Co tam w ukraińskiej chemii
Ukraińska chemia próbuje znaleźć swoje miejsce w wirze zmian ustrojowych, jakie obecnie – na podobieństwo polskich zmian początku lat 90-tych - mają miejsce u naszego wschodniego sąsiada.
A dzieje się tam dużo - z jednej strony w zawrotnym tempie kurczy się gospodarka - produkt narodowy w 2015 r. zmniejszył się aż o 12%, rok wcześniej - o 5,8%, zaś liczony w dolarach upadł ze 183 miliardów dolarów w 2013 roku do 115 miliardów w roku ubiegłym. Jeszcze szybciej upada przemysł – w 2015 r. jego produkcja zmniejszyła się o 13%, a rok wcześniej o 11%. Spada produkcja podstawowych produktów przemysłowych - stali w 2013 r. wyprodukowano 33 miliony ton, a w 2015 r. zaledwie 23 mln – o 30% mniej. Nie inaczej i z chemią, która w 2014 r. zmniejszyła produkcję o jedną trzecią, a w 2015 r. - o kolejne 17%. Chemiczny eksport (obok rud żelaza i metali, olejów roślinnych) przynosił Ukrainie duże dochody (ponad 2 miliardy dolarów w 2015 r., z tego mocznik 1,6 miliarda).
Jednak problemy ukraińskiej chemii zaczęły się znacznie wcześniej, gdy od 2009 r. ceny importowanego gazu skoczyły w górę na skutek konfliktu z Rosją. Wysokie koszty tego podstawowego surowca przekreśliły konkurencyjność produkcji. Już w 2013 r. przed zmianami politycznymi, największe zakłady azotowe zaczęły zmniejszać produkcję, a największy z nich – Zakład Przyportowy w Odessie – wykorzystywał połowę swoich mocy produkcyjnych. Branża ponosiła straty, którym trudno się dziwić, gdy najbliższy konkurent – rosyjski przemysł azotowy zasilał się czterokrotnie tańszym gazem ziemnym. Konflikt z Rosja ma też swoje dobre strony dla przemysłu chemicznego, w 2014 r. wprowadzono zaporowe cła dla importu ze wschodu produktów chemicznych wysokości 36%, co całkowicie ucięło wschodnich konkurentów. Cena saletry amonowej na rynku krajowym podskoczyła o połowę, jednak z kolei uderzyło to w rolnictwo i niestety obniżyło zużycie nawozów.