Zdaniem Szczęśniaka: Upalne lato na rynkach surowców
W czasie kanikuły na globalnych rynkach towarowych szaleje gorączka cenowa, ceny ropy rozgrzane do białości, węgla również, a i też notowania gazu biją rekordy notowań… W ciągu miesiąca gaz podrożał o 50% - z 24 do 37 euro za MWh. Bez widocznej przyczyny, bez odczuwalnych braków na rynku, a jedynie przy nieco niższych stanach zapasów w magazynach. To może (powtarzam: może) zagrozić zaopatrzeniu w zimie. Ale czynniki rynkowe, grają coraz mniejszą rolę w tym procesie, który miał kiedyś zapewnić znalezienie równowagi cenowej między popytem a podażą.
Zresztą, kto by się przejmował poszukiwaniem racjonalnego uzasadnienia tych potężnych wahań, zamiast tego najczęściej widać tytuły w stylu: "Strach przed wariantem Delta wyhamuje wzrost cen ropy", gdy ten najważniejszy towar światowego handlu w ciągu dwóch dni spada o 4 dolary.
Przyczyny?
Gdybym miał szybko zdiagnozować przyczyny tego szaleństwa, to widzę takich kilka, i to w następującej kolejności. Po pierwsze
globalna inflacja finansowa
Gospodarka zalewana jest ogromnymi ilościami kapitału, który poprzez niskie stopy procentowe, często wręcz ujemne stawki, jest spalany w piecu gospodarki zachodu. Podtrzymuje w ten sposób rozwój popytu, jednak zyski ze zgromadzonego majątku są żadne. Stąd ogromny napór na rynki finansowe, gdzie dochody z inwestycji są największe. Tę globalną gorączkę opisywałem już wielokrotnie, więc żeby się nie powtarzać, zapraszam do przypomnienia sobie, jak to działa.
Kolejne emisje pieniądza za oceanem, stałe finansowanie europejskiej gospodarki przez ECB, do tego działania innych banków, które też mobilizują posiadany kapitał do walki z recesją, windują ceny przede wszystkim aktywów finansowych, jednak inflacja szerzy się także na rynkach towarowych. Stąd wzrost kosztów emisji CO2, wywindowanego do 55 euro za tonę, za którymi podążają ropa, węgiel, gaz, metale… Generalnie wszystkie te małe (w porównaniu z giełdami, obligacjami, rynkiem walutowym) rynki, gdzie błyskawicznie napływają lub odpływają duże ilości kapitału.
Taki gwałtowny odpływ mogliśmy obserwować 6 lipca, gdy po długim okresie gonitwy notowań w górę, nagle ceny ropy spadły z 77 $/baryłkę do 73 dolarów. Wzrost notowań w dniach poprzedzających tłumaczono brakiem porozumienia „OPEC+”. Muszę przyznać, że jak żyję nie słyszałem takiego wyjaśnienia wzrostu cen. Zawsze, ale to zawsze, brak porozumienia w globalnym kartelu naftowym powodował spadek cen. A nie ich wzrost. Za to kilka dni później nastąpił gwałtowny spadek notowań pokazał, że niezależnie czy to ropa, czy gaz, czy CO2, wszystkie notowania cen spadły znacząco właśnie 6-7 lipca. Trudno znaleźć lepszą ilustrację faktu, że czynniki rynkowe mają niewielkie znaczenie, popyt i podaż spadły do poziomu pomocniczych parametrów w procesie cenotwórczym.
Notowania gazu ziemnego TTF, źródło powernext.com
Ale oczywiście rynek gra jeszcze jakąś rolę. Ale już nie rynek lokalny, regionalny (jak na przykład europejski). Gaz ziemny na skutek wzrostu udziału LNG, coraz bardziej upodabnia się do rynku ropy naftowej. Następuje
globalizacja rynku,
którą widać przede wszystkim po szybko rosnącym zapotrzebowaniu na surowce energetyczne w Azji. A przede wszystkim w Chinach.
Azjatyckie rynki głodne węgla i gazu...
Najlepszym przykładem jest węgiel kamienny, który w Europie jest absolutnym pariasem wśród źródeł energii, w Azji święci triumfy. I to długofalowe. Zrozpaczone organizacje ekologiczne, śledzące zużycie węgla, donoszą, że gdy w Europie i Ameryce zamyka się kopalnie i bloki węglowe, w Azji w najbliższych latach powstanie 600 nowych elektrowni węglowych. Wśród pięciu krajów azjatyckich prym wiodą Chiny, gdzie w budowie jest 368 elektrowni na węgiel. Za nim szybko podążają: Indonezja (107), Indie (92), Wietnam (41) a nawet Japonia, gdzie powstaje 14 elektrownie na ten przeklęty surowiec.
Azjatyckie rynki są więc wciąż głodne węgla, ale także gazu ziemnego. Szybki rozwój Chin nie może opierać się na energii odnawialnej, która może być dla tej fabryki świata jedynie kwiatkiem do kożucha. Owszem, instaluje te urządzenia u siebie, ale przede wszystkim eksportuje na cały świat. I wtedy rachunek się zgadza, są zyski. Ale żeby produkować potrzebny jest węgiel i gaz.
Chiny zwiększają zużycie gazu bardzo szybko. W ubiegłym roku warto zwrócić uwagę przede wszystkim produkcji z 178 miliardów m3 w 2019 r. do 194 mld w 2020. Imponujący wzrost o 8%, i to w roku Covidu. Ale jeszcze większy był wzrost zużycia – z 308 mld do 331 mld m3 gazu w 2020 r. - o 23 mld m3. I ten wzrost w tym roku idzie jeszcze szybciej. Zapotrzebowanie na LNG wydaje się, że wzrośnie w tym roku o 18 milionów ton, z czego 10 milionów ton przypadnie na Chiny (ich import w 2020 r wyniósł 70 mln). Ten imponujący wzrost widać już w tegorocznych statystykach, a Państwo Środka wyprzedziło Japonię i stało się największym importem LNG na świecie.
Jak widać, popyt azjatycki ciągnie ceny w górę, a tymczasem w Europie mamy finezyjną rozgrywkę Gazpromu, która też nie pozwala na niższe ceny. Ale tutaj pozwolę sobie potrzymać P.T. Czytelników w napięciu i zaprosić za tydzień…
Komentarze