Hakerzy paraliżują amerykańskie rurociągi
W piątek 7 maja największą amerykańską sieć rurociągów paliwowych (prawie 9 tysięcy kilometrów) zaatakowali hakerzy. Był to największy atak przemysłowy w historii Stanów Zjednoczonych, a dokonano go dzięki wykradzeniu hasła, którego pracownik firmy użył na wcześniej już zhakowanej stronie.
Pieniądz rządi systemem
System rurociągów został sparaliżowany, potężne ilości tłoczonych codziennie paliw przestały płynąć. Ciekawe jest to, że operator rurociągu zatrzymał jego pracę, choć mógł przesyłać paliwa, ale nie mógł fakturować za nie odbiorców. Cyberwojownicy nie chcieli doprowadzić do katastrofy, za to pokazywali, że pieniądz rządzi systemem. Cios był tak powalający na kolana, że Colonial Pipeline Company następnego dnia poddał się szantażowi hakerów i zapłacił im prawie 5 milionów dolarów okupu w kryptowalutowych Bitcoinach. Ci ogłosili, że pójdzie to na cele społeczne. Później szef firmy Joseph Blount tłumaczył się politykom, którzy wezwali go na publiczne przesłuchania w Kongresie USA, że „była to najtrudniejsza decyzja w ciągu jego 39 lat pracy w biznesie naftowym”. I choć „może się to wydawać mocno kontrowersyjne, ale była to dobra decyzja dla naszego kraju”, ponieważ rurociąg jest krytycznym punktem infrastruktury Ameryki.
W zamian za miliony okupu, firma otrzymała klucz do zablokowanego systemu. Pomimo tego operator długo guzdrał się ze wznowieniem operacji. Dopiero 15 maja, osiem dni po zablokowaniu, rurociąg zaczął pracować na pełne moce.
Colonial Pipeline to sieć rurociągów, stanowiąca kręgosłup infrastruktury Wschodniego Wybrzeża. Przesyła benzynę, diesla i jeta z Teksasu, centrum rafineryjnego USA, przez stany wschodniego wybrzeża, do Nowego Jorku. Dostarcza 45% zużywanych tam paliw – prawie 140 miliardów litrów rocznie. To 4-krotnie więcej niż zużywamy w Polsce (32 miliardy litrów w 2020 r.).
Colonial Pipeline przebiega przez wschodnie stany USA (grafika: EIA)
Kryzys paliwowy
Blokada przesyłu spowodowała kilkudniowy kryzys paliwowy na Wschodnim Wybrzeżu. Doszło do panicznych zakupów paliw w kilku wschodnich stanach, co natychmiast opustoszyło stacje benzynowe. Do stojących w kolejkach kierowców apelowano, by nie napełniali benzyną wszystkich pojemników, jakie znaleźli w garażu, bo mogą wybuchnąć i spłonąć razem z właścicielem. Nie pomogło, w niektórych regionach 80-90% stacji na kilka dni zostało zamkniętych, gdyż zabrakło im paliwa. Prezydent Joe Biden ogłosił stan wyjątkowy, znoszący ograniczenia przewozu paliw drogami, a gubernator Georgii zlikwidował na kilka dni podatki na benzynę i diesel. Ale ceny paliw i tak podskoczyły do… uwaga, uwaga… do 3 złotych za litr! Trzech złotych! W Polsce takie „podwyżki” przyjęto by owacjami na stojąco, ale mówimy o Ameryce. Tam paliwo jest znacznie tańsze niż w Polsce.
Oskarżenia, że „to rosyjscy hakerzy”
Przy tym ataku pojawiły się także dość rutynowe w amerykańskich mediach oskarżenia, że „to rosyjscy hakerzy”. Jednak zdarzyło się coś dziwnego, zamiast podtrzymać te oskarżenia, prezydent Biden stwierdził, że co prawda grupa DarkSide działa z Rosji i krajów byłego obozu radzieckiego, ale rząd tego kraju nie ma nic wspólnego z tym atakiem. Zadziwiające, choć dzisiaj jasne, dlaczego zrezygnowano z tak wygodnego powodu do atakowania przeciwnika. Dokładnie w tym czasie gromadziły się wojska na granicy ukraińsko-rosyjskiej, narastało napięcie i dorzucenie jeszcze jednego powodu konfliktu z Rosją groziło wybuchem wojny. A jak wiadomo – wojna z mocarstwem nuklearnym to nie przelewki. A poza tym już wtedy Amerykanie planowali kolejny reset, starając się zaaranżować spotkanie prezydentów, które ostatnio odbyło się w czerwcu w Genewie.
Ale niezależnie od politycznych reweransów, amerykańskie firmy naftowe zamknęły wtedy dostęp do swoich stron dla krajów „byłego obozu”, także dla Polski, co odczułem, starając się zaczerpnąć informacji u źródła.
Jones Act
Atak hakerów i paraliż logistyczny wschodnich wybrzeży przypomniał o jeszcze jednym amerykańskim protekcjonistycznym pterodaktylu. Otóż funkcjonuje tam Jones Act – stuletnia już ustawa zakazująca statkom pod obcą banderą przewozić towarów między amerykańskimi portami. I gdy rafinerie Teksasu nie mogły przesyłać paliw rurociągami, chciano je wysyłać statkami, ale… ich nie było, a zagranicznych nie można używać. Administracja Bidena błyskiem przyznała kilka wyjątków, by zapobiec katastrofie zaopatrzeniowej. Potem wszystko wróciło do protekcjonistycznego ciepełka, chroniącego amerykańskie miejsca pracy.
Patrząc już z perspektywy kilku tygodni, można stwierdzić, że nastąpiło to, o czym debatowano od lat pod hasłem „zagrożenia z cyber-przestrzeni”. Jak widać, sieciowy światek przestępczy uważnie je czyta. W odróżnieniu od szefów zagrożonych firm.
Komentarze