Partner serwisu
12 lipca 2018

Zdaniem Szczęśniaka: O przewagach FOB nad CIF

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

PGNiG podpisało porozumienia na długoterminowe (20-letnie) dostawy blisko 5,5 mld m3/rok skroplonego gazu ziemnego z USA. O szansach na realizację pisałem już wcześniej, wydaje się że na razie ten gaz jest jeszcze w głębokim lesie.

Zdaniem Szczęśniaka: O przewagach FOB nad CIF

Ale jeden szczegół w informacjach o kontrakcie mnie ucieszył, gdyż jest to ogromny postęp w naszym uczestnictwie w globalnym rynku gazu ziemnego, czym przecież się tak szczycimy. Chodzi o formułę zakupu gazu - FOB, czyli free-on-board, gdy nabywa się towar załadowany na statek u dostawcy, za transport zaś z punktu załadunku odpowiada nabywca. Ta prosta rzecz jest prawdziwą rewolucją w naszym debiucie na światowych rynkach. Dotychczasowe kontrakty - czy to z Katarem, który na dodatek z niewiadomych przyczyn podwojono ilości zakupywane w bardzo niekorzystnej formule, czy to amerykańskiego gazu przez brytyjskiego pośrednika dociera do nas w formule CIF. To skrót od angielskiego cost-insurance-fright, co oznacza że towar jest zakupiony z dostawą na miejsce odbioru (Świnoujście). I to jest właśnie nieszczęście dotychczasowych kontraktów. "Przyspawały" nas one bowiem "na sztywno" do dostawcy, wbrew logice i możliwościom LNG jako towaru globalnego handlu. Oczywiście jest to korzystne dla sprzedawcy, który zapewnia sobie rynek na długie lata. Nic więc dziwnego, że gdy USA i Chiny negocjowały jeszcze porozumienia handlowe, by zapobiec wojnie taryfowej, jednym z amerykańskich warunków było zawarcie 20-letnich kontraktów na dostawy ropy i gazu do Chin. W ten sposób dostawca wiąże ze sobą rynek, zajmuje na nim pozycję, podobną jak przy dostawach gazu przez rurociąg. I nie ma to nic wspólnego z tak zachwalanym "rynkiem".

Gdy jednak PGNiG nabywa gaz skroplony na bazie kontraktu FOB, może go dostarczyć, gdzie zechce. Zupełnie inaczej niż przy kontrakcie katarskim, gdy z powodu opóźnienia budowy gazoportu trzeba było negocjować warunki zmiany punktu dostaw. A że nie były to łatwe negocjacje, to tak sobie myślę, czy aby to podwojenie kontraktu nie jest efektem tamtej zgody Katarczyków. Coś mi to tak wygląda, ale oczywiście to czyste spekulacje.

To globalne gazowe “peak shaving”, czyli ścinanie górki popytowej - tam gdzie rośnie cena, pojawia się wystarczające szerokie okno arbitrażu cenowego, by z zyskiem sprzedać z natury droższy produkt. Dla Stanów dzisiaj takim “oknem” sprzedażowym jest graniczący z nimi Meksyk, gdzie ceny wynoszą obecnie ok. 8 $/mbtu, a dochodziły nawet do 16 dolarów. Dla porównania - ceny gazu w USA wahają się około 3 dolarów. Bliskość rynku oznacza niższe koszty transportu, dlatego USA najwięcej sprzedają LNG do sąsiedniego Meksyku. Tam idzie 20 procent eksportu LNG z USA, za nimi są Korea Płd (18%) i Chiny (15%). Globalny rynek faluje, raz jest koniunktura w Meksyku, teraz w Chinach, które w 2018 r. importują 60 procent więcej skroplonego gazu niż rok wcześniej. Tam rośnie cena i to jest sygnał kierujący tam LNG z całego świata. jest zaleta gazu skroplonego, której nie ma gaz rurociągowy - elastyczność dostaw, dopasowywanie ich do popytu na różnych globalnych rynkach. Nie byłoby więc nic dziwnego, jeśli PGNiG udałoby się wyeksportować gaz z USA do Meksyku lub na rynki krajów Azji, gdzie jest droższy.

Oczywiście Polska może być dla amerykańskiego LNG szeroko otwartą bramą do Europy. To wszystko chyba dzięki pięknemu przemówieniu prezydenta Trumpa przed pomnikiem Powstania Warszawskiego, w którym usłyszeliśmy, że „Ameryka kocha Polskę”. Prezydent Trump powiedział wtedy: „Kontrakt możemy zawrzeć w 15 minut. Czy jest tu ktoś, kto może go podpisać?” Do dzisiaj nie ma kontraktu, a umowy z gazowymi start-upami to raczej wymówka niż poważne podejście do sojuszniczych zobowiązań. Ale powód jest prosty - nie bardzo wiadomo co z tym gazem zrobić. Austriacki prezydent Alexander Van der Bellen stwierdził niedawno, że "amerykański gaz LNG jest dwa albo trzy razy droższy niż rosyjski gaz. W takich warunkach nie ma żadnego ekonomicznego sensu zastępować go amerykańskim LNG”. Nie mógł także się nachwalić współpracy austriackiego OMV z Gazpromem, którą uznał za “wyjątkowo korzystną dla obu stron”. Wydaje mi się, że austriacki prezydent lekko przesadził, chcąc zadowolić swojego gościa - rosyjskiego prezydenta. Ale za to szef niemieckiego Unipera dokładnie wyliczył, że amerykański gaz w Europie jest o połowę droższy niż rosyjski. Co się zgadza z wyliczeniami, jakie przygotowałem w raporcie dla miesięcznika "Chemia Przemysłowa".

Więc mała rzecz - zmiana CIF na FOB, a cieszy.

fot. 123rf.com
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ