Zdaniem Szczęśniaka: Turbiny dla Polski - chińskie czy europejskie?
Zacząłem pisać o energii z morza. Miało być o naszej Morskiej Energetyce Wiatrowej, a zrobił się kilkuodcinkowy, przydługi serial o Unii Europejskiej i Chinach (spis tekstów z linkami - pod artykułem). Dlaczego? Żeby zrozumieć to, co się dzieje u nas. Jesteśmy bowiem gospodarką zależną wobec centrów przemysłowych Unii, więc kontekst jest konieczny, by rozumieć trendy i zjawiska w Polsce.
Po przedstawieniu kontekstu, przejdźmy rzeczywiście do Polski i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy protekcjonizm Brukseli jest dla nas, dla Polski, korzystny?
Unia to zróżnicowany twór, jedne gospodarki to zaawansowani technologicznie gracze, inne to ci nowi, dołączeni do tego jądra jako przestrzeń ekspansji gospodarczej, kiedyś ogromny zasób wysoko kwalifikowanej (i jednocześnie taniej) siły roboczej (Polska miała przy wejściu do Unii największą populację młodych ludzi, wchodzących na rynek pracy). A teraz rynek zbytu zaawansowanych technologicznie produktów.
Dopóki sprawy dzieją się wg reguł rynkowych, wszystko jest dość klarowne, choć nasza pozycja nie jest oszałamiająca. Mamy dzięki temu nowocześniejsze produkty (np. samochody), co podnosi standardy życia. Jednak gdy decyzjami administracyjnymi jesteśmy przymuszani wprowadzać produkty, które są mniej sprawne, a przy tym dużo droższe niż alternatywne rozwiązania (np. energetyka węglowa), to zaczynają się problemy.
Dlaczego bowiem mamy płacić rachunki za rozwój przemysłu morskiej energetyki, gdzieś tam w zachodniej Europie? Tu nasze unijne interesy się rozchodzą, bo Unia Unią, ale gospodarki i państwa są wciąż narodowe i ich interesy są różne. I to jest podstawa tej całej szarpaniny. A wniosek z poprzedniego tekstu jest dość oczywisty - jako Polska jesteśmy rynkiem zbytu, klientami tych chronionych gałęzi europejskiego przemysłu.
I tutaj warto przypomnieć podejście Viktora Orbána, wielokrotnie tu opisywanego. Ten w odpowiedzi na amerykańskie naciski, żeby kupować ich drogi LNG, odpowiadał zdecydowanie: "z radością witamy gaz z USA, to oznacza konkurencję dla Rosji. Pozwólmy sprzedawcom gazu konkurować o nasze pieniądze. Jesteśmy klientami. Będziemy kupować najtańszy gaz".
I w tym kontekście wyobraźmy sobie sytuację państwa, decydującego o kolejnych źródłach dla bilansu energetycznego. Przedstawia mu się ofertę bardzo, naprawdę bardzo drogiego źródła, na dodatek o charakterystyce tak marnej, że trzeba dodatkowe, i to duże, środki wydać na zabezpieczenie działania systemu. Dlaczego miałby wziąć sobie taki problem na głowę?
Oczywiście poza ratowaniem globalnego klimatu... Ale dlaczego mieszkańcy Litwy czy Polski mają w imię tego szczytnego, acz abstrakcyjnego celu płacić koszmarne rachunki za prąd? Czy oni ów klimat zniszczyli? Niech płacą ci, co bogacili się zużywając jego zasoby przez wieki. Ale tak po prostu, nie uciekając w kosmiczne regiony ratowania planety, to dlaczego? Że bezpieczeństwo od Rosji, jak stwierdza deklaracja wileńska? Wolne żarty, co to w ogóle ma wspólnego z Rosją?
W gospodarce - producencie, można sobie powiedzieć, że to drogie źródło energii opłaca się miejscami pracy, dochodami korporacji, z których są podatki. A już naprawdę się opłaca, gdy zaczną eksportować swoje przemysłowe produkty, generujące tę drogą energię (na tym modelu powstał sukces Chin).
A poza tym, bogate gospodarki Zachodu przez dziesięciolecia przenosiły energochłonną (jak to się teraz określa "brudną") produkcję do biedniejszych krajów. Nawiasem mówić także do Polski, stąd nas szybko rosnący PKB. I drugim nawiasem - proces przenoszenia produkcji z rozwiniętych przemysłowo gospodarek do tych mniej rozwiniętych, podobnie się nazywał - offshoring. No i jeszcze... drogi prąd z morza w tych bogatych krajach i tak jest znacznie mniejszym obciążeniem budżetów domowych, niż w krajach naszego regionu, żyjących znacznie skromniej.
To jak? Dlaczego nasza gospodarka ma mieć z tego interesu tylko drogą energię, gdy gospodarki zachodu uczestniczą po obu stronach tego równania? Jeśli więc już przymuszają nas, by tę planetę ratować, to im tańsze takie inwestycje, tym dla nas lepiej. Więc Chińczycy z dwukrotnie tańszymi turbinami jak najbardziej się nadają. Ale nie, mówi Bruksela, to ma być rynek dla europejskich korporacji z ich droższymi technologiami. Ale dostaniecie za to nagrodę...
P.S. To już ostatni artykuł "kontekstowy" w temacie offshore. Strasznie długi zrobił się ten cykl, musimy wziąć oddech, żeby rozejrzeć się dookoła, co się dzieje w Polsce i na świecie. Po wakacjach wrócimy do tematu "prądu od morza".
***
Zestaw artykułów na temat energii z morza:
2. Jak morska energetyka dotarła do Polski
4. Unia broni wiatru przed konkurencją
5. Przemysł morskiej energii w Europie