Partner serwisu
02 września 2016

Indyjska chemia – zbyt otwarta?

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Pisząc wcześniej o powolnym rozwoju indyjskiej chemii przedstawiłem jej słabą dynamikę w zestawieniu z szybkim rozwojem sąsiednich Chin. Teraz czas przyjrzeć się przyczynom tego zjawiska.

Indyjska chemia – zbyt otwarta?

Historia indyjskiej chemii rozpoczęła się prawie sto lat temu, gdy w latach 20-tych ubiegłego wieku przełamując dominację Brytyjczyków (Indie były wtedy częścią Imperium Brytyjskiego), rozpoczęto produkcję sody. Opracowano własne technologie i rozpoczęto produkcję w koncernie Tata. Nie było to łatwe, gdyż technologia pozyskiwania sody była pilnie strzeżoną tajemnicą sześciu ówczesnych światowych koncernów, a brytyjskie Imperial Chemical Industries dominowały na subkontynencie indyjskim. Tata Chemicals to do dzisiaj wiodąca firma (część koncernu Tata o globalnych obrotach 100 miliardów dolarów) - jedno z centrów przemysłowych Indii.

Indie nie są bogate w surowce, które są podstawą rozwoju przemysłu chemicznego, jak to jest w Ameryce Północnej, Rosji czy na Bliskim Wschodzie. Brak dostępu i wysoki koszt surowców to najczęściej powoływana przeszkoda w rozwoju chemii. Nie są także bogate we własne technologie. Z tym problemem szybko poradzili sobie Chińczycy, stawiając na opracowanie własnych patentów i technologii (trzeba przyznać - często było to niezbyt eleganckie kopiowanie cudzych rozwiązań). A przecież podobnie jak sto lat temu, chemia rozwija się dzięki innowacyjności, przekształcaniu wiedzy i nauki w patenty, technologie, procesy produkcyjne. Przemysł indyjski takich priorytetów nie ma, nie rzucił wyzwania globalnym regułom, strzegącym własności intelektualnej, podstawowej przewagi Zachodu. Dlatego dzisiaj głównym czynnikiem napędzającym indyjski import, a blokującym produkcję krajową, jest zapotrzebowanie użytkowników chemii na najnowsze technologie.

Rząd indyjski chciał rozwiązać ten problem otwierając się na zagranicę. Zezwolił na 100-procentowe inwestycje zagraniczne (FDI) i zlikwidował licencjonowanie produktów. Jednak efekty nie są zachwycające - średnia kwota inwestycji zagranicznych nie przekraczała 500 mln dolarów rocznie. Władze zaproponowały także przywileje podatkowe, inwestycje w wolnych strefach czy tworzenie klastrów przemysłowych, oferujących dostęp do infrastruktury. Indie uwolniły rynek, dokonały liberalizacji gospodarki już ćwierć wieku temu, w 1991 roku, co bardzo ogranicza możliwości wsparcia rozwoju przemysłu.

Działania te przyniosły efekty, jednak dość skromne. Gdy w 2004 r. intensywność kapitałowa (stosunek nakładów kapitałowych do sprzedaży) wyniosła 2,9%, to w 2014 r. podniosła się do 4,0%. Na tle światowym nie wygląda to jednak przekonująco: nie mówiąc o najszybciej nadrabiającej zaległości chemii rosyjskiej (9,5%) czy szybko rozwijającej się chińskiej (6,9%), Indie odstają również od znacznie bardziej rozwiniętych regionów (USA 4,3% czy Japonia 4,4%). Inwestycje kapitałowe są zarówno wskaźnikiem dzisiejszej atrakcyjności inwestycyjnej, jak i zapowiedzią przyszłej konkurencyjności przemysłu.

Inwestycje zagraniczne przyczyniły się w niewielkim stopniu do zwiększenia nakładów na badania i rozwój, co jest kluczowym czynnikiem doganiania liderów. Ich poziom jest niski – wynosi 1,6% wartości sprzedaży, więc znacząco odbiega od poziomu krajów rozwiniętych jak Japonia (4,1%), Szwajcaria (2,8%) czy USA (2,5%). Choć trzeba przyznać, że jest znacząco wyższy niż nastawiona na surowce Rosja (0,1%) czy na masową produkcję Chiny (0,8%). Niewielkie nakłady pogłębiają zapóźnienie w rozwoju nowych produktów, co odbija się na dochodowości, w efekcie powodując stagnację.

Widać ją w niskim poziomie wykorzystania potencjału indyjskiego przemysłu (stosunek produkcji do mocy wytwórczych). W ostatnich latach wahała się on między 70 a 78 procent, więc słabe są rokowania na dalszy wzrost, nikt nie będzie inwestował w nowe moce, gdy istniejące są niewykorzystane.

Podsumowując, w kraju tak zapóźnionym w rozwoju technologicznym jak Indie, zbudowanie bazy przemysłowej napędzającej rozwój gospodarczy jest trudnym zadaniem. W globalnej otwartej gospodarce tania siła robocza, czyli to czego Indie mają w nadmiarze, nie jest zachętą do inwestowania w wielką chemię. Brakuje wykształconych kadr, technologii oraz taniego kredytu, niezbędnego przy kapitałochłonnych inwestycjach przemysłowych. Zagraniczni inwestorzy niechętnie patrzą na taki kraj. Zaś krajowy przemysł chemiczny w gospodarce otwartej na globalną konkurencję nie ma wystarczającyh warunków do rozwoju.

źródła: CEFIC „The European Chemical Industry Facts & Figures 2016”

India Chemicals Petrochemicals Statistics 2015

GDP – World Bank

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ