Zdaniem Szczęśniaka: ETS wraca, proszę zapiąć pasy
No i mamy to, czego najbardziej się obawiali energetyczni stratedzy. Czynnik najmniej przewidywalny i chimeryczny, nie wiadomo od czego zależny (oprócz „nastrojów” i „apetytu na ryzyko” inwestorów).
Notowania w handlu emisjami EUA ruszyły w górę - na koniec marca podskoczyły do 13,5 euro. Jeszcze rok temu pełzały na poziomie 5-6, czasami spadając do 2-3 euro za tonę. A w końcu ubiegłego oku eksperci prognozowali cenę 7 euro na rok 2018. Już dzisiaj inwestorzy finansowi mówią, że „wzrost cen EUA nie ma podstaw w fundamentach rynkowych, ale oczekując na zmiany zachowań rynkowych, przewidując także obawy o przyszłe niedobory pozwoleń pod koniec fazy III systemu ETS, zachęcają do zachowań spekulacyjnych” (faza III kończy w 2020 r.). Zamiast realnego popytu i podaży decydować będą „nastroje, apetyty, oczekiwania...” a mówiąc wprost – napływy i odpływy spekulacyjnych pieniędzy na ten malutki - w porównaniu z innymi - rynek europejskich pozwoleń. Rzeczywiście, przez pięć lat była to „pustynia” dla finansowych inwestorów (zwanych spekulantami). Gdy wyznaczono urzędowo liczbę pozwoleń (kierując się oczywiście prognozami gospodarczymi), a rzeczywistość spłatała prognozom psikusa i zrobiła się dziura – było za dużo pozwoleń, gdyż realna produkcja była mniejsza niż przewidywano. Ceny spadły, możliwości spekulacji były minimalne - rynek został przytłoczony potężną nadwyżką.
Kilka dobrych lat trwało, zanim przyniosły rezultaty starania Unii Europejskiej o „ożywienie rynku” handlu emisjami CO2. Proces rozpoczął się w lipcu 2015 r., Komisja Europejska przedstawiła propozycję „backloadingu”, czyli wycofania części pozwoleń z rynku. Jak to w Unii, wszystkie postępowania decyzyjne trwają bardzo długo, aż w końcu 27 lutego Rada Europy dała swoją zgodę na zmiany w systemie na lata 2021-30. Ale już pierwszy impuls do spekulacji dało zakończenie negocjacji między EU, parlamentem a Radą – ceny poszybowały o 25% w górę, by po 6 latach (sic!) po kolejnym porozumieniu, przebić poziom 10 euro. Dla spekulantów z „apetytem na ryzyko” – cudowna okazja, więc wracają na parkiet i zajmują dogodne pozycje do rynkowych rozgrywek. Drżyjcie więc ci, którzy będziecie kupować czy sprzedawać pozwolenia przyznane wam przez unijnych urzędników.
Na tym rynku bowiem jest podobnie jak przy handlu ropą naftową. Najbardziej aktywni nie są ci, którzy chcą kupić lub sprzedać uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Głównymi graczami są banki, różne fundusze finansowe, które posiadając ogromne pieniądze wchodzą na rynek („wtórny”), by – jak to się mówi, „zapewnić mu płynność”. Jednak o ile ropa jest towarem, który podlega prawom popytu i podaży, to Unia Europejska stworzyła największy na świecie system spekulacji biurokratycznymi pozwoleniami. To czym się handluje, powstaje bowiem na skutek decyzji politycznych i jest całkowicie sztucznym tworem na granicy realnych procesów gospodarczych (wielkości wytwarzanej energii, produkcji przemysłowej) i pozwoleń wydawanych przez urzędy. Mechanizm jednak jest ten sam: tworzy się spekulacyjne instrumenty finansowe na bazie towarów bądź decyzji urzędniczych. A później ilość transakcji „papierowych” (czyli instrumentów pochodnych, a nie realnych towarów) przekracza wielokrotnie (czasami tysiąckrotnie i więcej) ilość transakcji realnych, zakończonych zakupem produktu czy towaru. Spekulanci instrumentami finansowymi przejmują kontrolę nad realnymi transakcjami. Jak powiedział kiedyś Rex Tillerson, ówczesny szef Exxon (a później minister spraw zagranicznych u Donalda Trumpa) o firmach naftowych: „We are not price makers, we are price takers” („My nie decydujemy o cenach, my jesteśmy ich odbiorcami”).
ETS obejmuje głównie energię, jednak nie tylko ona objęta jest tą zasadą: 3,4 miliarda ton ekwiwalentu CO2 to właśnie sektor energetyczny, 384 miliony ton to przemysł, rolnictwo 442 mln a odpady 141 mln. W Europie podlega mu ponad 11 tysięcy podmiotów energetycznych i przemysłowych, obejmując 45% całych emisji, generowanych przez człowieka (przypomnijmy – to około 4-5% ogólnych naturalnych emisji CO2 w obiegu na kuli ziemskiej). Także linie lotnicze są objęte system, choć nie udało się wprowadzić do niego połączeń z krajami pozaeuropejskimi. A wszystko po to aby z energetycznego miksu usunąć paliwa kopalne, takie jak węgiel i gaz, obciążając je daninami, tak że tracą konkurencyjność wobec źródeł gorszych jakościowo i droższych, czyli OZE. Jak to mówi stare prawo Greshama – Kopernika - „gorszy pieniądz wypiera lepszy pieniądz”.
System ten jest bardzo nieprzyjazny dla realnej gospodarki – konflikt między światem finansów (Wall Street) a przemysłem (Main Street) ujawnił się w USA. Branża energetyczna jednym głosem mówiła – wolimy podatek - to jest bardziej przewidywalne, klarowne rozwiązanie. Jednak ani Unia ani inne organizacje wprowadzające takie pomysły, nie chcą słyszeć o takich prostych rozwiązaniach. A te działają: w 2013 r. Wielka Brytania (jako jedyny kraj w EU) wprowadziła taki podatek - „cenę minimalną CO2” („carbon floor price”) – i to na poziomie 18 funtów/tonę CO2. W ten sposób zniszczono błyskawicznie sektor węglowy – tak kopalnie jak i energetykę.
Nie dość, że ETS jest obłożeniem „domiarem” bardziej wydajnej części sektora energetycznego, to jeszcze jest to danina kapryśna i nieprzewidywalna, a dla inwestycji na wiele dziesiątków lat jest to wręcz dramat. Źródła odnawialne są takiego ryzyka nieprzewidywalności pozbawione, mają stałe taryfy i dopłaty do inwestycji. Gdy podda się je warunkom stosowanym wobec energii ze źródeł kopalnych – jak ostatnio w Polsce – po prostu zamierają.
Czego możemy się spodziewać? Pytanie czy rynek znowu nie sprawi niespodzianki politykom. Ku zdziwieniu wielu, pierwsze szacunki mówią, że emisje przemysłowe w Europie w 2017 roku wzrosły o 0,5%, a w przemyśle aż o 1,5%. Przyczyną był wzrost przemysłowy, szczególnie w sektorach energochłonnych: hutnictwo, cement, szkło. Może być ciekawie - obniżono ilość pozwoleń , a produkcja przemysłowa wzrosła. Czyżby zaczynał się okres szybkich spekulacji, przypominających diabelskie koło? Dopiero będzie trzęsło! To normalne na rynkach finansowych (jak ktoś nie ma zawrotów głowy, niech rzuci okiem na notowania bitcoina), ale dla przemysłu zabójcze.
źródło: kobize.pl