Partner serwisu
08 czerwca 2018

Co Europa gra z Gazpromem?

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

W poprzedniej analizie opisywałem, jak przegraliśmy kolejne starcie z Gazpromem. Wróciliśmy na tarczy z bardzo prostego powodu: gramy przeciw wszystkim dookoła, zamiast wygrywać nasze atuty. Żeby to zrobić trzeba wiedzieć, co Europa gra z Gazpromem?

Co Europa gra z Gazpromem?

Po pierwsze Unia nie chce odwrócić się od swojego największego dostawcy, ale negocjować z nim jak najlepsze warunki zakupów gazu. Przy takim podejściu nie można drugiej strony poniewierać, publicznie oskarżać o najgorsze rzeczy, ścigać sądownie przy każdej okazji, lekceważyć zobowiązań kontraktowych i posługiwać się polityką dla celów handlowych. Ekstremalnym przypadkiem takiego zachowania jest dzisiaj Ukraina, chcąca paradoksalnie pozostać jednocześnie głównym krajem tranzytu rosyjskiego gazu do Europy.

Pamiętajmy, że druga strona ma potężne atuty: największe na świecie złoża gazu, bardzo wysokiej jakości i taniego w wydobyciu (20 dolarów za 1000 m3). Europejskie koncerny (amerykańskie także, gdy nie były ograniczane sankcjami) są bardzo chętne do wejścia na te złoża i czerpania zysków ze skarbów syberyjskiej ziemi. To jest ten haczyk, czy może raczej potężna kotwica okrętowa, który chcą połknąć koncerny energetyczne Europy, czy to niemieckie, austriackie, francuskie, holenderskie czy nawet brytyjskie. Wystarczy przyjrzeć się składowi koncernów, partnerów budujących z Gazpromem Nord Stream 2 i inwestującym w rosyjskie złoża. Zresztą nic tu się nie zmieniło od wielu lat, by przypomnieć choćby, jak to było cztery lata temu. No, może tylko to, że kiedyś chińskich czy indyjskich przedsiębiorstw naftowych nie było w Rosji, a teraz, pod obstrzałem sankcji z USA i Unii, ci gracze powoli usadawiają się na lukratywnych złożach Syberii. To jest realna konkurencja, która może Europę wypchnąć z atrakcyjnego rynku zbytu i dochodowych złóż.

Więc Europa gra o dostęp do zasobów gazu, doskonale wiedząc, gdzie są schowane konfitury. To łączy z budowaniem jednolitego unijnego rynku. Zintegrowanego, bez wyjątków, tak by duże zachodnie koncerny mogły wykorzystać swoje przewagi – wielkość obrotów, kapitał, dobre stosunki z dostawcami. To skończy z narodowymi firmami, które „zapewniały bezpieczeństwo energetyczne”. Gaz zapewni nam konkurencja między wielkimi solidnymi firmami europejskimi.

Ten rynek będzie zabezpieczany z wielu kierunków, ale głównie z Rosji i głównie przez Niemcy. Doskonale wykorzystały one bowiem kłótnie polityczne, konflikty i obawy krajów Europy środkowo-wschodniej z Rosją. Ciężkim bojem wywalczyły sytuację, gdy to właśnie do Niemiec będzie płynął największy strumień dostaw gazu, który jest niezbędny do realizacji unijnej strategii zrównoważonego rozwoju. Dopiero z Niemiec, a nie np. z Polski, gaz ten będzie dystrybuowany do innych krajów. Już widać rurociągi: OPAL – na południe do Austrii, dublowany obecnie drugą nitką – EUGAL. Na zachód prowadzi rurociąg NEL. Przez nie będzie dystrybuowane 110 miliardów m3 gazu rocznie z dwóch nitek Nord Stream, a także to, co będzie płynąć przez Jamał.

Resztki gazu przez Ukrainę zasilą środkową część Europy, być może coś dopłynie do Polski, część do Baumgarten, na Węgry. Jak przesył spadnie do 10-15 miliardów m3 rocznie jak zapowiada Gazprom, Ukraińcy szybko oddadzą swój system przesyłowy pod międzynarodowy zarząd. I być może wtedy Ukraina stanie się „częścią europejskiego rynku gazowego”. Ale będzie musiała zapomnieć o korzyściach ze swego położenia geograficznego na gazowym szlaku Rosja - Europa. Zostanie za to - jak to się u nas mówi - „hubem gazowym” czyli najzwyklejszym rynkiem zbytu, na który wszyscy wielcy będą mogli dostarczać gaz.

Tylko wracając do poprzedniego tekstu zastanawiam się, czy nasi tego nie widzą?

fot. 123rf.com
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ