PGNiG zwycięża z Gazpromem
Ostatnio odnotowaliśmy znaczące zwycięstwo w wojnie z Gazpromem. PGNiG wygrało spór w arbitrażu sztokholmskim, co obniżyło ceny importowanego gazu oraz otrzymało rekompensatę za wcześniejsze zakupy. Przyjrzyjmy się historii tego sporu i rezultatom, jest to bowiem ciekawy fragment bardzo skomplikowanych, a dzisiaj wręcz konfliktowych stosunków gazowych między Polską a Rosją.
Sprawa zaczęła się dawno i toczyła bardzo długo. Nic dziwnego, że były prezes PGNiG Piotr Woźniak ocenił, że "to chyba rekord świata". Prawie 6 lat temu, 1 listopada 2014 r., PGNiG złożyło wniosek o renegocjację ceny kontraktowej z Gazprom Exportem. To formuła w kontraktach długoterminowych, umożliwiająca dostosowanie ceny wynikającej z kontraktu do zmieniających się warunków i nieprzewidywalnych wydarzeń. Tak więc PGNiG skorzystało z przewidzianej w kontrakcie możliwości renegocjacji ceny, wcześniej, w marcu, zapowiadając próbę porozumienia. Rosjanie nie chcieli podjąć rozmów, gdyż dwa lata wcześniej poczynili znaczące ustępstwa w negocjacjach 2012 roku.
W maju 2015 r., gdy skończył się okres negocjacyjny, PGNiG skierowało spór do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, a w lutym 2016 r. złożyła skutecznie pozew przeciwko Gazpromowi. Po dwóch latach, w czerwcu 2018 r., arbitraż wydał orzeczenie częściowe. W ocenie tego wyroku strony sporu drastycznie się różniły. Gazprom twierdził, że arbitraż odmówił PGNiG zmiany ceny według żądań polskiej firmy. I była to część prawdy, gdyż uznano wtedy prawo PGNiG do żądania zmiany sposobu ustalania ceny, jednak odrzucono pierwotne żądania PGNiG jako "zbyt daleko idące".
W końcu 13 grudnia 2019 r. zamknięto postępowanie dowodowe, co oznaczało, że Trybunał nie przyjmował już żadnych nowych dokumentów, i ogłoszono, a orzeczenie będzie na początku lutego 2020 r. Oczywiście przedłużyło się - dopiero 30 marca arbitraż w Sztokholmie orzekł, że Gazprom Export musi obniżyć cenę gazu, dostarczanego na podstawie kontraktu jamalskiego przez ostatnie lata (od 2014 r.). Trybunał zmienił formułę cenową zakupu, jeszcze poważniej niż 2012 r. przywiązując je do bieżących cen spotowych gazu, jednak nie tak drastycznie, jak oczekiwało PGNiG.
Kontrakt był zawierany 24 lata temu, w branży gazowej to cała epoka, gdy diametralnie zmienił się jej model biznesowy, powstał europejski rynek, oparty w dużej części na notowaniach giełdowych. Gdy więc na wzór amerykański powstał samodzielny rynek gazu, musiały nastąpić zmiany w formule cenowej. W kontraktach z Gazpromem zmieniano ją zresztą i wcześniej, gdyż po negocjacjach 2012 r. formuła wiązała cenę w połowie z notowaniami TTF, a w połowie z cenami ropy naftowej.
Na marginesie warto przypomnieć, że obowiązujący nas jeszcze kilkanaście lat kontrakt katarski jest oparty tak na zasadzie "klauzuli przeznaczenia" (destination clause), która uniemożliwia przeniesienie dostaw do innego odbiorcy. Obowiązuje także klauzula "bierz lub płać" (take-or-pay), która zobowiązuje nad do odbioru 2,7 miliardów m3 gazu rocznie. (Na marginesie, taką samą klauzulę w kontrakcie jamalskim, choć zawierającą także 15-procentową elastyczność, określa się w mediach jako "narzuconą przez Gazprom".) A co najważniejsze, cena gazu jest wyznaczana przez notowania ropy Brent. Formuła była negocjowana w bardzo niekorzystnym dla odbiorców okresie, i można powiedzieć, że jest wyjątkowo kosztowna dla odbiorcy. W 2019 r., gdy cena Brent wynosiła 64 dolary za baryłkę, formuła kontraktu dawała 11,2 $/MBtu, czyli 147 zł/MWh. Przy dzisiejszym kursie dolara (3,97) i cenie Brent za czerwiec na poziomie 40 dolarów, katarski gaz kosztuje 7,4 dolara/MBtu, czyli równo 100 złotych za MWh. Notowania na TGE są poniżej 30 złotych, a na TTF - poniżej 22 złotych.
Ciekawe, ale o renegocjacjach czy zaskarżeniu do arbitrażu kontraktu katarskiego jakoś nie słychać.
Ale to dopiero początek sukcesu z Gazpromem, na ciąg dalszy zapraszam za tydzień...
Komentarze