Zdaniem Szczęśniaka: 60-letnia Przyjaźń, w rozbudowie
Ostatnio Budapeszt stoczył głośną i pełną oskarżeń bitwę polityczną z Kijowem i Brukselą. Walka szła o południową nitkę Przyjaźni. Węgrzy bronią swoich interesów, tak bieżących zysków z rosyjskiej ropy jak i strategicznych. I rozbudowują rurociąg z Rosji!
„Przyjaźń” (po rosyjsku Дружба, po węgiersku Barátság) to jeden z największych naftowych systemów rurociągowych na świecie, długości około 4 tysięcy kilometrów. Oficjalnie otwarto system 15 października 1964 roku, czyli 60 lat temu. Wybudowano go dzięki współpracy członków ówczesnej RWPG, gospodarczej organizacji państw bloku radzieckiego.
System zaczyna się w Samarze (wtedy jeszcze Kujbyszew) nad Wołgą, gdzie do wielkich zbiorników zlewa się różne gatunki rosyjskiej ropy, żeby uzyskać mieszankę (blend) URALS o stabilnym składzie. Rury biegną na Białoruś, gdzie zaopatrują rafinerię Mozyr, później dzielą się na dwie nitki: północną do Polski i Niemiec oraz południową – na Ukrainę. Tam system znowu rozdziela się na Słowację (dalej do Czech) i Węgry.
Dzisiaj nazwa „Przyjaźń” wyjątkowo kłuje w uszy. Jednak gdy w 2022 roku Bruksela wymusiła naftowe embargo, węgierski premier Viktor Orbán dla całego rurociągu wywalczył wyłączenie z zakazu importu z Rosji. Jednak losy dwóch nitek – północnej i południowej potoczyły się zupełnie inaczej. Zacznijmy od południowej. Tam węgierski MOL oraz Czesi korzystają z ogromnych upustów na rosyjskiej ropie. Choć narzucono im ograniczenia na eksport produktów z niej (żeby zmusić do dywersyfikacji), ale pozwolono wysyłać je, o ironio!… na Ukrainę. Czyi ukraińska armia walczy z rosyjską, używając paliw z rosyjskiej ropy!
Głównym nabywcą jest węgierski MOL, znaczący gracz regionalny, ekspandujący na sąsiednie kraje. MOL przerabia łącznie 21 mln ton ropy w trzech rafineriach: Danube w Százhalombatta, Slovnaft w Bratysławie oraz Rijeka w Chorwacji i w zakładach petrochemicznych w Tiszaújváros. Wszystkie one powstały właśnie w okresie budowy rurociągu Przyjaźń i on je przez ponad pół wieku zaopatrywał.
A rosyjski URALS dla rafinerii naszej części Europy to ważny gatunek ropy. REBCO (to handlowa nazwa) to specyficzny, najlepiej pasujący technologicznie blend, ropa ciężka, ze średnią zawartością siarki. Dla jej przerobu rafinerie naszego regionu były projektowane, budowane i unowocześniane, z niej uzyskują najlepszą wiązkę produktów. Szczególnie teraz Węgry zarabiają ogromne pieniądze na jej imporcie. Tak jak Polska traci na odcięciu się - Daniel Obajtek, prezes Orlenu, po zerwaniu kontraktu z rosyjskim Tatnieftem, skarżył się w Financial Times, że "utrata rosyjskiej ropy kosztuje Orlen 27 milionów dolarów dziennie”.
Węgrzy odnoszą nadzwyczajne zyski z importu ze wschodu, ale co ciekawsze, inwestują w przyszłość tego kierunku dostaw. Rozbudowują południową nitkę Przyjaźni! Pod rosyjską ropę!
W Polsce to się w głowie nie mieści, ale Węgrzy podchodzą pragmatycznie i strategicznie, patrzą w znacznie dłuższej perspektywie, będąc przekonani, że Europa powróci do współpracy energetycznej z Rosją, gdy ta wojna kiedyś się skończy. I że nie warto dzisiaj palić mostów, a raczej przygotować atuty na kolejne rozdanie.
W czerwcu 2023 rządy Węgier i Serbii podpisały porozumienie o budowie połączenia systemów rurociągów naftowych, przez które będzie płynęła ropa z Rosji. Ma ono kosztować 150 milionów dolarów i uniezależnić Belgrad od dostaw z adriatyckiego portu Omišalj, poważnie obniżając koszty tak ropy jak i jej dostawy. Relacje Serbii i Chorwacji nie należą bowiem do najlepszych. Rurociąg długości 128 kilometrów, między Nowym Sadem a Algyő koło Szegedu. Tak na marginesie, żeby zrozumieć skomplikowaną historię naszego regionu, warto przytoczyć historyczne nazwy tego obecnie serbskiego miasta: dzisiaj Нови Сад - Nový Sad, wcześniej węgierski Újvidék, kiedyś niemiecki Neusatz (an der Donau), a jeszcze z czasów rzymskich łacińska Neoplanta.
Projekt narodził się jeszcze przed wojną. Porozumienie między rządami podpisano w październiku 2022, a premier Viktor Orbán i prezydent Serbii Aleksandar Vučić przedstawili ten projekt jako „remedium na sankcje Brukseli”. Chorwacja bowiem nie może przesyłać do Serbii rosyjskiej ropy z powodu unijnego embarga, a Węgry mogą. Jeśli tak, dlaczego nie pójść na całość? I idą.
Jednak taki bieg wydarzeń bardzo kłuł w oczy w Kijowie i Brukseli. Południowa nitka przesyła rocznie prawie 9 milionów ton ropy, więc w czerwcu rząd ukraiński uniemożliwił tranzyt rosyjskiemu dostawcy Łukoil, największemu eksporterowi ropy dla Węgier i Słowacji. Węgry musiały więc bronić swego realnie jedynego źródła ropy – południowej nitki Przyjaźni przez Ukrainę. Byli do tego dobrze przygotowani dzięki utrzymaniu dobrych relacji z Rosją i Białorusią. Już od początku zagwarantowali sobie, że o ile ropa Łukoila nie mogła płynąć, to wielkość dostaw wcale się nie zmniejszyła. Jednak to była tylko „szybka piłka”, zmiana nadawcy, trzeba było zabezpieczyć się też na dłuższą metę.
Dla pokazania, po której stronie w tym konflikcie stoi Bruksela, stoczyli hałaśliwy spór medialny z Komisją Europejską (zieeew… zdążyliśmy już przywyknąć). Oczywiście – po stronie Kijowa. Więc szybko sami rozwiązali problem. Wypracowali przy tym model tranzytu, który może się przydać w przesyle gazu.
Na początku września MOL zawarł kontrakt z Łukoil, przejmując własność ropy na białorusko-ukraińskiej granicy. Teraz już przez Ukrainę płynąć będzie węgierska ropa, nie rosyjska. Ale równie dochodowa.
Za tydzień, co tam z północną nitką 60-letniego rurociągu…