Zdaniem Szczęśniaka: Chiński cud łupkowy
Pamiętając, że cud łupkowego gazu w Polsce okazał się zwykłą wydmuszką, czy jakbyśmy to dzisiaj nazwali – „fake news”, warto się przyjrzeć tym, którym się udało. Oczywiście udało się Ameryce, ale udaje się też Chinom. Posiadają one ogromne zasoby gazu ze złóż niekonwencjonalnych, klasyfikują się na pierwszym miejscu w globalnym rankingu, nawet przed Stanami Zjednoczonymi. Ich wielkość szacuje się na 25 do 36 tysięcy miliardów m3 (wystarczyłoby na dwa tysiące lat polskich potrzeb). Przed Chinami stają jednak dużo trudniejsze wyzwania - warunki do wydobycia są bowiem trudniejsze, niż w Nowym Świecie. Przede wszystkim złoża położone są w górzystych i pustynnych terenach, gdzie dostęp sprzętu i zaopatrzenie w wodę są kosztownym wyzwaniem dla wiertników.

Ale w Państwie Środka partia komunistyczna wyznaczyła ambitne zadania i nie ograniczono się jedynie do zaproszenia zagranicznych inwestorów, jak to u nas było. Jeszcze zanim rewolucja łupkowa zawitała do mediów Chiny przyjęły własną drogę ich wydobycia, nie pozwalając na zdominowanie dostępu do złóż i użycia zagranicznych technologii przez zagranicę. Gdyby na szeroką skalę wpuściły ich do siebie, zapóźnienie technologiczne chińskich przedsiębiorstw byłoby nie do odrobienia. Zamiast szeroko otwierać drzwi międzynarodowym koncernom, przyjęły strategię szybkiego uczenia się nowych technologii, zaczynając dużo wcześniej kontakty naukowe i zapraszając na początek zagranicznych inwestorów, by ucząc się ich technologii, wypracować własne. Badania nad wydobyciem rozpoczęto w 2004 roku, świadczy o tym, że Chińczycy pilnie śledzili, co się dzieje w Stanach.
Pięć lat później państwo wyznaczyło priorytetowe projekty, a po roku, jeszcze w oparciu o amerykańskie technologie, zaczęto wykonywać pierwsze szczelinowania i wiercenia poziome. Przy przetargach na pierwsze lokalizacje nie dopuszczono zagranicznych firm, rozdzielając koncesje wśród chińskich podmiotów, natomiast zachodnim graczom, dysponującym technologiami pozwolono na wejście w joint-ventures.
Chińczycy przejęli niezbędną wiedzę także przez zakupy spółek. Mając wcześniej chroniony rynek, zbudowali kilka koncernów (jak CNOOC, Sinopec, PetroChina, Sinochem), które były wystarczająco duże, by podjąć wyzwanie w branży, gdzie nie tylko technologie, ale także w dużych ilościach potrzebny jest kapitał. Firmy te już od 2010 roku (gdy u nas boom się dopiero zaczynał) weszły na rynek amerykański, w poszukiwaniu doświadczenia i technologii, kupując amerykańskie i kanadyjskie firmy. Dało im to dostęp do know-how, umożliwiło opanowanie i transfer technologii pozwalających na dorównanie amerykańskiej efektywności. Zdumienie Amerykanów po kilku latach współpracy było ogromne, gdy odkryli że w tak trudnej technologicznie dziedzinie chińskie firmy opanowały prawie cały łańcuch technologii niezbędnych do wydobycia gazu z łupków.
Amerykańskie koncerny połamały sobie zęby na chińskich łupkach. Wycofały się ze złóż, na których nie udało się im nic uzyskać, podobnie jak i u nas. Ale chińska strategia inwestowania w narodowe koncerny przyniosła świetne rezultaty. Gdy boom się zaczynał w 2013 roku wydobyto zaledwie 30 milionów m3, praktycznie zero. W 2014 – już 1,7 miliarda m3 gazu, a rok później wydobycie ze złóż niekonwencjonalnych wyniosło 5,1 miliarda m3, przewyższając całą polską produkcję gazu ziemnego. W 2016 roku – prawie podwojono wydobycie osiągając 7,9 mld m3. To oczywiście kosztuje, aby osiągnąć takie rezultaty, jedynie w ubiegłym roku zainwestowano 1,3 miliarda dolarów. Niezwykły wzrost, przypominający hossę węglową ciągle trwa – w bieżącym roku Chiny wydobywają o 50 procent więcej niż rok wcześniej. Nic więc dziwnego, że na 2030 rok planują wydobycie 80, a nawet 100 miliardów m3 (dla porównania – w USA wydobywa się 430 miliardów m3 rocznie).
Ambitne plany? Dotychczas udawało się, wystarczy przypomnieć historię zdobycia globalnego rynku energii odnawialnej, więc chińska droga w gazie łupkowym też może być sukcesem.