Niebezpieczny azotan
Opisywałem wcześniej (patrz: TUTAJ), jak Amerykanie przy pomocy przepisów antyterrorystycznych zarządzają bezpieczeństwem sektora chemicznego i okazało się, że pomimo iż przez te lata nie było żadnych ataków, tak przedsiębiorstwa, jak i pracownicy czy mieszkańcy terenów wokół zakładów – chcą, by te przepisy dalej obowiązywały.
Dlaczego? Bowiem poziom bezpieczeństwa przemysłowego jest bardzo niski.
Pouczający jest przykład strażaków, którzy interweniując w przypadkach katastrof i pożarów, nie mają żadnej informacji na temat rozmieszczenia i ilości niebezpiecznych materiałów, przechowywanych na terenie zakładu. Dlatego dochodzi do bardzo niebezpiecznych sytuacji. Przy jednej z interwencji strażacy już mieli wchodzić do hali produkcyjnej, gdy po głośnej eksplozji przez dach wyleciała płonąca 200 litrowa beczka z chemikaliami, która z hukiem rozbiła się na fabrycznym parkingu. Innym razem, gdy pogotowie zostało wezwane do pracownika z objawami bólów kręgosłupa, na miejscu okazało się, że potrzebne były maski tlenowe, gdyż kilkunastu pracowników miało objawy nudności i braku oddechu spowodowane ekspozycją na chlor.
To są drobne przypadki, ale dochodzi też do tragedii. 17 kwietnia 2013 r. w hurtowni nawozów i chemikaliów w Teksasie West Fertilizer Company wybuchł pożar. Na składzie znajdowała się saletra amonowa, nawóz i jednocześnie materiał wybuchowy. Jej eksplozja spowodowała śmierć 15 osób, a 260 zostało rannych.
Azotan amonu był przyczyną wielu katastrof z ogromnymi ofiarami w ludziach. Prawie wiek temu – 21 września 1921 r. – wybuch w składzie chemicznym w Oppau (Niemcy) spowodował śmierć 561 osób. 16 kwietnia 1947 r. w Texas City eksplozja ok. 2,3 tysiąca ton NH4NO3 doprowadziła do śmierci 570 osób. W Tuluzie (Francja) w 2001 r. na skutek wybuchu zginęło 30 osób, tysiące było rannych, a duży obszar miast został zniszczony. Przy pomocy tej substancji przeprowadzono pierwszy zamach na północną wieżę World Trade Center – 26 lutego 1993 r. w podziemnym garażu eksplodowała zaparkowana ciężarówka wypełniona 682 kilogramami azotanu amonu. Zginęło wtedy 6 osób, a ponad tysiąc zostało rannych (film o katastrofie można zobaczyc TUTAJ; źródło: U.S. Chemical Safety and Hazard Investigation Board).
W Ameryce w miejscu pracy ginie rocznie ponad 5 tysięcy pracowników, głównie w sektorze budowlanym. Dlaczego więc przypominam o wypadku w teksańskiej mieścinie West? Bo gdy przybyli tam strażacy z akcją gaśniczą, po prostu nie wiedzieli, jak niebezpieczne są magazyny tej hurtowni. Weszli do akcji i znaleźli się w polu rażenia dokładnie w chwili wybuchu i kilku z nich zginęło. Nie było bowiem obowiązku informowania służb ratowniczych o przechowywaniu materiałów niebezpiecznych, choć znajdowało się tam 50 ton nawozu, będącego jednocześnie materiałem wybuchowym.
W ciągu dekady poprzedzającej tę tragedię, w Ameryce wydarzyło się 150 dużych katastrof chemicznych – pożarów, wybuchów i wycieków, i ponad 2200 wypadków, które razem spowodowały śmierć 58 osób, a zraniły 17 tysięcy. Straty szacuje się na 2 miliardy dolarów.
Wprowadzenie przepisów antyterrorystycznych skłoniło tysiące przedsiębiorstw do obniżenia zagrożenia związanego z niebezpiecznymi chemikaliami. Prostymi metodami: poprzez konsolidację rozproszonych substancji, zmniejszenie ich ilości i ograniczenie miejsc ich przechowywania, zamianę niebezpiecznych składników na mniej groźne lub o mniejszej koncentracji. Takie działania są pomocne nie tylko podczas ataków terrorystycznych, których – jak wiemy – nie ma, ale także przy ekstremalnych zjawiskach pogodowych, przerwach w dostawach prądu, nieuwadze pracownika czy nieszczęśliwym splocie okoliczności.
Ameryka jest nastawiona na biznes i zysk, co zapewnia jej światową potęgę. Jednak wobec dzisiejszych zagrożeń, choćby chemicznych, ci, którzy ponoszą koszty konkurencyjności, wykorzystują każdą okoliczność, nawet terroryzm, by zmniejszyć zagrożenia. Bo w chemii oznaczają one zrujnowane życie, a nawet śmierć.