby można było je przeznaczyć na podnoszenie bądź zmianę kwalifikacji osób, które dziś są na rynku pracy. Do tego jeszcze potrzebny jest model zabezpieczenia społecznego, który musi być gwarantem tego, że nikogo nie zostawimy samego, że będą świadczenia, które będą pomagać w przejściu tego trudnego okresu.
Choć o robotyzacji mówi się bardzo dużo, to jednak okazuje się, że Polska pod tym względem odbiega od tempa tego procesu notowanego w innych krajach o podobnym statusie – wynika z publikacji „Od robotyzacji i automatyzacji do sztucznej inteligencji – wpływ na gospodarkę i rynek pracy”, która powstała na podstawie badania prowadzonego przez prof. Jacka Męcinę z udziałem prawie 100 podmiotów gospodarczych. W latach 2015–2021 średnia globalnej gęstości robotów w przemyśle wytwórczym wzrosła ponad dwukrotnie – do 141 robotów na 10 tys. pracowników. Rok później w Polsce gęstość robotyzacji była o połowę niższa – zaledwie 71 robotów na 10 tys. pracowników. Co ciekawe, w porównaniu z poprzednim rokiem liczba zainstalowanych nowych robotów nie wzrosła, lecz spadła, i to o 13 proc. Z badań wynika, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na brak zainteresowania przedsiębiorstw cyfryzacją, automatyzacją i robotyzacją był brak odpowiednich specjalistów. Odpowiedziało tak 60 proc. ankietowanych. Firmy nie dysponowały też wystarczającymi zasobami finansowymi, by przeprowadzić takie inwestycje, brakowało też pewności co do tego, czy poniesione wydatki zbilansują się we wzroście przychodów.
Komentarze