Andrzej Szczęśniak: Nawozy stanęły
Zakłady chemiczne wstrzymały produkcję nawozów. We wtorek 23 sierpnia ogłosiły o tym zarówno Grupa Azoty, jak i Anwil z Grupy Orlen. Nie jesteśmy w tym sami. Nawozowy odwrót z Europy szybko się pogłębia. Gdy nasze stanęły - w Europie nie pracowała już połowa produkcji amoniaku i 1/3 mocy nawozów azotowych została zatrzymana, głównie w Niemczech, ale także w Holandii, Włoszech i wielu innych państwach EU.
Na tym się nie kończy, następnego dnia Achema - największe zakłady chemiczne na Litwie, ogłosiła zamknięcie produkcji, gdyż "ceny naszych nawozów są niekonkurencyjne z produkcją Rosji i USA". Już jesienią ub. roku ograniczono tam produkcję, a w kwietniu Litwa wstrzymała import gazu z Rosji, co przypieczętowało los zakładu. Tego samego dnia Yara ogłosiła kolejne zatrzymanie, wstrzymując 2/3 swoich europejskich mocy produkcyjnych amoniaku. Amerykański producent CFI także zamknął zakłady w W. Brytanii. Efekt domina widać jak na dłoni.
W Polsce zaczęła się rutynowa chłopska ściana płaczu, że "czeka nas tragedia i drożyzna". Właśnie kończą się pieniądze na dopłaty (3,5 miliarda zł) do nawozów, więc chłopy mobilizują rząd do kolejnych, tym razem dużo wyższych dopłat. Ale nie ma się co dziwić rolnikom. Jeśli w poprzednim sezonie kupowali nawozy azotowe w cenach 700-1000 zł/t, to teraz za saletrę muszą płacić 4500 zł. Nawozy wieloskładnikowe nabywali w cenie 1800 zł, dzisiaj nawet za 5000 zł. Niektóre nawozy zdrożały wręcz o 600%. Czegoś takiego nigdy nie było. I przy takich szaleństwach nie pomogą żadne tarcze, wyzerowane VAT-y, dopłaty do nawozów, gdy te drożeją o 400-500 procent.
Stało się to, co musiało się stać: wzrost cen spowodował spadek popytu. Magazyny Azotów są pełne nawozów, minister mówił, że mają ich tam "grubo ponad 100 tysięcy ton". I jeszcze u dealerów... Dużo więcej niż rok temu. Tylko z jednym się minister lekko omsknął, mówiąc, że "spokojnie można nawozy nabywać". To w ramach uspokajania, że "spokojnie, nie zabraknie..." Jasne, przy takich cenach... spokojnie.
Ale drożały przecież nie tylko nawozy - ceny żywności szły także w górę, więc przestrzeń dla wzrostu kosztów (nawozy) była. Wcześniej (w pierwszym kwartale 2022) ta sytuacja hojnie wynagradzała Azoty. Nawozy (62% przychodów 1Q22) niezwykle podrożały w ciągu roku, średnio ceny były trzykrotnie wyższe niż w 1Q21. Więc i zyski były doskonałe - 4-krotnie wyższa kwotowo EBITDA, 2-krotnie procentowo. Dominowało przekonanie, że polskie koncerny są w stanie zaspokoić krajowy popyt.
Tak było w pierwszym kwartale. Ceny gazu, najważniejszego surowca, rosły, ale nie aż tak szybko, jak ceny produktów. W drugim kwartale kierunek zmian się odwrócił. Przyspieszenie na spekulacji gazem wywindowały ceny tak wysoko, że produkcja się już nie opłacała. Ceny produktów rolnych zaczęły spadać, także dzięki masowemu importowi z Ukrainy. Sprawa jest prosta - dzisiaj wzrost kosztów produkcji jest większy niż wzrost cen. Koszty surowców bowiem nie znają ograniczeń, jak widać po gazie - możliwa jest każda cena, nieważne jak absurdalna. Ile sobie spekulanci wymyślą, tyle i będzie. Przecież to tak ładnie wygląda na wykresach. Gaz został spekulacyjnie wywindowany do poziomów, niedostępnych dla żywności, a zatem i nawozów.
Notowania instrumentów finansowych, decydujących o cenach gazu (źródła: ice.com)
Ale ścianą, o którą się to wszystko odbija jest końcowy nabywca, który ustępuje, wciąż kupuje pomimo wyższej ceny, ale potem zaczyna pękać, ogranicza zakupy. Rolnik staje bowiem przed paraliżującym dylematem: kupić bardzo drogie nawozy, a w przyszłym roku ceny rolne mogą być... no właśnie... jakie?
Mamy do czynienia z odpryskiem globalnego kryzysu systemu cenowego, opartego na instrumentach finansowych (żeby się nie powtarzać, po więcej informacji zapraszam tutaj...). Fragment tego globalnego tsunami musiał oczywiście pójść głębiej w łańcuch wartości produktów o wysokiej zawartości surowców energetycznych. Nawozy są jednym z nich.
Producenci działający na fragmentach łańcuchów wartości w branżach opartych na produktach masowych, żeby w ogóle utrzymać swoje funkcjonowanie, muszą kombinować, jak koń pod górę. Kaprysy rynków wymiotły niedawno wszystkich prawie nowych graczy energetycznych, próbujących żyć z marży detalicznej.
Ceny gazu przebiły sufit, więc trzeba było "minimalizować straty" - twierdzi menadżer Azotów. Ciekawe jest jego stwierdzenie, że priorytetem jest minimalizowanie strat i podjęto "decyzję o wariancie nie tym najbardziej ekstremalnym". Czyli można sobie dopowiedzieć, że jeśli ceny będą na tak wysokim poziomie jeszcze przez dłuższy czas, to trzeba będzie podjąć te najbardziej ekstremalne decyzje. O ostatecznym zamknięciu produkcji?