Partner serwisu
Tylko u nas
12 marca 2019

Zdaniem Szczęśniaka: Jak zerwać formalne więzi ze spółką matką

Kategoria: Zdaniem Szczęśniaka

Opisawszy wcześniej podłoże sprawy, przejdźmy do konkretów najciekawszego przejęcia własnościowego ostatnich lat w branży naftowej.

Zdaniem Szczęśniaka: Jak zerwać formalne więzi ze spółką matką

Citgo to firma amerykańska, będąca 100-procentową własnością wenezuelskiej Petróleos de Venezuela SA Petróleos de Venezuela SA, ale jej siedziba i całość operacji ulokowana jest w Houston, USA. Spółka ma głębokie amerykańskie korzenie, działa od 1910 roku, nazwę Citgo przyjęła w 1965 r. i jej znak - czerwony trójkąt - jest traktowany w Bostonie jak ikona. Państwo wenezuelskie jest właścicielem 100 procent akcji Citgo od 1990 roku, gdy stosunki były jeszcze bardzo dobre. Dawało to wenezuelskiej ciężkiej ropie bezpośredni i stabilny zbyt na amerykańskim rynku, a Stanom - bliskie i tanie źródło dostaw.

Dzisiaj Citgo to wydajna spółka, nie mająca nadmiernych długów, z dużą gotówką na koncie, i jako ósma pod względem wielkości amerykańska firma rafineryjna, przerabia ciężką wenezuelską ropę w trzech rafineriach, o łącznej mocy 38 milionów ton rocznie, i sprzedaje paliwa na 5 tysiącach stacji. Spółka zatrudniająca 3,900 pracowników i kontraktorów w Teksasie, Luizjanie i Illinois.

Spółką-matką, PdV SA, włada według konstytucji naród a zarządza prezydent. I to on mianuje zarząd Citgo. Ostatnio mianowany został Asdrubal Chavez - kuzyn zmarłego przywódcy Hugo Chaveza. Był prezesem zarządu a jednocześnie nie mógł przebywać w USA, bo pozbawiono go wizy już lipcu ub. roku. Jeszcze wcześniej, pod koniec 2017 roku, sześciu menedżerów, w tym pięciu z obywatelstwem amerykańskim, zostało wtrąconych do więzienia w Wenezueli z oskarżeniami o korupcję.

Uderzenie w Citgo wydawało się niemożliwe, gdyż groziło ono podwyżką cen ropy i paliw, a także zagrażało miejscom pracy. Nawet stowarzyszenie rafinerów - American Fuel and Petrochemical Manufacturers - ostrzegało przed sankcjami na wenezuelska ropę, gdyż uderzą w amerykańskie przedsiębiorstwa, które "poczyniły znaczące inwestycje w pogłębienie przerobu ropy". Jednak poszło bardzo łatwo. Powołany przez siebie na prezydenta Juan Guaidó poprosił parlament Wenezueli (opanowany przez opozycję) o wyznaczenie nowego zarządu PdV SA i Citgo, rytualnie obrzucając drugą stronę oskarżeniami o korupcję. Jeszcze zanim to zrobił, już miał poparcie administracji amerykańskiej, o czym dużo wcześniej zapewniał w mediach senator Marco Rubio. W lutym nowy zarząd został zatwierdzony przez parlament Wenezueli, który co prawda takich uprawnień nie ma, ale ma mocne poparcie.

Gdy po tygodniu członkowie nowo mianowanego zarządu przybyli do Houston, czterej członkowie poprzedniego zarządu zostali już wcześniej usunięci z firmy, odprowadzeni pod eskortą na zewnątrz. Opozycja wenezuelska miała bowiem w Citgo wsparcie od wewnątrz. Gdy prezes zarządu stracił wizę, jego zastępca, Amerykanin Rick Esser, który popierał nowe władze Wenezueli i wcześniej już izolował prezesa Chaveza, pozwalniał pracowników lojalnych rządowi. Wszystko zresztą konsultował na bieżąco z amerykańskimi władzami, nawet sam John Bolton, doradca prezydenta Trumpa, odbył z nim bardzo "produktywne spotkanie". Później usunięto z funkcji szefów różnych pionów, nie mających zaufania u nowych władz. Samo zjawisko znane u nas nad wyraz dobrze.

Na czele nowego zarządu stanęła Luisa Palacios, wieloletnia doradczyni w globalnej amerykańskiej firmie doradczej Medley Global Advisors LLC z Nowego Jorku. Firma pod nowym zarządem "zerwała formalne więzi ze spółką matką", jak uroczo ujęto w mediach. Wstrzymano zakupy ropy z Wenezueli, płatności dla PdV SA, zerwano korespondencję mailową, zablokowano serwisy elektroniczne, usunięto nazwę spółki z marketingu, usunięto portrety Chaveza z siedziby spółki, a niechętnych zmianie właściciela pracowników - wysłano z powrotem do Wenezueli. Na koniec tej pokojowej właścicielskiej transformacji, dano reklamę w Washington Post, używając języka amerykańskiej konstytucji i podkreślając powrót do stuletnich amerykańskich korzeni koncernu.

Zamieszanie prawne i biznesowe, które powstaje przy takim przejęciu (pytanie, czy można nazwać je "wrogim"?) jest ogromne. Zawieranie kontraktów z zarządem, który wziął się nie wiadomo skąd, to potężne ryzyko roszczeń i oskarżeń w przyszłości. Pierwsze pytanie, które z pewnością zada prawnik, brzmi: czy nowy skład zarządu został skutecznie zarejestrowany? Na razie nie wiemy, nowy zarząd obraduje, podejmuje decyzje, ale czy ma do tego prawną legitymację? Rejestracja musi być złożona w sądzie w stanie Delaware z podpisem prezydenta Wenezueli... A kto jest dla USA prezydentem Wenezueli, decyduje według artykułu drugiego konstytucji USA... prezydent USA. Już dwa razy takie przypadki miały miejsce, gdy przekazano majątek komunistycznych Chin Tajwanowi, a w 1988 r. aktywa Nikaragui - rządowi uznawanemu przez Waszyngton, a nie rządzącemu tam prezydentowi, co zakończyło się zresztą inwazją na Nikaraguę.

Cóż zobaczymy, jak zakończy się "zrywanie formalnych więzi ze spółką matką", ale jedno jest pewne - "decydujące będą prawa korporacyjne Ameryki", jak zapowiedział senator Rubio.

 

Wszystkie teksty eksperta dostępne TUTAJ.

 

fot. 123rf.com/fot. ilustracyjne
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ