Między OPEC a COP21
Losy światowej energii kształtują się dzisiaj w starciu dwóch wielkich wydarzeń, które decydują o kierunkach rozwoju na najbliższe lata, jak nie dziesięciolecia.
OPEC, o którym jeszcze niedawno mówiono, że już „nie istnieje”, pokazał w Wiedniu na początku grudnia, że twardo dąży do obniżenia cen ropy. Po ostrych negocjacjach, które przedłużyły posiedzenie ministrów, okazało się, że w komunikacie nie ma ani słowa o limitach produkcji. Nie wydarzyło się to od wielu lat i oznacza pełne odkręcenie zaworów z tanią arabską ropą, która zdobywa światowe rynki, a nawet dociera do Polski. Ceny gwałtownie poszły w dół, a ropa Brent, która jeszcze w półtora roku temu kosztowała 115 dolarów za baryłkę – dzisiaj kosztuje poniżej 40 dolarów. Rynki przeżywają szok taniej ropy, dyżurni prognostycy mówią już o cenie 20 dolarów, trochę zapominając, że nie tak dawno prognozowali 150. Ale cóż, pamięć ludzka jest ułomna, więc warto przypomnieć, że tanią ropę mieliśmy w latach 90-tych, gdy kosztowała mniej niż 20 dolarów, a najtańsza była w 1998 r., dochodząc do 9 dolarów za baryłkę. Także wszystko jeszcze przed nami.
OPEC i Arabia Saudyjska przede wszystkim walczą o udział w rynku, który teraz odzyskują po latach wysokich cen i ekspansji amerykańskich łupków. Dzisiaj wydobycie w USA spadło o pół miliona baryłek dziennie (tyle zużywa Polska), co było do przewidzenia (Oil Peak, Shale, American)
Kraje naftowe walczą jednak o coś więcej, poprzez niskie ceny ropy stawiają trudną do okonania zaporę przeciwko zupełnie nowym źródłom energii - zielonym technologiom. Te bowiem mają ambicję wyeliminować nie tylko węgiel, któremu rzucają finansowe kłody pod nogi (Globalne sankcje na węgiel), ale także ropę naftową.
Osiem lat bardzo wysokich cen otworzyły bramy dla nowych źródeł energii. I choć nie mogą one konkurować ceną, jednak mają potężne polityczne wsparcie.
Siłę polityczną nowej energii widać w dzisiejszym paryskim szczycie COP21, który zgromadził wszystkich wielkich tego świata. I choć nazywa się szczytem klimatycznym, powinien się zwać „wielkim festiwalem promocji zielonej energii”. O cóż bowiem chodzi w Paryżu? No oczywiście o ratowanie świata przed globalnym ociepleniem. Pięknie. A o co dokładnie? O to, żeby państwa uprzemysłowione, które najintensywniej tę potworną truciznę CO2 produkują i w ostatnich dwóch stuleciach wyemitowały go najwięcej, nie chcą by teraz kraje, które się jeszcze nie wzbogaciły, naśladowały ich drogę do bogactwa. I chociaż historyczne doświadczenie mówi jednoznacznie – chcesz być bogaty – rozwijaj przemysł, zużywaj węgiel jako najtańsze jej źródło. Tego dowiodły przykłady Anglii w XIX wieku, Ameryki w XIX / XX wieku i ostatnio Chin (Boom naftowy i boom węglowy), które stały się globalną fabryką właśnie dzięki węglowi (Do czego Chińczycy używają węgla?).
W Paryżu trwa walka rozwijających się krajów (jak Chiny czy Indie) z tymi już rozwiniętymi, o to, jaka będzie energetyczna przyszłość świata. Czy kraje zamożne będą jeszcze bardziej bogacić się, sprzedając swoje technologie energetycznie pod pięknym hasłem „energii odnawialnej”? Jeśli wygra węgiel i ropa, znacznie większe są szanse na tanią energię i rozwój gospodarczy dla nadrabiających zapóźnienia. Dzisiaj w Paryżu zachód jest skłonny płacić dziesiątki miliardów dolarów rocznie, by osiągnąć swój cel. Jednak druga strona postawiła poprzeczkę bardzo wysoko – 100 miliardów rocznie. Targi trwają, nasłuchujmy rezultatów, bo także dla nas będą one miały znaczenie.