Partner serwisu
Tylko u nas
13 grudnia 2024

Zdaniem Szczęśniaka: Dwa rurociągi

Kategoria: Aktualności

We wcześniejszym tekście o rafinerii Schwedt pisałem o trudnościach we współpracy polsko-niemieckiej. Przełożyły się one na losy dwóch końcowych odcinków naftowej Przyjaźni, niemieckiego odcinka Rostock - Schwedt (203 kilometrów) i polskiego Rurociągu Pomorskiego (236 km).

Zdaniem Szczęśniaka: Dwa rurociągi

Z niemieckiego portu Rostock biegnie rurociąg naftowy do rafinerii PCK w Schwedt. Powstał w 1963 roku i może pokryć połowę potrzeb zakładów, około pięciu milionów ton ropy rocznie. Niemcy postawili rozbudować ten odcinek, żeby mieć wystarczającą przepustowość dla zaopatrzenia obu wschodnioniemieckich rafinerii (także w Leuna, niedaleko Lipska). Trzy nowe stacje pomp mają pomóc zwiększyć przepływy. Rok temu złożono wniosek o rozbudowę.

Ale decyzja leży w rękach Brukseli. No i sprawa jest niezwykle skomplikowana. Rafineria, w której formalnie Rosnieft ma dominujący pakiet akcji, (czyli Rosjanie, czyli niedobrze...) a realnie zarządza nim państwo niemieckie, zwrócił się do niemieckiego państwa i wsparcie inwestycji w rurociąg na kwotę dwóch miliardów złotych. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że dominujący udziałowiec zaskarżył w sądzie grabież swoich akcji przez niemieckie państwo, a pozostali chcą uciec jak najdalej i sprzedają akcje. Do tego dodać jeszcze kontekst, że Trybunał Konstytucyjny Niemiec uznał za niezgodne z prawem te właśnie wydatki rządowe. Straszliwie zapętlona sytuacja. 

Jednak wydaje mi się, że podobnie jak z błyskawicznym przerzuceniem się na LNG Niemcy doskonale sobie z tym poradzą.

Trochę gorzej jest u nas. Naciskać na Niemców zaczęliśmy wcześnie, na samym początku wojny. Dlatego nie potrafiliśmy zapewnić Niemcom pełnego zabezpieczenia w ropę.

Takie możliwości dawał nam Rurociąg Pomorski. Łączy on bazę manipulacyjną ropy naftowej w Gdańsku z bazą surowcową w Miszewku Strzałkowskim pod Płockiem, a należy do PERN. A dokładniej jego rozbudowa. Perspektywa inwestycji w infrastrukturę były kuszące: druga nitka Rurociągu Pomorskiego, Naftoport mógłby być rozbudowany o kolejne stanowisko odprawy tankowców i nowe pojemności magazynowe. Wtedy zwiększyłby swoje możliwości przeładunkowe z 36 do 45 milionów ton ropy. To mogłoby zapewnić 90% potrzeb rafinerii polskich i niemieckich (Schwedt i Leuna).  PERN aż się palił do tych inwestycji. Ale po siedmiu latach planowania „ostał nam się ino”…  plan.

Warto pamiętać, że ten rurociąg to spadek po PRL, a dokładnie zasługa Edwarda Gierka, który w 1971 roku podjął decyzję o zakupach ropy od British Petroleum, budowie Rafinerii Gdańskiej i rurociągu Pomorskiego, który już wtedy budowano jako rewersowy, czyli mogący przesyłać ropę w obie strony. W 1972 rozpoczęto budowę Naftoportu, trzy lata później go uruchomiono, zbudowano sześć polskich tankowców po trzy w Japonii i Niemczech), by dowieźć potrzebne nam wtedy 9 milionów ton ropy rocznie (dzisiaj potrzebujemy 27 mln). Pierwsze dostawy ropy tą drogą doszły ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Libii.

Druga nitka tego rurociągu była „od zawsze” rozważana, ale realne plany zaczęła przybierać w 2017 r., gdy rząd umieścił go w swoich programach, a w 2018 PERN zaczął go planować. W końcu wydano już wszystkie pozwolenia, od Gdańska po Miszewko zebrało się ich aż pięć. Projekt szacowano na 2,8 miliarda złotych.

Jak to u nas w zwyczaju, projekt rozdmuchano, opowiadano, jakie kluczowe ma znaczenie  dla bezpieczeństwa energetycznego Polski, ogłoszono jako sukces, a wraz ze zmianą władzy – odwołano. Normalne, przy wielu dużo większych inwestycjach przećwiczone. Wszystko było gotowe, tylko klientów, a co za tym idzie, i finansowania, nie było. Zadziwiające, mnie naiwnemu wydawało się zawsze, że znalezienie chętnych do odbioru produktu to pierwszy, a nie ostatni krok w przygotowaniu inwestycji…

Dlaczego jednak zabrakło klientów? Bez zamówień ze Schwedt i Leuna nie ma zapotrzebowania na przesył ropy. A niemieckie rafinerie nie chcą inwestować w tak niepewne źródło dostaw. A my, niestety potencjalne korzyści z przesyłu ropy utopiliśmy politycznymi żądaniami, by Niemcy zrobili to, co my chcemy. Ci się nie ugięli i stanęli po bezpiecznej stronie, nie chcąc być narażonym w przyszłości na podobny szantaż.

My zaś chcieliśmy połączyć dwie korzyści: odnieść polityczny sukces zmuszając Niemców do brutalniejszego potraktowania Rosjan, a jeszcze na tym i zarobić. No, ale tak to nie działa, albo wóz albo przewóz, jak się to u mnie na wsi kiedyś mówiło.

Ale dość już o tej ropie i rurach, za tydzień – o sztucznej inteligencji i energii…

fot. 123rf
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ