Zdaniem Szczęśniaka: Finansowy napęd Tesli
Jak wcześniej mogliśmy przeczytać talenty ludzkie to podstawa rozwoju innowacyjnych technologicznych przemysłów. A talenty, jak to talenty, ciągną tam, gdzie są pieniądze. A te lubią się mnożyć, więc Tesla jako jeden z największych start-upów świata, zyskała ogromne wsparcie amerykańskiego i światowego kapitału. Wielkie fundusze kapitałowe zainwestowały w nią ogromne pieniądze, jej kapitalizacja wynosi 50 miliardów dolarów. Zadziwiać może, że najwięksi światowi producenci samochodów są znacznie niżej wycenieni przez inwestorów. Kapitalizacja GM wynosi 48 miliardów dolarów, a Forda zaledwie 36 miliardów. Przy tym Tesla sprzedała 44 tys. samochodów w 2017 r., a GM - 3 miliony, zaś Ford 2,6 miliona, czyli (70- czy 60-krotnie więcej!
I to pomimo tego, że po 15 latach działania, Tesla pożera i spala kapitał z coraz większą żarłocznością. I to na coraz wyższych obrotach - czerwona lawina strat narasta. W 2. kwartale 2018 r. wyniosły one aż 718 milionów dolarów. Proszę sobie wyobrazić spółkę w Polsce, która ma kwartalną stratę 2 miliardy 700 milionów złotych! A Tesla w poprzednim kwartale miała bardzo podobną stratę (710 mln dolarów). I tak od początku jej istnienia, kwartał po kwartale, strata za stratą. Łącznie przedsiębiorstwo Muska pożarło przez czas swojego działania 4 miliardy dolarów. Jedyny kwartał zakończony zyskiem (3Q2016) był efektem sprzedaży zielonych obligacji. To mechanizm płacenia przez producentów samochodów z silnikami spalinowymi daniny na rzecz nowych technologii. A przecież GM i Ford, dużo niżej wyceniane przez kapitał inwestycyjny, odnoszą corocznie ogromne zyski, gdy Tesla grzęźnie w stratach, bez końca korzystając z kapitału akcyjnego czy kredytów.
No właśnie, straty trzeba z czegoś pokryć. Ciekawe ile mogą wytrzymać akcjonariusze, a nie są to przecież "drobni ciułacze" według naiwnych romantycznych wyobrażeń o giełdzie, tylko potężne fundusze finansowe. Zaczynając od najstarszego - Baillie Gifford, brytyjski stuletni fundusz powierniczy, który zarządza kwotą prawie 200 miliardów dolarów (to majątek w skali 40% polskiej rocznej konsumpcji). Dalej amerykański T. Rowe Price, mający już 80 lat fundusz, zarządzający kapitałem wartości 900 miliardów dolarów. I na koniec najmłodszy, zaledwie 70-letni Fidelity Investments - młodzieniaszek, ale zarządzający potężnym kapitałem, głównie z najstarszej generacji kapitału amerykańskiego, rzędu 2,4 biliona. Biliona, przez "b", więc to dwa tysiące miliardów, co oznacza ponad 4-letnią konsumpcję (PKB) Polski. Na zakąskę, właścicielem Tesli jest też największy na świecie fundusz inwestycyjny BlackRock - 6,3 biliona dolarów w zarządzie. Już nie mówiąc o tak potężnych inwestorach, jak fundusz inwestycji Arabii Saudyjskiej czy państwa norweskiego, a do tego chiński potentat internetowy Tencent.
Wielki kapitał, zgromadzony w funduszach inwestycyjnych po prostu zainwestował w Elona Muska. I jest to decyzja, która nie poddaje się wahaniom rynku. Inwestycja taka to strategiczna decyzja, kapitalizacja jest więc ogromna, a to oznacza, że wciąż ogromne są pieniądze gotowe zainwestować w tę wielką niewiadomą. Więc jak dziwić może fakt, że po ogłoszeniu kolejnej straty - ogromnej, jeszcze większej niż w poprzednim kwartale... akcje Tesli idą w górę?
Jak bardzo antyrynkowy jest to mechanizm, pokazuje przygoda inwestora, który zachowywał się "rynkowo". Fundusz inwestycyjny Greenlight Capital grając według reguł rynku stracił w ciągu pół roku prawie 20 procent swojej wartości, co jest wyrokiem śmierci dla takiego powiernika majątku. Grał bowiem na spadek akcji Tesli, kierując się coraz większymi stratami tej spółki. Jednak akcje firmy, zarządzanej zresztą dość nieudolnie przez Elona Muska, zamiast tracić na wartości w ciągu jednego kwartału zyskały prawie 30 procent. To"nieracjonalne" zachowanie notowań, kosztowało ogromne pieniądze tych, którzy jak Greenlight - obstawiali ich spadek.
A nawet pomimo coraz bardziej krytycznych głosów w mediach (choć główne media grają do tej samej bramki, co wielki kapitał - nie widzą problemów, ciągle przekonując odbiorców, "dlaczego Tesla jest więcej warta od BM czy Forda"). Nie przeszkodziły we wzroście cen akcji nawet wygłupy Elona Muska w mediach społecznościowych, obraźliwe twitty, za które później przepraszał i je kasował. Nic nie może zaszkodzić Tesli na rynkach kapitałowych. To jest jak kiedyś Amazon, który był w podobny sposób wspierany i przeszedł próbę ognia, a dzisiaj to jedna z najpotężniejszych firm świata.
Mechanizm ten ośmieliłbym się porównać z państwowym wsparciem inwestycji w innych krajach, gdzie takich ilości kapitału nie ma. Warto bowiem pamiętać, że w USA jest zgromadzona ponad połowa globalnego kapitału giełdowego - w kraju, którego ludność to 5 procent ludności świata, a PKB - 24% światowej gospodarki. I to jest ten główny czynnik, animujący innowacyjność w jej pełnym i realnym wymiarze.
Globalny wyścig technologii i pieniędzy trwa. Model finansowania postępu technicznego 'alla Americana' wciąż udowadnia swoją potęgę.