Partner serwisu
Tylko u nas
02 stycznia 2023

Zdaniem Szczęśniaka: Niemcy wchodzą na rynek LNG

Kategoria: Aktualności

Przełomowym wydarzeniem ostatnich dni 2022 roku było otwarcie pierwszego terminalu LNG w Niemczech. Wybudowano go błyskawicznie, naprawdę pokazano niemiecką sprawność.

Zdaniem Szczęśniaka: Niemcy wchodzą na rynek LNG

Niemcy były (i wciąż są) największym na kontynencie konsumentem gazu i jednocześnie nie mieli żadnego portu LNG. Nastawili się na dostawy rurociągami z Rosji z bardzo prostego powodu: był dużo tańszy. Jednak geopolityczna zawierucha na Ukrainie w końcu złamała ich opór przed podporządkowaniem się amerykańskim regułom gry. Musieli szybko reagować, zaopatrując się w LNG, inaczej groziło załamanie energetyczne na ogromną skalę. Natychmiast postanowiono budować terminale do odbioru LNG. I to aż cztery. I zaplanowano, że w 2023 r. przyjmą one 13 miliardów m3 (na 96 mld w 2021 r.). I jak to Niemcy, solidnie, ale też i błyskawicznie, zrealizowali swoje plany. Już w grudniu uruchomiono pierwszy z nich. Już w trakcie tego zwrotu, gdy nieznani sprawcy wysadzili w powietrze rurociągi Nord Stream

O niemieckie talenty organizacyjne i techniczne można być spokojnym, ale Niemcy przekonali się też, jak trudno jest znaleźć się na światowym rynku LNG. Ich negocjacje z Katarem, jednym z trójki największych producentów, na początku były wręcz poniżające. Minister energii Kataru publicznie pouczał wicekanclerza Niemiec Habecka: "Nikt samodzielnie nie może zastąpić rosyjskich dostaw gazu do Europy w bliskiej perspektywie. Mówienie, że możemy się obejść bez Rosji, że Katar lub inni mogą ją zastąpić, jest po prostu śmieszne. To jakiś nonsens".

Jednak Katar został wyznaczony przez USA jako drugie po Stanach źródło LNG dla Europy. Natychmiast więc wykorzystał sytuację i zażądał umorzenia antymonopolowego dochodzenia, prowadzonego przez Brukselę. I tak oczywiście się stało. Ale konflikt z Katarem znowu odżył, gdy wybuchła sprawa korupcji przy wyborze miejsca mistrzostw świata w piłce nożnej. Gdy 9 grudnia przeszukano biura i mieszkania brukselskich polityków, w tym wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego, znajdując walizki pieniędzy od zagranicznych lobbystów, przede wszystkim z Kataru.

Skandal ten całkowicie zablokował możliwości bliższej współpracy (szczególnie Niemiec) z Katarem. Ten emirat jest bowiem bardzo czuły na to, co się o nim mówi i pisze, i nie puszcza płazem żadnych obelg. Przekonali się o tym i Muamar Kaddafi i Hosni Mubarak, który pogardliwie stwierdził, że cała ludność Kataru zmieści się w kairskim hotelu Hilton.

I choć dzisiaj rola Kataru dla Europy nie jest krytyczna (zaledwie 5% dostaw gazu do EU, ale 15% importu LNG), to dwie potężne instalacje skraplające, w które inwestuje Katar (zwiększenie za 5 lat eksportu do 126 mln ton = 175 mld m3)  umocnią jego pozycję wśród dostawców. Ale już teraz Europa może liczyć na 12-15 milionów ton rocznie LNG z Kataru. Zakazanie przedstawicielom tego państwa wstępu do Parlamentu Europejskiego jednak wywołało wrogą reakcję i groźbę, że z europejskim bezpieczeństwem dostaw może być ciężko.

A jeśli dodać do tego unijne rozpaczliwe próby wprowadzenia pułapu cenowego, ograniczającego ceny kupowanego gazu, to już widać potężny konflikt z dostawcami, którzy nie pozwolą sobie wyrwać sobie nadzwyczajnych zysków, którymi obdarował ich ślepy los (ups... przepraszam, rynki finansowe). Katar już zagroził blokadą dostaw do Europy, jeśli ograniczy wysokość cen, a jak wiemy, to już prawie uzgodnione.

Po usunięciu początkowych przeszkód okazało się, że z interesów nic nie wychodzi, Niemcy nie mogli dopiąć kontraktu z Katarem. Przeszkodą były oczekiwane przez dostawcę kontrakty długoterminowe, a te kłóciły się z unijną zieloną agendą i planowaną całkowitą dominacją źródeł odnawialnych, wspartych dodatkowo wodorem. W sierpniu negocjacje zakończyły się niczym, pomimo wizyty kanclerza Scholza i zawartego w marcu porozumienia o energetycznym partnerstwie.

Ale Niemcy potrzebują coś w miejsce rosyjskiego gazu. I tutaj pojawił się dowodzący całą tą operacją energetycznego zwrotu Europy w kierunku morza. W końcu w grudniu Niemcy podpisali z Katarem długoterminowy kontrakt (15 lat) na dostawy 2 miliony ton (2,7 mld m3) LNG rocznie. Co prawda to zaledwie 3% niemieckich potrzeb, ale w kryzysie każdy grosz się liczy. Sama Ameryka nie wystarczy, choć stała się największym dostawcą LNG do Europy.

Ale kontrakt nie do końca jest z Katarem. LNG z tego emiratu ma dostarczyć amerykański koncern Conoco Phillips. Warto pamiętać, że udziałowcami w katarskich instalacjach skraplających (i nie tylko) są amerykańskie koncerny naftowe. To one odnoszą krociowe zyski z tanich złóż i to one kierują eksportem. Gdy tylko surowiec zostanie załadowany na gazowiec, staje się własnością koncernu, który decyduje, komu go sprzedać. Tak więc w praktyce Niemcy zawarli kontrakt z amerykańskim dostawcą, który będzie brał gaz z Kataru.

Amerykanie już opanowali europejskie dostawy LNG, ale nękają ich kłopoty, które windują niemiłosiernie ceny. Pożar instalacji we Freeport LNG pozbawił rynek światowy drugiego pod względem wielkości amerykańskiego producenta (20% produkcji w USA) i siódmego w świecie. Force majeure oczywisty, ale wielcy traderzy tego rynku (jak Shell, BP czy TotalEnergies) ponieśli poważne straty, nie mając do dyspozycji taniego amerykańskiego LNG, i musząc go zastąpić drogimi zakupami na spocie. Dla odbiorców to ostrzeżenie, że dostawy wcale nie są takie pewne, jak się wydaje, ale przede wszystkim, że ten model bezpieczeństwa energetycznego naprawdę słono kosztuje.

Ile dokładnie kosztuje... już niedługo.

fot. 123rf.com
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ