Zdaniem Szczęśniaka: Jak pokonać Arktykę
Arktyka to ogromne obszary kuli ziemskiej, które są bardzo słabo zasiedlone i wykorzystywane przez człowieka. A tam właśnie mieszczą się ogromne pokłady przydatnych surowców naturalnych. Amerykanie ocenili zasoby tych obszarów na 13% światowych złóż ropy naftowej i aż 30% - gazu ziemnego.
Oswajanie Arktyki
Rosjanie ruszyli już dawno do oswajania Arktyki, wydzierając te bogactwa z otchłani wiecznej zmarzliny. Przeogromne zasoby gazu są eksploatowane i dostarczane rurociągami do Europy. Jednak na gaz czeka także Azja. Dlatego coraz więcej eksportuje się go statkami, w postaci skroplonego gazu LNG. Ta nowa droga przypomina epopeję odkrywców i pionierów ubiegłych wieków, przecierających nowe szlaki przez trudne, niebezpieczne tereny. Opiszę więc dzisiaj jedną z takich ekspedycji, przebijających nowe szlaki przez arktyczne przestrzenie oceanu.
Jedna z takich ekspedycji
W końcu 2017 r. na pierwszym arktycznym rosyjskim terminalu skraplania gazu Jamał LNG, zbudowanym przez rosyjska firmę Novatek, załadowano pierwszy statek klasy Arc7 (najwyższa klasa to 9) o długości prawie 300 metrów (bez jednego) i szerokości 50 m, może przewieźć 170 tys. m3 LNG, czyli 230 milionów m3 gazu ziemnego. Tyle wystarczy na potrzeby półmilionowego miasta na rok. To pierwszy w świecie arktyczny gazowiec klasy Yamalmaх DAT, i jest to ciekawy typ statku. DAT (double acting tanker) oznacza tankowiec podwójnego działania. Po czystej od lodu wodzie płynie z maksymalną szybkością 19,5 węzła (36 km na godzinę). Jeśli lód ma grubość 1,7 metra, Yamalamax może osiągać jedynie 5,5 węzła (10 km/h). I tylko przy zastosowaniu nowoczesnych systemów umożliwiających obrót turbiny napędzającej. Ten fiński system, produkowany też przez innych, znalazł zastosowanie w towarowym arktycznym transporcie, umożliwiając znacznie większą manewrowość statków w lodach Arktyki.
Rosyjski gazowiec nosi imię: „Christophe de Margerie”, nazwano go tak na cześć francuskiego szefa koncernu naftowego Total, który pomimo wielu nacisków współpracował z Rosją. Był przeciwny europejskim sankcjom, przyjechał nawet w 2014 r. na forum gospodarcze w Petersburgu, choć było ono na zachodzie bojkotowane. O Krymie mówił, że „dla Rosji jest tym samym, czym Alzacja i Lotaryngia dla Francji”. Zginął tragicznie 21 października 2014 r. w katastrofie na moskiewskim lotnisku.
Już nie tylko latem
Gazowce początkowo dokonywały rejsów tylko latem, gdy pływa się wśród lodów, jednak większość trasy jest od niego wolna. I tylko w zachodnim kierunku z miejscowości Sabetta na półwyspie Jamalskim, gdzie pracuje instalacja Jamał LNG, docierając nawet do Chin i Korei Południowej.
W styczniu tego roku spróbowano po raz pierwszy płynąć do Azji nie przez Europę, ale po Północnej Drodze Morskiej. Zwykle sezon żeglugowy na niej trwa od czerwca do listopada, a tu styczeń. „Christophe de Margerie” i płynący jego śladem „Mikołaj Jewgienow” ruszyły z Sabetty na wschód i przeszły Północną Drogą Morską przez Ocean Arktyczny. I było to przejście samodzielnie, bez wsparcia lodołamacza, w okresie, gdy warunki w tych arktycznych rejonach są najsurowsze. Do tej pory uważano, że mogą tego dokonać jedynie atomowe lodołamacze. A te dwa gazowce dokonały przełomu, otwierając nową stronicę w pokonywaniu surowej surowych warunków arktycznych, w przecieraniu nowych dróg morskich.
W arktycznej podróży Christophe de Margerie może przebijać się samodzielnie przez lody grubości dwóch metrów, przy czym może robić to i przodem i tyłem dzięki elastycznemu, obrotowemu napędowi produkcji ABB, który może odwracać śrubę o 180 stopni. Tyłem jest nawet łatwiej przełamywać grubszy lód, gdyż pomagają pracujące turbiny i kształt rufy, jednak płynie się wolniej.
Warunki takiej podróży są doprawdy ekstremalne. Morze Karskie, fragment Oceanu Arktycznego w tym czasie skuwa mróz do minus 40 stopni. Jak opowiada kapitan statku Siergiej Gień, „noc tak ciemna, że nie widać wyciągniętej przed siebie ręki, dookoła tylko burze śnieżne i lód”. Tankowiec wygląda w tych ciemnościach, z reflektorami przeszukującymi przestrzeń przed statkiem i rzęsistym oświetleniem pokładów, jak statek kosmiczny.
Stado 19 niedźwiedzi
Na tej trasie można spotkać jedynie niedźwiedzie polarne. I te właśnie białe niedźwiedzie zrobiły marynarzom niespodziankę. Rutynowa, ciężka i monotonna praca, została przerwana przez stado 19 niedźwiedzi, które polując na foki między Wyspą Wrangla a Czukotką, znalazły się na kursie arktycznego gazowca. Gdy ten lekko zboczył z trasy, by je ominąć, dwa niedźwiedzie skierowały się ku statkowi, trzymając się na wprost niego, i obserwując uważnie, jakby chciały się mu przyjrzeć i pobawić. Trzeba było więc zatrzymać statek, bo białe niedźwiedzie to gatunek podlegający ścisłej ochronie. W końcu po pół godziny sobie poszły, jednak statek utracił siłę pędu, i trzeba było dać całą moc z silników, by wyrwać się z lodowych okowów.
Drugi statek z pokonującego lody Arktyki tandemu, tankowiec LNG „Mikołaj Jewgienow” został tak poobcierany przez lody, że główny układ napędowy (jeden z trzech) odmówił posłuszeństwa, więc szybkość podróżna w lodach spadała do 3 węzłów, ale i tak przedzierano się na wschód. 27 stycznia statek dotarł do koreańskiego portu, spóźniając się zaledwie 8 godzin.
Przejście zimowe Morzem Arktycznym oszczędza czasu i kosztów dostaw. Jednak nie to wydaje się w tej historii najważniejsze. Pionierski duch odkrywców, zdobywających nowe terytoria, przecierających nowe szlaki, jest w Rosji wciąż żywy. Teraz gaz ziemny jest tą siłą, która dodaje mu skrzydeł.