Partner serwisu
19 grudnia 2018

Zdaniem Szczęśniaka: Co się wydarzyło w Katowicach?

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Gościliśmy w Polsce, na Śląsku największe globalne zebranie urzędników ze wszystkich krajów świata. Wielkie wydarzenie, dziesiątki tysięcy biurokratów, jeszcze więcej lobbystów. „Historyczny, przełomowy” szczyt klimatyczny COP24 w Katowicach.

Zdaniem Szczęśniaka: Co się wydarzyło w Katowicach?

Imprezie towarzyszyły rutynowe już protesty klimatycznych aktywistów, wspinających się nawet na kominy elektrowni, a także tańce egzotycznych ludów w skąpych strojach (ludowych?) z wysp dalekiego oceanu, żądających, żeby ich "ocalić" przed zmianami klimatu, to znaczy zapłacić... To samo co roku, atmosfera apokalipsy, że już za późno, już na nas czyha za rogiem "globalna katastrofa"... itd., itp... Występowały też dzieci, które wygłaszały wyuczone formułki, zachęcające dorosłych do „większych starań, ratowania Ziemi...” A po 2 tygodniach wytężonej pracy, podobna atmosfera radości i samouwielbienia za „sukces, przełom...” i inne takie... To wszystko widzieliśmy 3 lata temu w Paryżu, gdzie także nastąpił „przełom”... Ten rytuał jest odgrywany co roku... Niestety, współczesny przekaz medialny jest chyba kierowany do osób, których pamięć sięga dwóch dni wstecz, no najwyżej tydzień.

Ale przyznajmy, było coś nowego, nasz minister na zakończenie wyskoczył na stół, by potem pofrunąć z niego malowniczo w dół... nie było daleko, nic mu się nie stało, ale jakże wzrosło napięcie wśród delegatów umęczonych dwoma tygodniami nasiadówek.

Konferencja zaczynała się od złych wiadomości – ludzie starają się coraz lepiej żyć i zużywają coraz więcej energii, a szczególnie węgla. Nawet Chiny, o których odwrocie od tego śmiercionośnego „czarnego przekleństwa” tak wiele mówiono – też zwiększają jego zużycie. Więc ludzkość emituje coraz więcej dwutlenku węgla, nawet Europa się nie postarała obniżyć poziomu życia i też szykuje zagładę naszej planecie.

Twórcze obrady w wyczerpującym trudzie ratowania planety przerywały także złe wiadomości z Francji, gdzie lud paryski, jak zwykle buntowniczy, nie potrafi zrozumieć, że te wyższe rachunki, które ma płacić, to na ratowanie planety, w szczytnym celu... No i podpala banki i sklepy. Były też dobre wiadomości, choćby to, że kolejny potężny bank - Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju nie będzie już finansował węgla ani niczego, co się z nim kojarzy.

Niestety, ciągle nie udało się wyeliminować tych „klimatycznych kłamców”, zaprzeczających nieuchronnie nadchodzącej katastrofie. W tym roku też doszło do skandalu, bo ani Amerykanie, ani Rosjanie nie chcieli przywitać z radością („Welcome!”) kolejnego raportu, wieszczącego nieuchronną katastrofę, jak świat nie posłucha i nie weźmie się do walki...

Polacy też się wygłupili, ciągle opowiadają coś o tym węglu, przyciągnęli górników, jakieś stosy węgla wokół, no dramat, nie potrafią się zachować. No, ale da się znieść te ich puste przechwałki, że „nie dadzą zniszczyć węgla”, wiadomo przecież, że zamykają te kopalnie i coraz mniej zatruwają globalny klimat, więc dla żartów mogą trochę się poprzechwalać. Ale ci związkowcy, to już pełen obciach. Sprowadzili tu jakichś „sceptyków klimatycznych” z Ameryki i podpisali z nimi umowy o współpracy. Przecież nauka już ustaliła, jak jest, wiadomo że człowiek za wszystko odpowiada, nie ma co badać, teraz czas na działanie.

Niestety wśród delegatów zanotowano wypadki depresji, gdy patrząc na dorobek już dwudziestu czterech globalnych szczytów, na ogrom pracy urzędników całego świata, które co roku na spotkaniach łączą się w wysiłku ratowania planety, nagle się dowiadują, że tak samo jak 30 lat temu, tak i dzisiaj, węgiel dostarcza 81% energii tej nie potrafiącej docenić ich wysiłków ludzkości, która na dodatek przez te trzydzieści lat zużywa jej coraz więcej. Jak tu się nie załamać?

Ale nie można się poddawać zniechęceniu, i pomimo tych wszystkich trudności, przede wszystkim trzeba coś uchwalić i podpisać. Bez końcowego dokumentu, uroczystych podpisów stron, zebranie byłoby „samobójstwem” jak ogłosił Sekretarz Generalny ONZ. Nie wiadomo, czy nawet delegacji nie kazaliby zapłacić z własnych pieniędzy... Uchwalono więc dokument liczący 133 strony, którym oczywiście nikt się nie zainteresował, ale dokument końcowy musi być. I jest. Nieważne, że to, o co chodziło – nie zostało umieszczone na skutek protestu „populistów” z Brazylii. Będzie o czym mówić za rok. No właśnie, to gdzie jedziemy za rok? Do Peru? Mhm... w Peru jeszcze nie byłem.

Ale jakby się ktoś do Peru nie wybierał, to może zamiast tego przeczytać dokument uchwalony w Katowicach, tutaj...

fot. 123rf.com/fot. ilustracyjne
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ