Niemcy, czyli jak zrujnować potężną branżę
Tydzień temu opisywałem [TU] najatrakcyjniejszy rynek spekulacyjny ubiegłego roku, gdzie ceny rosły szybko, potem gwałtownie spadały, i znowu szły w górę. Dla graczy „commodities” nie ma nic lepszego. Ów „diabelski młyn” czy może bardziej „Roller Coaster” rozpoczęło wejście w życie w kwietniu 2018 Dyrektywy o ETS (2018/410). Jednak gdy dla jednych „to jest igraszką, nam idzie o życie”, jak pisał książę bajkopisarzy polskich. Z 11 tysięcy podmiotów, objętych systemem ETS, najbardziej dotknięte jest nim energetyka węglowa. A że najbardziej transparentnym rynkiem w Europie są Niemcy, zobaczmy co się tam dzieje.
Niemiecka energetyka oparta na węglu przeżywa potężny kryzys. Elektrownie na węglu brunatnym, generujące prawie jedną czwartą (23%) energii Niemiec, odnoszą ogromne straty. W pierwszym półroczu tego roku szacuje się je na ponad 2,5 miliarda złotych. Nic dziwnego, spada w nich wytwarzanie energii, i to dramatycznie: z węgla brunatnego aż o 21% r/r – o 14 TWh, z kamiennego o 24% (o 8 TWh). Generacja z gazu wzrosła jedynie o 3 TWh, resztę rynku niespodziewanie zajęły źródła niesterowne i nieprzewidywalne – wiatr i słońce. I to wzrosty są ogromne – wiatr o 19% (11 TWh), a słońce o 6% (1 TWh).
Straty biorą się z układu trzech podstawowych czynników: kosztów stałych, ceny energii na giełdzie i koszów zezwoleń na emisję. Koszty stałe to rzecz najbardziej stabilna i dość łatwa do oszacowania. Natomiast dwa pozostałe czynniki – tworzą mechanizm niszczący energetykę węglową. Nie obejmują one zielonej energii, która nie płaci opłat klimatycznych, odwrotnie – zarabia na nich, a główne dochody generuje poza rynkiem energii z jego szaloną zmiennością notowań – żyje z tego, co zapłacą konkurenci, czyli z EEG Umlage
Tam jest stabilność i perspektywy wieloletnich gwarantowanych dochodów. Żyć nie umierać.
Klasyczna energetyka, do czasu wkroczenia, czy może – wdarcia się na rynek nowych zielonych źródeł była stabilnym interesem. Wymaga potężnych nakładów inwestycyjnych, a potem przez długie lata zwraca włożone środki. Dlatego potrzebuje taniego kapitału inwestycyjnego (najlepiej z środków państwa), by odsetkami nie obciążał kosztów na wiele lat, oraz stabilności cen na wiele lat. I taki był sektor europejski (amerykański zresztą też) jeszcze niedawno. Ale wszystko się zmienia, przyszedł trend na „globalne ocieplenie” i zrujnował stabilne warunki istnienia energetyki. W zamian zafundował jej ów „Roller Coaster", na którym co słabsi odpadają już na pierwszym zakręcie, a wielcy męczą się długo.
Za to energia odnawialna ma stabilne, gwarantowane i przewidywalne warunki, podczas gdy sama jej natura fizyczna jest właśnie niestabilna i nieprzewidywalna. Dlatego dzięki stworzonemu systemowi na konkurentów przerzucono obciążenia płynące z jej wad. To energetyka konwencjonalna (węgiel, gaz, nuklearna) ma ponosić koszty i radzić sobie z problemami, spowodowanymi przez niesterowalność wiatru i słońca. I rzeczywiście to działa – stabilna, sterowalna i przewidywalna energia z węgla została zepchnięta do roli uzupełniającej, ubezpieczającej zielone źródła.
Doprowadzono do tego, że w Niemczech bloki pracujące na węglu kamiennym wykorzystują zaledwie jedną czwartą swojej mocy, wynoszącej prawie 24 gigawaty. Na dodatek zmienność ich wykorzystania jest niezwykła. W jedne dni jest to 1,2 gigawata – wykorzystuje jedynie 6% mocy, innego 19,3 MW – ponad 80% mocy nadrabia brak wiatru czy zachmurzenie. I tak dzień za dniem, trzeba nadążać za niestabilnymi źródłami. Jak to wygląda, pokazuje poniższy wykres, obrazujący moce zainstalowane (przerywana linia) i ich zmienne dzienne wykorzystanie.
Jest jeszcze trzeci czynnik, o którym za tydzień…
Komentarze