Zdaniem Szczęśniaka: Czy przez Ukrainę będzie płynął rosyjski gaz?
Wbrew dramatycznym doniesieniom (cóż, sezon ogórkowy…), że spada tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę, w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie - płynie tamtędy coraz więcej gazu do Europy. O ile bowiem w 2014 roku (kryzys w stosunkach z Rosją) było to zaledwie 62 miliardy (4 razy więcej niż roczne zużycie w Polsce), to w ubiegłym roku było to aż 82 miliardy m3. A obecnie - w pierwszym półroczu przesył zwiększył się o 23 procent, jest więc duża szansa, że może do końca roku osiągnąć nawet i sto miliardów m3 - jak za najlepszych czasów.
Odkręcenie zaworów na niemieckim rurociągu OPAL – lądowym przedłużeniu Nord Stream - spowodowało, że coraz więcej gazu płynie przez Nord Stream. Jednak nie kosztem Ukrainy – popyt na rosyjski gaz w Europie rośnie, rośnie więc i przesył wszystkimi możliwymi rurociągami.
Jednak zbliża się moment przełomowy – rok 2019, gdy zakończy się zarówno kontrakt na dostawy gazu rosyjskiego na Ukrainę, jak i kontrakt na przesył tranzytowy do Europy. Do tej chwili przygotowują się wszyscy. Przede wszystkim Rosja, budując już dzisiaj rurociąg Turkish Stream, przez Morze Czarne do europejskiego fragmentu Turcji. Wtedy podłączenie rurociągu bałkańskiego od drugiej strony umożliwi ominięcie Ukrainy i zaopatrzenie kilku krajów tego regionu z południa.
Na północnym odcinku wciąż trwa walka o Nord Stream 2, który po heroicznych obronie przez PGNiG i nasz Urząd ds. Konkurencji i Konsumentów, zmienił formułę finansowania i szedł dalej jak burza. Do rozgrywki włączyli się Amerykanie, nakładając sankcje na Rosję, ale też grożąc innym koncernom europejskim karami w razie robienia interesów z Gazpromem, i to szczególnie przy tym rurociągu. Niemcy, Austriacy, nawet Bruksela wyraziły swoje oburzenie, ale zobaczymy jakie czyny pójdą za słowami. O Ameryce wiemy na pewno, że to nie przelewki, przykłady BP czy Volkswagena pokazują, jak kosztowne może być być podpadnięcie największemu na podwórku. Więc perspektywy gazociągu przez Bałtyk trochę przygasły, ale doświadczenia poprzednich takich sankcji w 1982 roku pokazują, że Europejczycy potrafią bronić swoich interesów z Rosją przed amerykańskimi naciskami.
Jednak najważniejsza gra toczy się na samej Ukrainie, gdzie dochodzi do rewolucyjnych wręcz zmian w sektorze gazowym. Ostatnie oddelegowanie polskiego menedżera z PGNiG do zarządzania UkrTransGazem może być odbierane u nas jako sukces, ale jakież wyzwanie staje przed szefem tak potężnego kompleksu przesyłowego, największego, najbardziej skomplikowanego, o największych w Europie magazynach gazu. Z Ukrainy dobiegają też głosy, że od decyzji zostali całkowicie odsunięci ukraińscy inżynierowie, że rządzą politycy, prawnicy i finansiści, a technologicznie system się sypie, brak jest inwestycji, nie wykonuje się nawet bieżącej diagnostyki.
Widać jak Unia przejmuje krok po kroku kontrolę nad systemem przesyłowym, którym Ukraina się tak szczyci, który dzisiaj przynosi jej ogromne dochody (rzędu dwóch miliardów dolarów rocznie). Przystosowuje go do zachodnich reguł gry, krok po kroku budując rynek gazu według unijnych recept. Celem jest otworzenie dostępu do rynku dla zachodnich przedsiębiorstw (i tu aż dziw że my w tym nie bierzemy udziału, gdy na Ukrainie coraz więcej zachodnich traderów). Stąd konieczność wprowadzenia kodów sieciowych, ich koordynacji z krajami sąsiednimi. Proces podobny jak w Polsce, tworzony nie w sposób organiczny, a dekretowany z góry, pod naciskiem Europy, ale także pod pistoletem kredytowym Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Równolegle idzie strukturalny podział monopolisty - Naftogazu Ukrainy. Podobnie jak z PGNiG kiedyś wydzielono Gaz System, a później podzielono na dystrybucję, handel i resztę działalności, tak też i dzieje się na Ukrainie. Wydzielony z Naftogazu – operator przesyłu UkrTransGaz, już działa, jednak wciąż jest własnością monopolisty, co nie spełnia oczekiwań Europy. Na razie jednak trwa arbitraż z Gazpromem, więc proces został wstrzymany.
Europa przed 2020 rokiem chce uporządkować ukraiński sektor gazowy, wyjąć go spod kontroli państwa i utworzyć strukturę na kształt europejskiej. Odrębny system przesyłowy gazu, niezależny od konfliktów politycznych, byłby gwarantem przesyłu gazu z Rosji. Niezależnie więc od nowych rurociągów, Ukraina być może zachowa przesył rosyjskiego gazu, jednak to już będzie coś na kształt eksterytorialnego tranzytu przez ten kraj. Do tego modelu idealnie pasuje przekazanie zarządzania w ręce zachodnioeuropejskiego operatora. I rzeczywiście – już dzisiaj się takie rozmowy odbywają.
Europa krok po kroku zmienia gazową Ukrainę, jednak rodzi się pytanie, czy zdąży przed 2020 rokiem. Czy zbuduje operatora niezależnego od politycznych konfliktów. Tylko wtedy jest szansa, że Ukraina będzie ważnych krajem tranzytowym rosyjskiego gazu. Ale to jedynie szansa, sytuacja polityczna jest w tym regionie tak krucha, że nie ma gwarancji sukcesu. No, ale starać się trzeba.
mapa systemu przesyowego Ukrainy (źródło UkrTransGaz)