Zdaniem Szczęśniaka: Węgierska walka o niskie ceny energii
Muszę powiedzieć, że fascynują mnie Węgry, piękny kraj, wspaniała stolica. Ale także to co dzieje się w polityce, a co za tym idzie - energii. Kiedyś pisałem na łamach KierunekChemia.pl o tym, jak Viktor Orbán od Rosjan MOL odwojował. Warto poznać też i inne fakty z węgierskiej branży energii. Ot, choćby sprawa cen, w którym czeka nas niedługo poważna podwyżka. Jak do tego podchodzą Węgrzy?
Obejmując władzę w 2010 r. rząd Viktora Orbána stanął przed problemem wysokich kosztów energii. Inaczej niż w Polsce, cała branża (prąd, gaz, media) była sprywatyzowana i znajdowała się w rękach zagranicznych koncernów. Poprzednie rządy sprzedając je zewnętrznym inwestorom gwarantowały im też wysokie dochody. Na żądanie Unii Europejskiej w 2007 i 2009 r. zrezygnowano na Węgrzech z regulacji cen, by dostosować się do zasady swobodnego przepływu kapitału. Beneficjentami tego procesu stały się europejskie koncerny energetyczne, głównie z Niemiec.
Jednak już od 90-tych lat nad Balatonem szerzyło się ubóstwo energetyczne, gdyż po zmianie ustroju ceny energii szybko wzrosły, a poziom życia gwałtownie się obniżył. Jednak szczególnie dotkliwy było początek naszego wieku, lata 2000-2011, gdy ceny energii wzrosły aż 4-krotnie. W 2006 r. rząd zaczął podwyższać ceny, a także zwiększył podatek VAT (z 20% do 25%, a później do 27%). W efekcie 30% gospodarstw domowych popadło w ubóstwo energetyczne. Jeszcze kilka miesięcy przed wyborami 2010 r. węgierski regulator pomimo protestów rządzących socjalistów podniósł ceny gazu o 10%. Urząd regulacyjny jest często niezależny od demokratycznie wybranej władzy, ale od innych graczy... to już niekoniecznie. Na podniesienie cen energii mocno wtedy naciskał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, a kraj był na krawędzi bankructwa, więc kogoś trzeba było obciążyć kosztami. Jak zawsze - najsłabszego.
Węgierskie ceny energii przybliżyły się do poziomu europejskiego, więc z powodu niskich dochodów opłaty za mieszkanie, energię i media stanowiły aż 20% budżetu w gospodarstwach domowych, gdy np. w Niemczech jedynie 6% przy dużo wyższych cenach. W społeczeństwie na dorobku, gdzie wciąż 800 tysięcy gospodarstw opiera się na paleniu drewnem i węglem, a 150 tysięcy ma odcięty dopływ za niepłacone rachunki – wysoki poziom cen jest poważnym obciążeniem, a nawet odcina część społeczeństwa od dorobku cywilizacji.
Liberalizacja była intratnym interesem − koncerny zagraniczne od 1995 r. przez 17 lat wykazały średnio 20 % zysku rocznie, łącznie zwrot z inwestycji wynosił 350%. Premier Orbán zarzucał im, że "sprywatyzowane przedsiębiorstwa komunalne działały w warunkach monopolu i oligopolu. Bez żadnych zahamowań mogły realizować swoje cele, wyprowadzając z Węgier ogromne zyski. Wszystko pod płaszczykiem wolnego rynku”.
Pierwszy cios w koncerny
Orbán nie godził się na taki stan rzeczy i wypowiedział zagranicznym monopolom wojnę, twierdząc że tylko silne państwo może się im przeciwstawić i zapowiedział, że będą musiały zadowolić się dużo mniejszymi zyskami.
Dwa miesiące po zaprzysiężeniu nowego rządu - 1 lipca 2010 r. parlament zamroził ceny energii, powołał nowy urząd regulacji energetyki. Fidesz forsował zatwierdzenie przepisów błyskawicznie, nie pozwalając na uruchomienie machiny lobbingu i medialnych nacisków. Zmieniono formułę cen, obniżając zyski koncernów energetycznych, a ministrowi dano prawo do ich regulowania. Dopiero po podjęciu tak drastycznych decyzji, 10 lipca rozpoczęto branżowe negocjacje. Firmy były zaskoczone, dużo przychylniej były traktowane przez poprzedni rząd.
Jesienią 2010 r. rząd zapowiedział dodatkowe opodatkowanie koncernów energetycznych. W strategii Orbána to właśnie one miały ponosić obciążenia podatkowe, a chronione przed nimi ma być społeczeństwo oraz węgierskie przedsiębiorstwa.
Druga tura obniżek
Dwa lata później, pod koniec 2012 r. zdecydowano się przeprowadzić kolejne obniżki cen. 6 grudnia 2012 r. ogłoszono 10-procentowe obniżenie taryf na gaz, elektryczność i ogrzewanie. Jednocześnie nałożono specjalny podatek od infrastruktury i powołano pełnomocników, którzy nadzorowali dostosowanie cenników i realizację obniżek przez koncerny energetyczne. Przepisy zmuszały koncerny energetyczne, by wzięły na siebie koszty redukcji cen. Nie było lekko, "musiałem przeprowadzić brutalne negocjacje o taryfy z zagranicznymi dostawcami" - opowiadał później Orbán.
Węgrzy nie przywiązywali wagi do reakcji energetycznych potęg. Minister János Fónagy powiedział, że rząd nie przeprowadzał żadnych analiz skutków obniżenia taryf, ale "przecież nie upadną przez 10-procentowa obniżkę". Rząd zapowiadał też, że nie będzie zwracał uwagi na żadne lobbowanie czy ultimatum stawiane przez dostawców energii, a dążył będzie do zapewnienia tanich usług publicznych. Jednak dla częściowego zrekompensowania kosztów pozwolono dostawcom podwyższyć ceny dla przedsiębiorstw.
Nie obyło się bez walki, koncerny energetyczne odwołały się do sądu, który 11 marca uznał obniżenie cen gazu za niezgodne z prawem. Orbán był oburzony takim wyrokiem, nazwał tą decyzję „skandaliczną”, oskarżając koncerny o zmowę przeciwko węgierskim rodzinom. Zapowiedział walkę i rzeczywiście podjął ją błyskawicznie.
Już następnego dnia parlament przyjął ustawę uniemożliwiającą przeniesienie na konsumentów podatku od infrastruktury gazowej, opłat od transakcji finansowych i podniesionych podatków dochodowych. Dwa dni później powołano Węgierską Agencję Regulacji Energii i Usług Publicznych (Magyar Energetikai és Közmű-szabályozási Hivatal - MEKH). Jej szef był zatwierdzany przez premiera na 7-letnią kadencję i odpowiadał jedynie przed parlamentem.
Dotychczasowa formuła, gdy ceny wyznaczała niezależna od rządu agencja (Magyar Energia Hivatal - MEH, odpowiednik w Polsce to Urząd Regulacji Energii) nie zdała egzaminu. Orbán wyjaśniał wówczas, że nie można było ustalić kosztów dostawców energii, ani ich dochodów. Dlatego zmienili niezależną agencję w urząd zarządzający dostawami mediów.
Główną zmianą były uprawnienia do bardziej zdecydowanego regulowania taryf oraz koncentracja na interesach odbiorców, a w związku z tym kontrola kosztów producentów. Urząd mógł teraz wydawać rozporządzenia dotyczące cen energii i usług, które zaskarżać można jedynie do Trybunału Konstytucyjnego, a nie jak wcześniej - do sądu. W ten sposób zlikwidowano ciągłe spory o ceny.
W 2013 r. obniżono ceny łącznie o 20%: Ale to dopiero początek... za tydzień ciąg dalszy.
Komentarze