Zdaniem Szczęśniaka: Gazowa klęska urodzaju
"4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm", a 2019 - Polska znalazła się na globalnym rynku gazu. To czego zwykli konsumenci nie widzą, a wielcy modlą się, żeby trwało bez końca, to właśnie niskie ceny gazu, tak na giełdach światowych, europejskich jak i polskich. Oznaczają one koniec rynku gazu, jaki przez kilka lat znaliśmy - lokalnego, takiego quasi-europejskiego, czyli ciągnącego się w ogonie zmian unijnych.
Dzisiaj dociera do nas rynek globalny, powstający na kształt rynku ropy naftowej. Na którym kichnięcie w Arabii Saudyjskiej jest odczuwalne w cenach na stacjach w Zakopanem. Dzisiaj szaleńczo niskie ceny gazu w Azji są widoczne na giełdzie w Warszawie.
Globalny rynek gazu ziemnego przeżywa bowiem okres bardzo szybkiego wzrostu, przede wszystkim w wydobyciu i eksporcie. W najbardziej obfitym w gaz basenie USA - Permian (Texas / Nowy Meksyk) - ceny coraz częściej są UJEMNE, zaś na Henry Hub - najbardziej płynnym benchmarku cenowym - ceny zeszły poniżej 2 dolarów za MMBtu (1 mln brytyjskich jednostek ciepła = 0,293 MWh), czyli 27 zł/MWh.
To efekt łupkowego boomu, gdyż potężny amerykański kapitał wręcz rzucił się na zasoby amerykańskiej ziemi, mając w ręku nowe technologie, zwiększył wydobycie tak, że konieczny było eksport. Ameryka już kilka lat temu stała się największym producentem gazu, a w końcu 2019 r. osiągnęła poziom wydobycia 980 miliardów m3 gazu rocznie (200 razy więcej niż Polska). Dynamika niezwykła - przez sześć lat nastąpił wzrost o prawie 50 procent! USA stały się także eksporterem netto gazu - po raz pierwszy od 60 lat.
Mimo faktu, że duża część energetyki porzucając węgiel przechodzi na gaz ziemny, konsumpcja nie nadąża za wydobyciem, Stany zużywają "zaledwie" 860 mld m3/r (45 razy więcej niż Polska), więc coraz większe nadwyżki są wrzucane na rynek eksportowy. I ten rynek rośnie niesłychanie szybko - w 2019 r. eksport netto wyniósł 175 mld m3, gdy rok wcześniej 1/3 tej ilości.
I po gwałtownym obniżeniu cen gazu w USA, boom eksportowy LNG spowodował globalny głęboki dół cenowy i "klęskę urodzaju". To pierwszy taki wypadek przy pracy na nowo otwartym globalnym rynku. Rosnące wydobycie napotkało bowiem schłodzony popyt, na skutek czego ceny spadły do niespotykanie niskich poziomów. Na początek w Azji, później także w Europie, która jest "rynkiem ostatniej szansy" dla dostawców LNG.
Nawet w Azji, która żyje na LNG (wiadomo, droższy, koszty skraplania plus transport...) jest taki zalew towaru, że ceny spadły poniżej 4 $/mmBTu (53 zł/MWh). Czegoś takie nie widziano od 2009 r. U nas poszło jeszcze głębiej, przy niezwykle ciepłej zimie cena na TGE spadła do 47,87 zł/MWh (31.01). Rynek bez zimowego popytu, z pełnymi magazynami, broni się niskimi cenami przed zalewem LNG, szukającego jak najmniejszych strat po całym świecie.
Podstawowym bowiem wskaźnikiem jest dzisiaj "netback", czyli ile da się zyskać (lub trzeba stracić), gdy od ceny gazu na jakimś rynku (czy to azjatycki JKM czy europejski TTF) odejmiemy koszty zakupu i transportu. Różne są bowiem formuły cenowe LNG u różnych producentów, którzy na dodatek są zabezpieczeni kontraktami "bierz albo płać". Czy to w Katarze, gdzie ceny są oparte na notowaniach ropy naftowej, jak i w USA, gdzie wypracowano bezpieczny dla siebie model cen kwotowanych na Henry Hub i dodatkowej opłaty za skroplenie. Ryzyko ilościowe i cenowe biorą na siebie kupujący, gdyż z jednej strony muszą odebrać gaz, a z drugiej piekielnie niskie ceny na rynkach odbiorców nie pokrywają ich kosztów. Pod koniec roku kilku z nich odwołało więc odbiór gazu z amerykańskich terminali, choć i tak musiało zapłacić za jego skroplenie. Kontrakty take-or-pay tak działają. Pytanie, kto odpadnie od ściany przy tak słabej koniunkturze? Jak zawsze - najsłabsi, czyli ci, którzy nie mają wystarczającego kapitału i dochodów z innych działalności, by pokryć operacyjne straty na handlu LNG.
Mamy więc zimę i najniższe ceny gazu od lat. A dopiero w tym roku będzie się działo! Lawina eksportowa dopiero rusza, dzisiaj działa 9 instalacji do skraplania gazu o mocy 41 mln ton rocznie, z tego 4 nowe, otwarte w 2019 r. A w budowie jest jeszcze 14 instalacji, które dodadzą 26 mln ton. Na zezwolenia i decyzję o budowie (FID) czeka kolejnych dziesięć projektów z 32 mln ton mocy. Nawet pesymistycznie patrząc w 2025 r. USA może mieć możliwość sprzedawania 100 mln ton LNG rocznie. To będzie efekt dziesiątek miliardów dolarów, zainwestowanych w eksport gazu z USA w ostatnich latach.
Jednak ani miliardy zainwestowane w wydobycie, ani w eksport nie przynoszą dochodu... o czym za tydzień...
Komentarze