Zdaniem Szczęśniaka: Ukraińska energetyka pod obstrzałem
Poniedziałkowym rankiem w wielu największych miastach Ukrainy nie zapaliły się światła w oknach, za to nad miastami unosił się gęsty dym z pożarów elektrowni, elektrociepłowni czy stacji transformatorów.
O energii na Ukrainie pisałem wiele razy. Od opisania je początków i stopniowego upadku, przez unijną dekarbonizacjęaż po opis ostrożnej wojny między blokami atomowymi, Jednak wojna energetyczna już dawno przestała być "ostrożna", jaką była na początku. Obie strony zaczęły traktować infrastrukturę energetyczną jako cel uderzeń militarnych. I to zmasowanych.
10 października nad ranem rozpoczął się zmasowany atak rakietowy na ukraińską energetykę. Pierwszy po wielu miesiącach wojny atak, który ma na celu zniszczenie cywilnych zasobów wroga, które pozwalają mu skutecznie bronić się na polu walki.
Rosja ostrzelała rakietami i zaatakowała dronami wiele obiektów energetycznych: elektrownie i ciepłownie w Kijowie (aż trzy), Lwowie, Krzywym Rogu, Iwano-Frankowsku. Także węzły i stacje średniego napięcia w wielu miastach: Kijów, Równe, Chmielnicki, Tarnopol, Sumy Konotop, Żytomierz. W tych i innych miastach zabrakło prądu i wody. Atak na stolicę trwał aż pięć godzin, tam wycelowano większość rakiet.
Uderzono masowo, używając pierwszego dnia 84 rakiet i 24 drony, i atakując 20 miast. Rakiety przyleciały z kilku kierunków: znad Morza Kaspijskiego (strategiczne bombowce), Czarnego, a także mobilnych naziemnych systemów S-300. Aż 11 ważnych obiektów infrastruktury w ośmiu regionach zostało unieruchomionych. Prawie wszystkie wielkie miasta Ukrainy, oprócz stolicy także Charków, Lwów, Tarnopol, Zaporoże, Równe, Odessa - zostały pozbawione energii. W Kijowie uszkodzone zostały trzy elektrociepłownie, odłączano po kolei dzielnice miasta, żeby system nie upadł z braku generacji. Jednocześnie apelowano do mieszkańców, by w godzinach porannych (6-9) i wieczornych 17-23 nie używali mocniejszych urządzeń. Przez kilka godzin nie działało także stołeczne metro Ukrainy, które przekształciło się w schrony przeciwlotnicze, gdzie chronili się mieszkańcy. Poważne problemy energetyczne wystąpiły w 15 województwach (obłastiach). Na szczęście zginęło jedynie 10 osób.
Kolejnego dnia uderzono w dwie główne elektrownie lewobrzeżnej (wschodniej) Ukrainy. Dwie ogromne obłasti - charkowską i połtawską, odłączono od zasilania. Ale problemy i przerwy w dostawach rozlały się wtedy znacznie szerzej, aż do Odessy. Łącznie 1300 miejscowości Ukrainy zostało bez prądu po tych atakach. Uderzono i czasowo unieruchomiono ponad 30% potencjału energetycznego kraju. Nie atakowano jednak energetyki jądrowej i wodnej - to mogłoby doprowadzić do katastrofy na znacznie większą skalę.
Była to rosyjska odpowiedź na wysadzenie przęsła Krymskiego Mostu w sobotę 8 października. Wcześniej ze strony ukraińskiej były także drobne próby ataków na rosyjską elektrownię jądrową w Kursku. Osobnym i ogromnym problemem jest Zaporoska elektrownia atomowa.
Zniszczenia z takich ataków nie są jeszcze krytyczne - wiele z nich zostało naprawione w ciągu godzin, niektóre trzeba będzie przywracać do użytkowania tygodniami, a nawet miesiącami. Jednak jeśli ataki będą trwały - system posypie się w drzazgi.
Skutki takich zniszczeń to nie tylko brak prądu czy ciepła. Uderzenie w system elektroenergetyczny to także dezorganizacja transportu kolejowego. Na Ukrainie cała sieć kolejowa jest zelektryfikowana, więc brak prądu powoduje jej paraliż. Także logistyki wojennej, co osłabia szanse Ukraińców w wojnie z Rosją.
Zniszczenie takiego potencjału energetycznego spowodowało także zablokowanie eksportu, o czym powiadomiono w poniedziałek wieczorem, a we wtorek prąd już przestał płynąć za granicę. Odczuliśmy to także w Polsce.
Postscriptum
10 października to była tylko pierwsza odsłona zmasowanych ataków. W kolejny poniedziałek, 17 października, fala nalotów powtórzyła się, uderzono nie tylko w obiekty wojskowe, ale także w energetyczne. I znowu w całym kraju. W elektrowniach wybuchały pożary, ekipom ratowniczym gaszenie ich zajmowało długie godziny. Ataki były bardziej zróżnicowane, gdyż tym razem znacznie więcej użyto dronów-kamikadze, które potrafią inteligentniej uderzyć niż rakiety. Przykładem jest choćby zniszczenie centrum dyspozycji mocy UkrEnergo w Kijowie, gdzie drony uderzyły dwukrotnie, powodując zniszczenia i pożar. I to wszystko w samym centrum Kijowa.
17 uderzono precyzyjnie w stacje 750 kV w rejonie Charkowa i Dniepropietrowska, a także 330 kV w chmielnickim i rówieńskim regionach. Z tego powodu po województwach zaczęły szerzyć się blackouty.
Takiego naporu i ciągłych zniszczeń energetyka Ukrainy nie wytrzyma. Tak jak kiedyś pisałem, będziemy mieli Syrię u naszych granic, energetyczną pustynię, gdzie przez brak prądu ludzie cofną się cywilizacyjnie o dziesiątki, nawet setki lat. Te zniszczenia w przeddzień zimy są groźne dla mieszkańców, stąd z pewnością fala uchodźców u naszych granic się dramatycznie zwiększy.
Komentarze