Gazprom gra z Europą
Za gaz przychodzi nam drogo płacić tego lata, a przy tym trwa strategiczna operacja zmieniająca układ gazowej geopolityki Europy. Rozgrywającym jest Gazprom, który wykorzystuje wysokie ceny gazu, o których pisałem ostatnio, jako podkład muzyczny (coś na kształt gitarowego tremolo) dla swojej operacji. Dodają one bowiem potężnego nagłośnienia, coś na kształt ostrzeżenia: jak się nie dostosujecie, to już zawsze będziecie tak drogo płacić.
Wróćmy do fundamentów
Żeby zrozumieć tę grę, trzeba na chwilę cofnąć się do jej fundamentów.
Wiele lat temu podjęto decyzję o utworzeniu w Europie rynku gazu. Wymagało to przewrócenia dotychczasowej struktury do góry nogami. Jednym z elementów tej globalnej transformacji było rozbicie systemu cenowego, opartego na indeksowaniu cen gazu na notowaniach ropy naftowej czy jej produktów. To miał być bezwzględnie rynek „gas-to-gas”, ceny miały tak jak w Ameryce powstawać na giełdach towarowych, przy dużym udziale, a potem już (tak jak w ropie naftowej) decydującym głosie graczy finansowych. Na globalną skalę wysiłek budowania rynku gazu podjęli Amerykanie, implementując swój model w Europie czy Azji z pomocą instytucji międzynarodowych, takich jak Międzynarodowa Agencja Energii. Więc dzisiaj mamy zamiast długoterminowych stabilnych i przewidywalnych kontraktów na dostawy – rynek nie tylko spot, ale także futures. Z całą furą niechcianych konsekwencji.
Zmiana systemu zadziałała odwrotnie
A zmiana systemu, która miała zabić głównego dostawcę do Europy, zadziałała dokładnie odwrotnie. Przejście na ceny hubów gazowych wręcz wzmacnia pozycję Gazpromu, który ostrzegał przed tym już gdy projektowano nowe mechanizmy. Aleksandr Miedwiediew, kiedyś wiceprezes Gazpromu a dzisiaj prezes klubu piłkarskiego Zenit Petersburg, mówił: „jeśli wprowadzicie taki system cenowy, to poranek będę zaczynał od rzutu okiem na ceny w Europie i decyzji: sprzedajemy czy nie sprzedajemy”. W poprzednim systemie ceny nie zależały od dostawcy, były obiektywnym czynnikiem, na który ani odbiorca, ani sprzedawca nie mogli wpływać. Teraz władza przeszła naturalnie w ręce największych graczy. I podobnie jak OPEC+ nauczył się grać z rynkami finansowymi, tak i Gazprom odrobił lekcje. Już w ubiegłym roku całkowicie dostosował się do warunków europejskich, to znaczy sprzedawał 87 procent gazu wg cen rynkowych (spot, futures). Jedynie 13% sprzedaży oparte było na notowaniach ropy naftowej, czyli starym modelu.
Sprzedaż Gazpromu wg mechanizmów cenowych (źródło prezentacja dla inwestorów)
Najwyższe letnie ceny w historii europejskiego rynku gazu
Siła rynkowa Gazpromu jest ogromna (w końcu zapewnia 56% importu i 32% konsumpcji europejskiego gazu), więc nawet w tak złym roku, jak ubiegły, osiągnął na rynku o 20% wyższe ceny, niż rynek (co widać po prawej stronie załączonego wykresu). Mając takie karty na ręce, Elena Burmistrowa, następczyni Miedwiediewa, podkreśla że Gazprom wypełnia zobowiązania kontraktowe. Ale gdy klienci chcą więcej gazu, odpowiedź jest jednoznaczna: „Gazprom z pewnością odpowie na zapotrzebowanie, gdy ruszy Nord Stream 2”.
Taka wypowiedź natychmiast rozognia apetyty na ryzyko inwestorów, którzy rzucają się w rozmaite futures i options, by obstawić: dociągną ten Nord Stream 2 czy nie dociągną? Bez takiego pikantnego smaczku, ceny mogłyby oklapnąć, a tak – proszę bardzo – najwyższe letnie ceny w historii europejskiego rynku gazu.
Jak przekłada się to na geopolitykę?
Takie notowania podstawowego surowca transformacji energetycznej mają swoje przełożenie także na geopolitykę. Siedem tysięcy kilometrów na zachód, w Gabinecie Owalnym, Angela przekonywała: „Słuchaj Joe, wy macie gaz po 100 dolarów, a u nas jest już po 400. Tak być nie może! Będziemy razem rozwijać czystą energię, sprzedamy jej dużo w Polsce i na Ukrainie, ale musimy mieć tani gaz. Bez tego ani rusz.” I siwa głowa Joe kiwała się ze zrozumieniem, bo co jak co, ale rachunki w dolarach to rozumie doskonale.
Wysokim cenom towarzyszy także medialna kanonada informacji i pseudo-informacji, która rozgrzewa apetyty, wciąga greenhornów, dostarczając giełdowym tygrysom to, co lubią najbardziej – świeże mięso do pożarcia. To jeszcze podkręca amplitudę drgań i gonitwę cen w górę. Więc fakty znane zawczasu, przewidywalne i planowane z wyprzedzeniem, jak choćby rutynowe techniczne przeglądy, wyłączające przesył na kilka dni czy to rurociągu Jamał-Europa czy Nord Stream 1 - zaczęły odgrywać rolę w jakimś „szatańskim planie”. A gdy dodatkowo Gazprom nie wykupił mocy tranzytowych przez Polskę i Ukrainę, w Europie i za oceanem zagrzmiało: Gazprom ostrzega, co grozi Europie, jeśli wstrzyma budowę Nord Stream 2.
Naprawdę? O tym za tydzień…