Partner serwisu
14 lipca 2017

Zdaniem Szczęśniaka: Awaria Jamału, czyli system działa

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Gdy opisałem rwetes, jaki mieliśmy gdy ogłoszono  „awarię Jamału”, musiałem trochę odetchnąć, gdyż dawka absurdu, złej woli, braku rzetelności, wepchnięta w przestrzeń informacyjną, była zbyt duża, by móc skupić się na realiach. W tym  czasie trafiła nam się wizyta amerykańskiego prezydenta i gorący temat importu gazu z USA.

Zdaniem Szczęśniaka: Awaria Jamału, czyli system działa

Moje tezy z artykułu „No deal, Mister Trump?” mówiące o tym, że musimy twardo negocjować, by nie powtórzyć błędu  kontraktu katarskiego i nabycia Możejek, znalazła ciekawe oficjalne potwierdzenie. Dziennikarze kierując się prawdopodobnie moimi artykułami (niech zgrzeszę brakiem skromności, ale przecież nie ma innych publikacji  analizujących dokładnie problem cen importu amerykańskiego gazu skroplonego) na portalu KierunekChemia.pl („Amerykański gaz? Cena robi różnicę”  i „Czy amerykański gaz jest konkurencyjny?”) zapytali ministra Tchórzewskiego, jakie będą ceny kontraktu amerykańskiego. Ten zaś  odpowiedział: „moglibyśmy jutro podpisać umowę, ale chcemy się potargować”.

Dokładnie tak jak przewidywałem w tekście, jednak nie wróżę wielkich  sukcesów w negocjacjach . Koszty transportu morskiego są większe niż dzisiejsze ceny giełdowe czy cena importowa gazu rosyjskiego, która ostatnio jest niższa od notowań giełdowych. Taka sytuacja uniemożliwia konkurencyjne wejście amerykańskiego gazu na rynek europejski. Dlatego terminale regazyfikacyjne całej Europy stoją puste. Ale choć szanse są minimalne, próbować trzeba, a w ostateczności jest mocne wyjście – trzasnąć drzwiami i nie podpisywać tak niekorzystnego kontraktu.

Wróćmy do naszego „kryzysu”. Fakty, które przedstawiłem w pierwszej części poprzedniego artykułu warto podeprzeć kilkoma danymi rynkowymi, by mieć jasny obraz co się stało.

Otóż system dostaw gazu ziemnego z Rosji do Polski zadziałał sprawnie, przeszedł drobną awarię techniczną po stronie białoruskiej bez najmniejszych skutków dla odbiorców.  Świadczą o tym ceny na giełdzie, która zareagowała zwiększonymi obrotami na rynku dnia bieżącego (wtorek 10,2 GWh, środa (21 czerwca - dzień „kryzysu”) - 23,5 GWh, czwartek 14,8 GWh, piątek 7,9 GWh). Na chwilę podskoczyły też ceny: we wtorek 68,44 zł/MWh, środę 77,85, czwartek 67,98,i  piątek 67,66). Na rynku dnia następnego prawie nie zauważono problemu – notowania na 22 czerwca poskoczyły na jeden dzień o 8%. Była to więc nerwowa, ale krótka reakcja na doniesienia prasowe.

Odbiorcy nie odczuli awarii, wypada zapytać, dlaczego? Otóż system rurociągów Jamał został wyposażony w  zabezpieczenia przed technicznymi awariami, które zdarzają się w każdym systemie. Całość jest pomyślana tak, żeby zadziałać przy  nieprzewidzianych wydarzeniach technicznych. Po prostu odbiór gazu bezpośrednio z Systemu Gazociągów Tranzytowych zastąpiono poborem gazu z magazynu kawernowego w Mogilnie – elementu składowego tranzytu i dostaw gazu do Polski. I jak widać na poniższym wykresie,  system zadziałał skutecznie.  

Pobór gazu do polskiego systemu przesyłowego z rurociągu jamalskiego (PWP) i kawerny Mogilno. Dane Gaz-System

Jednego zabezpieczenia nie ma, co podkreślano publicznie – na wejściu do polskiego systemu rurociągów brak  instalacji osuszania gazu. To prawda, Niemcy mają taką osuszalnię, więc mogą łagodniej reagować na takie wydarzenia, jednak użyteczność tego rodzaju  instalacji na nitce Jamału wydaje się wątpliwa. Nie znającym sytuacji bliżej warto przypomnieć, że Gascade jest wspólnym przedsięwzięciem niemieckiej spółki BASF i rosyjskiego Gazpromu. I zarządza także systemem przesyłowym OPAL i NEL – dwoma rurociągami wyprowadzającym gaz z Nord Stream na południe i zachód.

My osuszalnię gazu mamy na nitce z Ukrainy w Maćkowicach i tam ona się przydaje. Nie wiem czy druga – na Jamale - to nie nadmiar zabezpieczeń. System dostaw rosyjskich jest bardzo stabilny, tak ilościowo jak i jakościowo. Tym, którzy szykują się na gaz norweski, dedykuję wykres, ilustrujący stabilność  dostaw przez Kondratki i norweskimi gazociągami, dochodzącym do W. Brytanii w Easington i St. Fergus.

Jak widać gaz rosyjski na tle norweskich dostaw to oaza stabilności i przewidywalności, jedyny moment, gdy gaz przez kilkadziesiąt godzin w ostatnim roku nie płynął to zaplanowany remont. Dostawy norweskie wymagają dużo mocniejszych nerwów, więc gdyby eksperci i media  reagowały tak jak  ostatnio przy rosyjskich  , mielibyśmy ciągły histeryczny kryzys gazowo-medialny.

Można też przy tej okazji zauważyć, jak bardzo wirtualny jest „wirtualny rewers”. Przestaje on bowiem istnieć, gdy gaz nie płynie (lub nie jest przez nas odbierany) z Rosji. Kiedyś opisywałem ten mechanizm, warto więc sobie  uzmysłowić, że jego znaczenie dla bezpieczeństwa dostaw jest tylko „wirtualne”.

I na koniec pytanie – po co ten cały szum? System zadziałał  bez problemów, zapasy z magazynów, które właśnie po to budowano, by reagować w trudnych  sytuacjach – zostały uruchomione, nikt nie odczuł braku gazu… A przecież to nie pierwszy raz, już we wrześniu 2014 r. mieliśmy „Wirtualny kryzys gazowy”, zaś rok temu - na przełomie czerwca i lipca - również trafił się nam „kryzys bez kryzysu”. Nie za dużo tych przypadków?

Fot.: 123rf.com

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ