Odwrócony gaz, czyli rewers
Ostatnie dwa lata pokazały nam możliwości zarządzania gazem ponad granicami państw, które do niedawna wyznaczały możliwości działania. Kilka lat temu ten potencjał odkryto w Polsce, ale dzisiaj działa także poza gronem członków Unii, nawet w stosunkach z tak niszczonym konfliktami krajem jak Ukraina – nowy model działa całkiem dobrze.
Dwa lata temu, w październiku 2012 roku rosyjski gaz zaczął płynąć z Polski na Ukrainę, choć „od zawsze” było odwrotnie. Później dołączyły Węgry, a we wrześniu tego roku, pomimo różnych oporów, przyłączyła się Słowacja, która 27 milionami m3 dziennie przez największe europejskie wejście gazu w Wielkich Kapuszanach, zasila ukraiński system gazowy. Polska przez Hermanowice koło Drozdowycz podaje 4 mln, a Węgry - 16 mln m3, co daje razem 47 mln dziennie (ponad 17 miliardów m3 rocznie) potencjalnych dostaw rewersowych.
Komisja Europejska mocno zaangażowała się w zaopatrzenie Ukrainy w gaz poprzez rewersy. Polska już wcześniej rozpoczęła, jednak dostawcą nie jest PGNiG a niemiecka RWE. Porównanie notowań giełd europejskich i dostaw na granicy ukraińskiej aż dech zapiera, szkoda trochę świetnych marż, które osiąga się na transgranicznej sprzedaży. Cóż, nasza miłość do Ukrainy jest dość platoniczna, choć na szczęście i to ma swoje granice, gdyż na ofertę bezpłatnych dostaw węgla, jednak premier Piechociński się trochę obruszył.
Inne kraje mają z lekka inne podejście. Odnosząc duże korzyści z tranzytu gazu, Słowacja nie chciała sobie psuć stosunków z Gazpromem i opierała się odwróceniu kierunków przesyłu, ograniczały ją bowiem kontrakty, uniemożliwiające inne od dzisiejszych przepływy gazu. Jednak nacisk Brukseli spowodował zbudowanie nowego połączenia, zawracającego gaz na wschód. Jeszcze mocniej opierają się Węgry, które 25 września odmówiły przesyłu gazu, wyżej ceniąc sobie zapełnianie własnych magazynów niż pomoc sąsiadom. Austria także nie chce zawracać gazu, woli doprowadzić rurociąg South Stream do Baumgarten. Wszystkie te państwa przez dwustronne negocjacje z Rosją zapewniają sobie bezpieczeństwo dostaw i rozwój sektora gazowego.
Oprócz aspektów geopolitycznych, ciekawe są także techniczne i prawne. Przy dzisiejszych kontraktach, kraje – odbiorcy gazu nie muszą już przestrzegać klauzuli zakazującej reeksportu, co jak widzimy na tym przykładzie osłabia pozycję dostawcy, przeciwko któremu odbiorcy mogą wspólnie grać jego własnym gazem, sprzedając gaz od niego innemu krajowi, aktualnie w sporze handlowym z dostawcą.
Inny aspekt to charakter ukraińskich dostaw rewersowych, które wymagają fizycznego przekroczenia przez gaz granicy, czego wymaga kontrakt przesyłowy, a następnie fizycznego powrotu. W polskim „rewersie wirtualnym” takiej konieczności nie ma. Zamówienie mocy rewersowych realnie oznacza przekazanie gazu płynącego do Niemiec na punktach odbioru we Włocławku i Lwówku, których moce odbiorcze są jedynym fizycznym ograniczeniem tego procesu. Żaden fizycznie gaz nie płynie w drugą stronę.
W przypadku Ukrainy po pierwsze ograniczeniem są kontrakty przesyłowe i odbiór gazu na granicy, więc gaz fizycznie przez nią przepływa, by potem innym odcinkiem wrócić na wschód. Jednak gaz ten wcale nie płynie w głąb Ukrainy. Krąży on jakby w pętli, wracając od wschodniej strony na granicę i fizycznie wypełniając wymogi kontraktu, by określone ilości gazu przeszły przez punkt zdawczo-odbiorczy, gdzie zmienia się właściciel gazu. Te same wolumeny gazu Naftogaz może odebrać w dowolnym punkcie rurociągu przesyłowego na terenie Ukrainy i dysponować nimi tam, gdzie jest potrzebny, choćby na wschodzie kraju.
Jak widać, dzięki nowej organizacji europejskiego rynku gazu mamy większe możliwości operacyjne. Warto je wykorzystywać także dla naszych korzyści, nie tylko w celach politycznych.