Zdaniem Szczęśniaka: Walka o glifosat trwa
Gdy półtora roku temu opisywałem walkę o pozwolenie na używanie glifosatu, było oczywiste że krótki termin przedłużonego pozwolenia spowoduje szybki powrót do punktu wyjścia. I rzeczywiście – Monsanto, amerykański producent tego najczęściej używanego w świecie środka chwastobójczego, znowu nie wie, czy za dwa miesiące nie skurczy mu się rynek.
Walka rozgorzała bowiem na dobre. We wtorek 24 października Parlament Europejski przegłosował dużą większością głosów (355 do 204) całkowity zakaz użycia glifosatów z końcem 2022 roku. Ale już od początku przyszłego roku glifosat miałby zostać zakazany w użytku prywatnym, a także w parkach i ogródkach dziecięcych. Jednak opinia Parlamentu nie jest wiążąca, a jego siła oddziaływania jest znikoma, o czym przekonaliśmy się choćby przy protestach przeciwko rurociągowi Nord Stream.
Komisja wobec takiego nacisku jeszcze bardziej skróciła okres pozwolenia w projekcie – już nie o dziesięć lat, lecz jedynie o pięć miałoby być przedłużone pozwolenie na użytkowanie glifosatu w Unii Europejskiej. Zmiany te nasiliły jeszcze nabrzmiały konflikt wśród krajów członkowskich, które podzieliły się na dwa zwalczające się bloki. Wielka Brytania i kraje Europy Środkowej (w tym Polska) - popierające glifosat - krytykują kolejne skrócenie terminu (zwykle pozwolenia są wydawane na 15 lat). Strona przeciwna jest bardzo radykalna w swoich żądaniach, a przewodzi jej Francja, która zwalcza glifosat i już w 2011 roku umieściła ten pestycyd na liście substancji powodujących zaburzenia endokrynologiczne.
Jeśli jednak klincz decyzyjny będzie trwał nadal i nie uzyska się większości w ciałach decyzyjnych Unii, nie będzie innego wyjścia niż przyjęcie krótkiego terminu przedłużenia. Podobna sytuacja miała miejsce w 2015 roku (przedłużono o pół roku) jak i w lecie 2016 r., gdy przedłużono o 18 miesięcy do końca bieżącego roku. Komisja musi szybko podjąć decyzję, a ewentualny brak dopuszczenia używania jest ograniczony prostym faktem – na rynku nie ma taniej alternatywy dla Roundup’u, dopiero należałoby nad nią zacząć pracować, a na to potrzeba co najmniej siedmiu lat. Są dwa produkty – "Reglone" Syngenty i "Basta S" Bayera, ale oba są dużo droższe. Dużo poważniejszym ograniczeniem jest fakt, że badania instytucji europejskich nie potwierdzają powszechnych obaw i alarmistycznego podejścia polityków i aktywistów. Ocena Europejskiej Agencji Chemicznej (ECHA) z marca i Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) nie potwierdziły zarzutów o rakotwórczym czy mutagennym charakterze tego pestycydu. Negatywna decyzja Komisji spowodowałaby jej zaskarżenie i duże szanse wygrania sprawy przez Monsanto w sądzie.
Walka o wpływy między reprezentantami biznesu a organizacjami społecznymi jest widowiskowa. Przeciwnicy Roundup’u zmobilizowali opinię publiczną i zebrali grubo ponad milion podpisów popierających zakaz jego używania. Sytuacja robi się nieprzyjemna, badania wykazują, że glifosat można znaleźć w połowie gleb uprawianych w Europie, w 60 procentach pieczywa w W. Brytanii, a także w moczu ¾ Niemców. Oraz w wielu niemieckich piwach, czasem w ilościach znacznie przekraczających dopuszczalną zawartość w wodzie pitnej. I to pomimo tego że niemieckie prawo o czystości piwa obowiązuje już pięćset lat.
W walce o tak duże pieniądze (Roundup to produkt o globalnej wartości $4,75 miliardów dolarów) idą w ruch wszystkie możliwe narzędzia. W Wielkiej Brytanii, gdzie tego środka używa się od 40 lat, opublikowano analizy, zapowiadające katastrofę w razie wprowadzenia zakazu. Zbiory pszenicy miałyby spaść o 20%, obroty sektora rolniczego skurczyłyby się o miliard funtów szterlingów, podatki również spadłyby o prawie 200 milionów funtów. Jednak wartość takich prognoz jest dość wątpliwa, to raczej medialne „strachy na Lachy” niż poważne prognozy.
Pod obstrzałem znalazł się także sam proces przyznawania pozwoleń w Brukseli. Są ku temu powody - całe fragmenty opracowań Monsanto zostały przekopiowane do dokumentów unijnych, będących podstawą decyzji o dopuszczeniu produktu. Ale główny zarzut to posiłkowanie się opracowaniami koncernów, które nie są publikowane i dostępne dla naukowej weryfikacji.
Wojna jest na tyle spektakularna że pod koniec września przedstawiciele i lobbyści Monsanto otrzymali zakaz wstępu do Parlamentu Europejskiego. To kara za odmowę wzięcia udziału w przesłuchaniu parlamentarnym poświęconym ingerencji w procesy decyzyjne przez tę firmę. A w tej materii w Ameryce wydarzyło się coś, co bardzo pomaga przeciwnikom Roundup’u. O tym za tydzień…
Komentarze