Zdaniem Szczęśniaka: Ukraina - eksperyment z paliwem jądrowym
Zapowiada się u nas nuklearny renesans. Co prawda zapowiada się od ponad 10 lat, gdyż w styczniu 2009 roku polski rząd przyjął plan budowy elektrowni jądrowej. Jednak na arenie pojawił się potężny gracz - Ameryka ze swoją strategią "dominacji energetycznej", więc sprawy mogą przyspieszyć.
W poprzednim felietonie pisałem o tym, jak Ameryka próbowała zdobyć rynek energii jądrowej Środkowej Europy. Nic nie wyszło z tych starań, gdyż oferta nie była konkurencyjna ani ekonomicznie ani technologicznie wobec dominującej w naszym regionie technologii rosyjskiej. Żeby nauczyć się czegoś na cudzych błędach, uniknąć ich w naszych działaniach - pokazałem przypadki Czech i Bułgarii. Dzisiaj o Ukrainie, która jest potęgą w energii nuklearnej. Przez krótki czas po rozpadzie ZSRR posiadała nawet broń jądrową, która stacjonowała na jej terenie. Jednak wspólna akcja wielkich mocarstw doprowadziła do rezygnacji przez Kijów z tego oręża. Do dzisiaj panuje tam "atomowa nostalgia" za statusem "nuklearnego supermocarstwa".
Jednak nostalgia nostalgią, a Ukraina ma potężne problemy z nuklearnym po radzieckim dziedzictwem, czyli 15 blokami w czterech elektrowniach. Na pomoc pospieszyła jak zwykle Ameryka. Jej podstawowy atut to największy park bloków jądrowych na świecie. Nic więc dziwnego, że w Waszyngtonie delegowano i wspierano politycznie ekspansję Westinghouse Electric Company. To potęga w energetyce nuklearnej - 60% mocy USA oparte jest na jej technologiach i co ważniejsze - prawie połowa światowej energetyki nuklearnej działa na AP600 czy AP1000. Także w dostawach paliwa do tych bloków jest światowym liderem, dostarczając prawie dwa razy więcej prętów uranowych niż ТВЭЛ - rosyjska spółka Rosatomu.
Ukraina na skutek starań Departamentu Stanu zdecydowała się na zastąpienie rosyjskiego paliwa w blokach jądrowych - wymianę oryginalnych rosyjskich prętów na amerykańskie. Jest też dzisiaj jedynym krajem naszego regionu, który kontynuuje ten eksperyment. Oprócz bowiem Czech, opisywanych poprzednio, eksperyment ten zakończył się także niepowodzeniem w Finlandii, gdzie po czterech latach prób okazało się, że obudowy amerykańskich prętów mają znacznie mniejszą odporność na korozję, pomimo znacznie grubszych ścianek.
Na Ukrainie Westinghouse rozpoczął już w 2005 r. umieszczanie swojego paliwa nuklearnego w strefie czynnej rosyjskich reaktorów. Próby te doprowadziły do protestów agencji nadzoru nad energetyką jądrową w 2008 r. Wspólne używanie produktów rosyjskich i amerykańskich prowadziło do mechanicznych deformacji tych ostatnich. Jednak pomimo tego w 2014 r. Westinghouse wszedł w porozumienie z rządem ukraińskim i zaczął na szerszą skalę dostarczać paliwo nuklearne do elektrowni zaopatrywanych wcześniej przez Rosję.
Rosyjski producent paliwa nuklearnego TVEL ostrzegł przez zagrożeniami spowodowanymi używaniem nielicencjonowanego paliwa amerykańskiego, nazywając to „niebezpiecznym eksperymentem”. Jest to jednak tak potężny rynek (połowa energii elektrycznej kraju pochodzi z elektrowni jądrowych), że Westinghouse wznowił produkcję prętów w wytwórni Västeras w Szwecji i przejął już ponad 30% dostaw do ukraińskich elektrowni, zarabiając na tym w setki milionów dolarów.
Przez ten czas poprawiono jakość wsadu i problemów jest coraz mniej, choć wciąż używa się ich w reżimie testowym i zawartość wzbogaconego uranu w paliwie jest o 15% mniejsza niż w rosyjskich. Ponadto w dalszym ciągu przeciwko takiemu wyborowi przemawia ekonomia. Amerykańskie pręty paliwowe są o połowę droższe od rosyjskich (kosztują ponad milion dolarów za sztukę), a na dodatek Westinghouse nie potrafi sam wzbogacić uranu, więc kupuje go od Rosji. A jeszcze Amerykanie w odróżnieniu od Rosjan nie odbierają zużytego paliwa jądrowego, więc na Ukrainie powstaje dość prosty skład, gdzie będzie się je przechowywać. To rodzi uzasadnione obawy, szczególnie że umieszczono go niedaleko najbardziej znanego miejsca nuklearnej katastrofy - Czernobyla.