Tesla czyli amerykańska husaria
Tesla jest legendą, fenomenem marketingowym i medialnym, jest start-upem, który ucieleśnia marzenia o zbudowaniu od zera potężnej, nowoczesnej firmy w sektorze wysokich technologii. Jednak jej pozycja rynkowa jest znacznie słabsza niż zainteresowanie i emocje, jakie wywołuje.
Udział samochodów elektrycznych w sprzedaży samochodów jest marginalny - na najważniejszym i najbogatszym rynku świata, w Ameryce, wynosi zaledwie jeden procent (200 tysięcy elektryków na 17 mln sprzedanych ogólnie samochodów, czyli 1,1 procenta). Ale trzeba przyznać, że na tym właśnie rynku Tesla jest liderem w tym niszowym segmencie - w 2017 r. sprzedała 27 tysięcy egzemplarzy modelu S i 21 tysięcy - "trójki". To daje jej 24% udziału w rynku samochodów elektrycznych. Jednak nawet wśród samochodów luksusowych to elektryczne cudo nie odrywa większej roli. W 2017 roku w segmencie luksusowych samochodów średniej wielkości (tu kwalifikuje się "trójka") Lexus sprzedał 51 tysięcy modelu ES i 7 tys. modelu GS, Mercedes - 51 tys. modelu E, a BMW - ponad 40 tys. swojej "piątki".
Tesla jest amerykańskim fenomenem na wielu polach. Jak zawsze - gra idzie o zasoby, zaczynając od zasobu najcenniejszego na świecie - ludzkiego talentu. Jak mówił Wielki Językoznawca - "kadry decydują o wszystkim!", więc i tutaj historia zaczyna się od Elona Muska - geniusza innowacyjności i marketingu. Ten 47-latek pochodzi z Południowej Afryki, ale swoje wielkie sukcesy (takie jak PayPal) mógł zrealizować jedynie w Ameryce. Już od samego początku tego wyścigu, Ameryka pokazuje swoje przewagi: ściąga do siebie najbardziej utalentowanych, przedsiębiorczych ludzi z całego świata. I nie bez przesady chwali się Muskiem i jego przedsięwzięciami, jako sukcesem "amerykańskiego mitu". Kiedyś była to szansa awansu pucybuta na milionera, dzisiaj w erze globalizacji oznacza, że młode talenty z najbardziej odległych i biednych krajów mogą znaleźć w Ameryce warunki do realizacji swoich marzeń.
Tesla zapuściła korzenie w Dolinie Krzemowej, regionie Kalifornii, gdzie z całego świata ściągają utalentowani naukowcy, inżynierowie, menedżerowie wysoko-technologicznych przemysłów. Pracownicy tego globalnego centrum technologii w większości urodzili się poza USA. Badania pokazały, że aż 57 procent zatrudnionych w firmach technologicznych Silicon Valley to imigranci. Trochę "gorzej" jest w Nowym Jorku, gdzie jest tylko 43% przybyszów, czy Bostonie, gdzie mamy "zaledwie" 33%. Globalny kapitał ludzki ciągnie tam, gdzie może zrealizować swoje aspiracje. A taką możliwość stwarza najważniejszy czynnik, który jest motorem światowej innowacyjności - kapitał. To zakumulowane środki, majątek, pieniądze, których właściciele, a raczej ich agenci w wielkich funduszach inwestycyjnych, gotowi są zainwestować w nowe i ryzykowne przedsięwzięcia. Jak zobaczyliśmy poprzednio, to jest to, czego brakuje w Polsce.
A że takie inwestycje to potężne ryzyko, więc kapitał inwestycyjny mocno wspiera Elona Muska i jego elektryczne samochody. O czym tutaj...