Zdaniem Szczęśniaka: Spółka " Węgiel Polski" w likwidacji
Gdy ostatnio pisałem o likwidacji wydobycia łupków naftowych w Estonii, nie przypuszczałem, że tak szybko przyjdzie mi pisać o Polsce. O wszystkim zadecydował 25 września. Data to ważna i warto ją zapamiętać, tego dnia bowiem opadła kurtyna, skrywająca zamiary władzy, która wreszcie wykrztusiła z siebie decyzję długo skrywaną, bolesną i niewygodną. Stojącej w całkowitej sprzeczności z poprzednimi deklaracjami.
Wcześniej mieliśmy działania, które mogły wskazywać na sprzeciw, na próby (choć nieudolne, niekonsekwentne... ale jednak...) oporu przeciwko polityce Brukseli. Pisałem o dziwnych zachowaniach rządu i ministra Szyszko czy głośnych protestach wobec strategii Zielonego Ładu premiera Morawieckiego, który odmawiał europejskiego lotu na Księżyc. Niestety wyszło jak zwykle.
25 września był efektem strajków górniczych. Nie były one masowe, jednak najbardziej zdeterminowani w obronie swoich miejsc pracy w PGG górnicy zaczęli w poniedziałek zjeżdżać pod ziemię. Protestowało łącznie 110 górników – 66 w kopalni Ruda, 31 w kopalni Piast-Ziemowit, a 13 w Wujku. Na piątek była zapowiedziana manifestacja w Rudzie Śląskiej, więc robiło się gorąco.
Do Katowic pojechała rządowa delegacja, próbując załagodzić konflikt. Rozpoczęły się negocjacje, którym ze strony rządowej przewodniczył nowy pełnomocnik rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego, wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń. Po wielogodzinnych negocjacjach zawarto porozumienie ze śląskimi związkami zawodowymi, w którym zadeklarowano, że kopalnie PGG będą zamykane według ustalonego harmonogramu, a ostatnie zostaną wygaszone w 2049 roku. Górnicy uratowali swoje miejsca pracy, a rząd pierwszy raz w historii wprost zadeklarował program likwidacji wielkiej polskiej branży gospodarczej. To właśnie ten moment przełomu, udawana transformacja okazała się likwidacją.
Tweet ministra Sobonia, ogłaszający likwidację górnictwa.
A przecież niedawno, jeszcze w czasie kampanii wyborczej padały obietnice odblokowania inwestycji węglowych. Szykowano kolejną "specustawę” (jak wiadomo w państwie prawa nie da się nic poważnego zbudować bez uchylenia tony przepisów jakąś "specustawą"), która miała uprościć proces decyzyjny przy budowie kopalń, udostępnieniu złóż czekających na zagospodarowanie, czyli rozwoju, a nie likwidacji górnictwa. Ale był to czas obietnic, których nikt nie myślał dotrzymywać. A może i myślał, a wyszło jak zwykle? Jak to u nas...
Przy tej smutnej wiadomości warto zauważyć rzecz, która napełnia optymizmem. Wbrew hejtowi, szczególnie w mediach społecznościowych, to właśnie górnicy i ich związki zawodowe okazały się prawdziwie polskim gospodarzem, ceniącym krajowe zasoby, dbającym o los przedsiębiorstw i co za tym idzie - miejsca pracy. Jak często pisałem, górnicy, związkowcy dobrze wiedzą, co niszczy przedsiębiorstwa, w których pracują i odbiera im miejsca pracy. Można by takiej świadomości i troski życzyć rządzącym.
Otóż oprócz miejsc pracy (co naturalne), górnicy bronili także interesów gospodarczych, o których władza zapomniała. Otóż w porozumieniu ustalono także kilka zmian systemowych, którymi nie powinni się przecież pracownicy zajmować.
Przede wszystkim uzgodniono zniesienie obowiązku sprzedaży energii elektrycznej przez giełdę. Jest to bowiem system, który umożliwia wejście tanim (bo subsydiowanym) źródłom zza granicy i rozbijanie krajowego systemu energetycznego, co oczywiście uderza też w wydobycie spalanie węgla, co widać w comiesięcznych statystykach.
Ustalono także mechanizm, podobny do stosowanego dla źródeł odnawialnych OZE. Otóż w mechanizmach Feed-in-Tariff czy "strike price", a ostatnio przetargowym, wytwórca zielonej energii ma zagwarantowane stałe ceny, niezależnie od tego, co się tam na rynku giełdowym wyrabia. Węgiel, energetyka systemowa były zdane na "mechanizm rynkowy", czyli musiały się podporządkować z jednej strony napływowi nieprzewidywalnych strumieni energii z kraju i zagranicy, a z drugiej strony - absurdalnym cenom (np. ujemnym), gdy tej zielonej energii napływało za dużo, a energetyka nie zdążyła obniżyć generacji. Była wtedy karana za swoją zbyt niską elastyczność wobec preferowanego i dotowanego źródła.
Podobny mechanizm immunologiczny górnicy wynegocjowali z rządem, państwo ma pokrywać straty kopalń wynikające z niskich cen rynkowych węgla, z kolei przy korzystnych cenach węgla kopalnie będą zwracać środki do budżetu państwa. Klasyczny "strike price", system cenowy przewidywalny dla długoterminowego inwestora, z którego zalet do tej pory korzystała obdarzano jedynie energia z wiatru czy słońca, ale także zastosowano przy elektrowni jądrowej, budowanej w Wielkiej Brytanii. Bez niego by po prostu nie powstała. Taki bowiem rynek, gdy nie ma realnej konkurencji, a są szalejący traderzy i narastająca spekulacja - to mechanizm niszczący przedsiębiorstwa o dużych nakładach kapitałowych i wysokich kosztach stałych. Na dodatek prawnie upośledzonych przez wiele regulacji i mechanizmów (np. "merit order").
Górnicy skorygowali także najnowsze plany Ministerstwa Klimatu, które jak sama nazwa wskazuje, ma dbać o globalny klimat, a nie o krajowe miejsca pracy czy rozwój gospodarki. W najnowszej strategii energetycznej Polski do 2040 roku, już trzeciej wersji tego rodzącego się w bólach dokumentu, Ministerstwo założyło że udział węgla w generacji energii elektrycznej ma za 20 lat obniżyć się z obecnych 75 procent do 28, a nawet do 11 procent! Związki zawodowe wymusiły nową umowę społeczną, gdyż tak ambitne plany zniszczenia całej polskiej energetyki uznali za nie do przyjęcia. Nie będzie więc błyskawicznej likwidacji górnictwa i energetyki, jaką rządzący chcieli zaserwować jeszcze kilka tygodni wcześniej.
Mamy więc przykład dialogu społecznego, gdzie strona społeczna wymusza na rządzących zmianę absurdalnych planów, ustalonych gdzieś w Brukseli czy jakimś innym odległym miejscu. Więcej takich!
Komentarze