Zdaniem Szczęśniaka: Aluminiowa wojna handlowa
W kwietniu prezydent Trump zajął się przemysłem aluminiowym, postanowił sprawdzić, czy dzisiejsza sytuacja „nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu Ameryki”. To zapowiada kolejną globalną wojnę handlową, tym razem na rynku metali. Przyjrzyjmy się więc przyczynom tak wielkich obaw.
Stany Zjednoczone mają jedną z najnowocześniejszych gałęzi produkcji aluminium na świecie, dysponującą tanią energią i wykształconą, pracowitą siłą roboczą. Przemysł aluminiowy to od dawna amerykańska potęga, zapewniająca wysoką wartość dodaną, dużo wyższe płace niż przeciętne (w Zachodniej Wirginii wynagrodzenie w tym sektorze wynosi średnio 62 tysiące dolarów rocznie przy średniej 23 tysiące, a więc prawie trzykrotnie więcej). Jest także kluczowym elementem w sektorze przemysłu o najwyższej wartości dodanej, jak przemysł lotniczy, samochodowy, kosmiczny. To metal XXI wieku, nie do zastąpienia – lekki, łatwo odnawialny i poddający się recyclingowi, przy tym trwały i odporny na korozję.
Niespodziewany konkurent
I nagle na drodze tego giganta wyrósł niespodziewany konkurent – Chiny, które na przełomie wieku były niewielkim graczem – 11 procent produkcji pierwotnej. Jednak po kilku latach wzrostu z „typową” dla Chińczyków dynamiką 19% każdego roku - w 2015 Chińczycy wyprodukowali ponad połowę światowego aluminium pierwotnego. Do błyskawicznego wzrostu azjatyckiego smoka gospodarczego przyczyniło się zapotrzebowaniem na ten metal, Chiny zużywają już 54% światowego aluminium.
Wobec zalewu taniej chińskiej produkcji, pierwotna produkcja w USA spada, do poziomu sprzed II wojny światowej.
Spadek produkcji pierwotnej aluminium w USA
Z surowców wtórnych
Jednak amerykański rynek podupadł tak poważnie jedynie w pierwotnym pozyskiwaniu aluminium z boksytów. Tutaj od 2013 do 2016 r. zatrudnienie spadło z 12,8 do 7,4 tysiąca (58%). Na wszystkich innych poziomach – wytopu wtórnego (ze zbiórki złomu), sprzedaży i obsługi – wszędzie tak zużycie jak i zatrudnienie - rosło. Ilość pracujących w całej branży wzrosła o 3% do 161 tysięcy (łącznie ze wspieranymi przez przemysł jest 713 tysięcy miejsc pracy). Bowiem pierwotne pozyskanie aluminium to tylko niewielka, kilkuprocentowa część całego przemysłu, w USA znacznie więcej aluminium pozyskuje się z surowców wtórnych. Wydawałoby się więc, że sytuacja nie jest dramatyczna.
Konkurencja gospodarcza
Spadek produkcji pierwotnej jest tylko tłem i argumentem w realnej wojnie o rynek produktów z aluminium. O ile kilka lat temu Stany samodzielnie produkowały 84% folii i nic nie importowały z Chin, tak obecnie własna produkcja spadła do 69%, a to miejsce uzupełnił import, zaspokajający 22% zapotrzebowania. W efekcie cena spadła o 40 procent. Zwolennik wolnorynkowej gospodarki tańczyłby ze szczęścia. Jednak Amerykanie nie są tacy naiwni, bardzo nie lubią, gdy przegrywają w konkurencji gospodarczej.
Udział produkcji własnej i importu folii aluminiowych w przemyśle USA (źródło: Aluminium Association)
Promując amerykańskie aluminium
W Polsce powiedziano by, no cóż zróżnicowanie dostaw, dywersyfikacja, gospodarka globalna…. Ale nie w Ameryce. Stowarzyszenie branży aluminium broni się – nie chcąc oddawać pola zagranicznym producentom. Wobec tak „nieuczciwej konkurencji” zwróciło się do polityków o nałożenie ceł. Co ciekawe materiał przedstawiony administracji nosi tytuł „Promując amerykańskie aluminium” („Advancing American Aluminum”). Podstawowym argumentem jest polityka przemysłowa Państwa Środka. W przypadku chińskiego aluminium mowa o „sztucznych zachętach i rządowych subsydiach”. Amerykanie są oburzeni, że Chiny rozwijają przemysł, gdy „nie ma to ekonomicznego ani środowiskowego sensu”. Powołując się na „uczciwą konkurencję” (jak to mówi prezydent Trump - „not free.... fair competition”), oskarżają Chińczyków o „dumping”, stosując wszelkie dostępne im narzędzia do poskromienia konkurenta. A że wciąż są potęgą, możliwości mają spore.
Żądania
Od Chin żądają zaprzestania takiej polityki przemysłowej, przede wszystkim skończenia z tanimi pożyczkami rządowymi, ulgami podatkowymi, zachęcającymi do przedłużenia łańcucha wartości i sprzedaży bardziej przetworzonych produktów. Amerykanie żądają także, by chiński przemysł aluminiowy był „transparentny”, to znaczy, aby wiedzieć o nim wszystko i natychmiast reagować na niekorzystne posunięcia. Efektem ma być „zamknięcie niepotrzebnych mocy produkcyjnych”. Warto zauważyć że mówi to jeden producent o drugim. I żąda od swoich polityków, by zmusili rząd innego kraju do niekorzystnych dla niego zmian.
Swoją rolę odgrywa także walka z ociepleniem klimatu. Zobowiązania i deklaracje, w podejmowaniu których Chińczycy są mistrzami, ale tylko tak, by nie ograniczały ich rozwoju przemysłowego. Amerykanie żądają, by te deklaracje radykalnie wprowadzić w życie, a ich brak uznać za subsydia rządowe dla przemysłu aluminiowego. Jeśli bowiem Zachód nałożył na swoje przedsiębiorstwa tak wysokie wymagania – kosztowne i blokujące inwestycje – to nieprzestrzeganie ich przez innych jest „nieuczciwą konkurencją”. Amerykańskie huty aluminium zostały zmuszone do redukcji emisji, czyli wprowadzenia droższych procesów w super-energochłonnej branży. Zdobyły się na 40-procentową redukcję emisji, ale po zderzeniu z chińską konkurencją zamknęły osiem hut i zwolniły 60% pracowników i to tylko w ciągu trzech lat -
Zaporowe cła na chińskie folie
I jak to w Ameryce, rząd działa w interesie amerykańskich przedsiębiorstw – w sierpniu 2017 r. nałożono zaporowe cła (17 do 81 procent) na chińskie folie aluminiowe, którą Chiny eksportowały za prawie 400 milionów dolarów rocznie. Nic nowego zresztą – gdy do 2011 roku rozwijał się intensywnie import profili aluminiowych, amerykańskie władze nałożyły na nie cła i to horrendalnie wysokie – 374 procent. Dobry wzór, jak bronić własnych przedsiębiorstw.