Kolejne inwestycje usprawnią import paliw drogą morską. Potrzeba likwidacji wąskich gardeł
Mimo znaczącego wzrostu cen paliw na skutek wybuchu wojny w Ukrainie krajowe zużycie w ubiegłym roku było o 5 proc. wyższe niż przed rokiem. Rosyjska agresja na naszego wschodniego sąsiada miała wpływ nie tylko na wzrost cen oraz konsumpcji ropy i paliw, ale także na zmianę kierunków importu i całej związanej z tym logistyki. To oznacza szereg inwestycji w naftoporty i terminale portowe, które mają zwiększyć wydajność infrastruktury służącej do importu surowców i gotowych paliw.
Polska bardzo dobrze poradziła sobie ze wstrzymaniem ropy z Rosji. Dzisiaj nie używamy w polskich rafineriach ani kropli rosyjskiej ropy. Udało się przestawić rafinerie, był to trud, natomiast myśmy się do takiego scenariusza przygotowali dzięki ciężkiej pracy wielu osób, inżynierów w rafineriach, logistyków i dzisiaj rafinacja na nierosyjskiej ropie odbywa się na normalnych zasadach – mówi agencji Newseria Biznes Leszek Wiwała, prezes i dyrektor generalny Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego.
Ubiegły rok na rynku paliw upływał pod ogromnym wpływem rekordowego wzrostu światowego popytu na ropę naftową, rosyjskiej agresji na Ukrainę oraz związaną z tym zmianą kierunku importu surowców. Widać to było przede wszystkim w cenach paliw – z raportu POPiHN „Przemysł i handel naftowy 2022” wynika, że w ubiegłym roku benzyna EU95 podrożała o 22 proc. r/r, olej napędowy o 34 proc., a autogaz – o 21 proc. Mimo tych wzrostów zużycie paliw w Polsce zwiększyło się o 5 proc. względem 2021 roku – zwiększone zapotrzebowanie dotyczyło wszystkich trzech głównych rodzajów paliw silnikowych (oleju napędowego o 3 proc., benzyn o 5 proc., LPG o 8 proc.). Eksperci POPiHN wskazują, że było to możliwe m.in. dzięki ograniczaniu marż przez operatorów stacji paliw.
Dzisiaj marże są wyjątkowo niewielkie, a to wynika z tego, że popyt na paliwa jest niewielki. Myśleliśmy, że zapotrzebowanie będzie dużo wyższe, więc wszyscy się na to przygotowywali, na kryzys, na większe zainteresowanie krajowych kierowców paliwami, natomiast zgromadzono tak duże komercyjne zapasy paliw, że jest duża nadpodaż – tłumaczy Leszek Wiwała.
Silny wpływ wojny było widać nie tylko w wahaniach cenowych, ale także w postaci zerwanych łańcuchów dostaw, większym zapotrzebowaniu na paliwa w związku z intensyfikacją transportu drogowego przez Polskę oraz znacznym eksportem paliw do Ukrainy. Problem niedoboru paliw w Polsce ograniczył się jedynie do pierwszych dni wojny, kiedy kierowcy zaczęli je masowo kupować w obawie przed rozwojem sytuacji, kilkukrotnie zwiększając popyt.
Poważnym wyzwaniem dla krajowego rynku było także wprowadzenie sankcji na import rosyjskiej ropy i produktów ropopochodnych. Przed wybuchem wojny z Rosji pochodziło 27 proc. unijnego importu ropy. Odcięcie się od tak dużego dostawcy było możliwe dzięki zwiększeniu dostaw surowców z krajów takich jak Arabia Saudyjska czy USA.
Kiedy patrzymy na logistykę i na to, że możemy sprowadzać ropę ropociągiem, co jest technicznie bardzo łatwe i tanie po prostu, i kiedy mamy odejść od ropy, która jest sprowadzana ropociągiem na rzecz dostaw morskich, to jest znacznie bardziej kosztowna i trudna do wykonania operacja logistyczna. Niemniej jednak ona została wykonana – podkreśla Leszek Wiwała. – Te wszystkie dodatkowe koszty należy podejmować, bo wszyscy wspieramy pokój, który powinien wkrótce nadejść w Ukrainie. Polskie naftoporty i terminale, mówimy tutaj o Gdańsku i terminalach w zachodniej Polsce, także bazie paliw w Dębogórzu, która korzysta z terminala w Gdańsku, są przystosowane do tego, żeby być otwartym na gotowe paliwa sprowadzane z zagranicy.
Komentarze