Zdaniem Andrzeja Szczęśniaka: Orlen, lata ekspansji i czkawki
Orlen rośnie nam w oczach, jest coraz większy i większy. Tydzień temu opisałem sam początek powstawania i rośnięcia płockiego giganta, dzisiaj czas na wspomnienie zagranicznej ekspansji i jej skutków.
Pierwszego rafineryjnego zakupu za granicą Orlen dokonał w 2005 roku. Kupił wtedy 63% akcji Unipetrolu, który kontrolował spółkę Česká rafinérská, posiadającą dwie rafinerie w Litvinowie i Kralupach, a także petrochemię (Spolana, jedyny producent PCW i kaprolaktamu) i 400 stacji paliw Benzina. Koncern z Płocka wygrał wtedy konkurencję m.in. z Shellem. Gra była ostra, gazeta Rzeczpospolita (polska, polska...) rzuciła oskarżenie, że wynik przetargu został odgórnie ustalony.
Protesty w Czechach przeciwko wysprzedawaniu rodowych sreber (czeskim mediom, czy raczej ich właścicielom, również nie podobał się ten zakup) i długotrwałe procesy sądowe dodały pikanterii tej akwizycji, szczególnie gdy po drugiej stronie sądowej ławy znalazł się premier Czech. W końcu jednak burze przeszły i w 2018 roku Orlen stał się wyłącznym akcjonariuszem Unipetrolu.
Ale sukcesem finansowym ta akwizycja to nie była - do 2012 roku Unipetrol odnotowywał straty. A przez ten czas płocki gigant dokonywał poważnych i kosztowych inwestycji w czeskie aktywa.
Potem przyszedł pamiętny A.D 2006. Orlen wykupił od zbankrutowanego rosyjskiego Yukosa rafinerię w Możejkach. To upolityczniona transakcja, która rozpoczęła wiele lat kryzysu - na początek odcięcie od dostaw ropy w lecie i pożar w rafinerii na jesieni, który na półtora roku ograniczył produkcję. Konflikt w mniej ostrej postaci trwał jeszcze do niedawna - koleje litewskie utrudniały i zawyżały koszty transportu produktów, choć był przecież największym podatnikiem na Litwie. Długie lata Orlen borykał się z problemami, stwarzanymi przez Rosję, a później... - Litwę!
Dopiero niedawno wieloletni wysiłek w ustabilizowanie zakładu, okupiony wieloma laty strat finansowych zakończył się całkowitym przejęciem własnościowym i wielomiliardowymi inwestycjami w zamian za połączenie kolejowe z Polską.
Jednak finansowy rezultat akwizycji był jeszcze gorszy niż w przypadku Unipetrolu. Do 2014 roku rafineria w Możejkach poniosła łącznie 538 milionów dolarów strat. Dramatycznie słaby wynik i to przy inwestycjach, do których się Orlen zobowiązał, na kwotę 3,7 miliarda $. Powierzona nam misja zablokowania ekspansji rosyjskich firm naftowych w naszym regionie, kosztowała bardzo drogo.
Zadłużenie spółki było koszmarne, w 2006 roku PKN Orlen miał 3,4 mld zł kredytów i pożyczek długoterminowych, rok później już prawie 7 mld zł. W 2009 roku długoterminowe zadłużenie PKN Orlen było rekordowe w historii spółki - 12,5 miliarda zł. To długi zaciągnięte na zakup i inwestycje w Możejki.
W efekcie nastąpił długi okres sprzedaży majątku spółki - dość oczywisty rezultat inwestorskiej czkawki po skonsumowaniu zbyt dużej i niestrawnej pożywki z Możejek. A danie to kosztowało 4 miliardy dolarów. Przez lata bowiem Możejki, odbijały się ciężką finansową czkawką płockiej firmie, choć politycznie zakup był jak najbardziej słuszny, szczególnie uratowanie amerykańskich inwestorów było godne pochwały.
W 2008 r. oficjalnie przedstawiono plany sprzedaży Polkomtela, w którym Orlen miał 24% akcji i Zakładów Azotowych Anwil (85%). Te dezinwestycje miały doprowadzić do obniżenia zadłużenia. Trwało to dość długo
Anwil od 2007 roku był już obiektem spekulacji, czy wyjdzie na giełdę, a później wymieniany jako kandydat do sprzedania albo Ciechowi, albo wyłaniającej się wtedy na horyzoncie Grupie Azoty. W 2010 r. Anwil wystawiony był na sprzedaż, jak to pisała prasa "na części". Wysłano prospekt sprzedażowy do pięćdziesięciu firm z branży i inwestorów finansowych.
W 2010 roku ogłoszono publicznie, że płocki koncern chętnie sprzeda Możejki za miliard dolarów. Czterokrotnie mniej niż cena zakupu akcji (2,7 mld dolarów) i inwestycji poniesionych w litewskiej rafinerii. Sytuacja płockiego koncernu była na tyle poważna, że nawet premier Tusk nie sprzeciwiał się takiej decyzji.
W 2011 r. sprzedano Polkomtel, Orlen otrzymał 3,7 miliarda złotych. Jednak nie udało się znaleźć inwestorów ani na Możejki za miliard dolarów, ani Włocławek za 2 miliardy złotych. W ostateczności, gdy już Orlen przestał publicznie narzekać i przyrzekł w 2012 roku nie sprzedawać Możejek, w 2012 r. posiadając 85% akcji, dokupił akcje i stał się 100-procentowym właścicielem Anwilu.
Jakim ciężarem dla Orlenu był ten zakup okazało się w 2014 roku, gdy firma dokonała odpisu na ponad 5 mld zł. Na szczęście płocka rafineria uniosła i ten ciężar.
Ale "po nocy nadchodzi dzień"... o czym za tydzień...
Komentarze