Partner serwisu
Tylko u nas
17 czerwca 2024

Zdaniem Szczęśniaka: Chiński wiatr z morza

Kategoria: Aktualności

Bruksela w energii z morza dostrzegła to samo zagrożenie, co w fotowoltaice. Chiny. Rzeczywiście, jest się czego bać. To bardzo dynamiczny konkurent.

Zdaniem Szczęśniaka: Chiński wiatr z morza

W energetyce morskiej początkowo dominowała Europa, która może być dumna, że była pionierem tej gałęzi energetyki. Jednak jej liderem już nie jest, w morską energię weszli Chińczycy późno, ale z przytupem. Pierwszy projekt został oddano tam w 2010 r (przypomnijmy: w Danii w 1991 r.). Energia z morza przyspieszyła, gdy przyjęto 13. Plan Pięcioletni, a jeszcze szybciej zaczęła pracować, gdy rząd skrócił termin stosowania bardzo motywujących taryf FIT (feed-in-tariff). Aby je otrzymać, trzeba było podłączyć instalacje do końca 2021 roku. To niezwykle przyspieszyło prace chińskich deweloperów i producentów. W 2020 r. postawili na morzu 3,8 gigawatów (GW), więcej niż cała Europa (2,9 GW). Kolejny rok to był nokaut - uruchomili prawie 17 GW, gdy Europa zaledwie 3,3 GW. Chiński przemysł nie jest rozpieszczany przez państwo. Jak chce zarobić, musi szybko osiągać wyznaczone cele.

Dzięki temu biegowi, na koniec 2022 r. Chiny pozbawiły Europę lauru lidera - największego rynku offshore, osiągając moce 31,4 GW (48,9% światowych), gdy Europa została z tyłu z 30,3 GW (47,1% z 64,3 światowych gigawatów mocy). W ubiegłym roku Chiny zwiększyły dystans, stawiając na morzu 6,3 GW, gdy Europa 3,8 GW. Chiny mają dzisiaj dokładnie połowę rynku światowego energii z morza i przewagę 11 procent nad pionierem tej branży.

Ale Chiny nie ograniczają się jedynie do realizacji wskaźników udziału energii odnawialnej w bilansie energetycznym - wskaźniki ochrony klimatu przez OZE traktują instrumentalnie. Przede wszystkim inwestują w przemysł, dostarczający urządzeń nowej energii. To bardzo racjonalne podejście, tylko wtedy zielona transformacja energetyczna może się opłacać.

Chińczycy błyskawicznie w ciągu kilkunastu lat rozwinęli produkcję turbin morskich, uruchomili 20 fabryk (o mocach 16 gigawatów mocy rocznie, czyli 58% potencjału światowego), gdy Europa ma tylko 5 (możemy wyprodukować turbiny o mocy łącznie 9,5 GW w Danii, Niemczech i Francji). Ale w Chinach buduje się kolejnych 47 zakładów, gdy w Europie stawiają zaledwie jedną fabrykę, w Polsce zresztą.

Ale azjatycka przewaga to nie tylko samo serce tej energii - turbiny. Przemysłowa dominacja Chin objawia się także w kluczowych urządzeniach dla energetyki morskiej. Kontrolują ponad 70% globalnych dostaw skrzyń biegów, generatorów, łożysk obrotowych, odlewów, odkuwek, kołnierzy itd. itd... Chińczycy dbają też o cały łańcuch logistyczny, szybko więc wybudowali (co się dziwić, mają największy przemysł stoczniowy świata) statki do stawiania wiatraków na morzu. Dodatkowo duże bazy produkcyjne i porty powstały wzdłuż wybrzeży Chin. Budują się też nowe.

U nas nie mówi się nic o mechanizmach tego rozwoju, a domyśle mamy komunistyczne państwo i takąż gospodarkę. Nic dalszego od prawdy. W Chinach panuje ostra konkurencja, rynek jest wręcz rozgrzany do czerwoności. O rynek samochodów elektrycznych walczyło początkowo 400 przedsiębiorstw, produkujących przeróżne modele i typy samochodów. Na rynku energii z morza jest kilku dużych chińskich producentów turbin - sedna całej instalacji.

Ich walka owocuje coraz lepszymi osiągami technicznymi. Na dniach Dongfang oddał największą na świecie turbinę morską o mocy 18 megawatów, mającą wirnik średnicy 260 metrów o powierzchni 53 tysiące m2. Istotą innowacyjności tej nowej turbiny jest nowy, wypracowany samodzielnie przez chińską korporację generator na stałych magnesach. Przypomnijmy, największą europejską jest Vestas 15 MW - 236 m i 43,7 tys. m2.

Ten rekord był wynikiem wieloletniego rozwoju - cztery lata temu tenże Dongfang oddał 10-megawatową turbinę, a dwa lata temu - 13 MW. Ale nie ma lekko, dzisiejszemu liderowi inni producenci depczą po piętach. Rok temu Goldwing (chiński lider światowy w produkcji turbin) zainstalował 16-megawatową turbinę o wirniku średnicy 252 m. Chwilę później inny OEM - Mingyang uruchomił również turbinę morską 16-MW. W początku ubiegłego roku Haizhuang (spółka chińskiego budowniczego statków CSSC) przedstawiła gondolę o mocy 18 MW. W tym samym czasie Mingyang również przedstawił projekt 18-megawatowej turbiny, o średnicy wirnika 280 metrów i powierzchni 66 tys. m2. Będą kolejne światowe rekordy, gdy zaczną je instalować na morzu.

Chińscy producenci pracują także nad odpornością instalacji w ekstremalnych warunkach, na przykład wobec tajfunów, wyposażając je tak, by wytrzymały wiatry, wiejące ponad 60 metrów/sekundę. Na Bałtyku to nieprzydatne, tu najszybszy wiatr zanotowano na poziomie 44 m/s (160 km/h).

Wiatr z morza to branża bardzo intensywnego rozwoju technologii, błyskawicznie skróconej i podniesionej bardzo wysoko "krzywej uczenia się". Mówi się nawet o "przekleństwie gwałtownej innowacji". Na morzu nie ma ograniczeń lądowych - wysokość, sąsiedztwo, hałas. Dlatego trwa wyścig w zwiększaniu wymiarów i mocy, co obniża koszty produkowanej energii. Rywalizacja w budowie coraz potężniejszych turbin skróciła okres rozwoju technologii, ale trudno jest osiągnąć zwrot z inwestycji, bo serie są krótkie, nie osiąga się efektu skali. A dostawcy pomocniczych urządzeń (statków np.) muszą nadążyć za coraz większymi modelami turbin. Żeby było jeszcze gorzej, ta "gonitwa w górę" łączy się w jedno z "wyścigiem do dna", czyli spadkiem cen. To uderza w producentów, ale Chińczycy lepiej to znoszą. 

Wściekła konkurencja na rynku chińskim (to co u nas nazywa się "nadmiernymi mocami produkcyjnymi") prowadzi po pierwsze do wzmożonego wyścigu technologicznego, ale także do obniżenia kosztów przez wojny cenowe, które wycinają najsłabszych w tym wyścigu. Czyż trzeba lepszej ilustracji dla "dzikiego, XIX-wiecznego kapitalizmu"?

Chińczycy w fotowoltaice zgarnęli całą pulę, w lądowej energii wiatru jest im znacznie trudniej, ale też sobie dobrze radzą. Teraz atak poszedł na energię z morza, przebili się na europejski rynek w 2022 r. Włoska instalacja, pierwsza na Morzu Śródziemnym, niewielka, 30 megawatów, powstanie dzięki dziesięciu 3-megawatowym turbinom Mingyang.

Trudno więc sobie wyobrazić odcięcie się od takiego partnera i konkurenta. Tylko że tłuste europejskie koty, upasione i odwykłe od konkurencji, głośno krzyczą: chrońcie nas! Unia próbuje, przyjrzymy się temu za tydzień...

fot. 123rf
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ