Zielono i drogo
Wszędzie słyszmy, że zielona odnawialna wcale nie jest droga, że bardzo szybko tanieje i już... już niedługo będzie tańsza od tej złej, brudnej z węgla czy gazu. Jednak gdzie nie spojrzeć, praktyka pokazuje co innego.
Wszędzie gdzie wprowadza się ten rodzaj energii na szerszą skalę, skutek jest jeden – drożyzna. Przykład Niemiec jest dobrze znany, ale weźmy taką choćby Kanadę.
Kanadyjczycy zużywają ogromne ilości energii, na przeciętnego mieszkańca przypada ponad 16,5 megawatogodziny (MWh) rocznie. Aż strach porównać z naszym zużyciem – na Polaka przypada bowiem niecałe 4 MWh - czterokrotnie mniej. Ale w tak bogatych krajach jak Kuwejt (16 MWh), Luksemburg (15,5 MWh) czy Norwegia (23 MWh / mieszkańca) ilości są porównywalne. Jak iwdać, dobrobyt można mierzyć elektrycznością.
Zużywając tak duże ilości energii elektrycznej Kanadyjczycy skrupulatnie liczą koszty. Szczególnie tam, gdzie wprowadza się na szerszą skalę energię odnawialną, na przykład w prowincji Ontario. W 2009 roku uchwalono tam Green Energy and Green Economy Act, który wprowadzał Feed-in-Tariffs, czyli stałą cenę płaconą za energię odnawialną zakontraktowaną na wiele lat.
Efekty są odczuwalne już na początku programu. Pierwszy to koszty niedostosowania produkcji energii wiatrowej do zapotrzebowania odbiorców. 80% generacji wiatrowej prądu musi być eksportowane, gdyż nie ma na nie zapotrzebowania w Ontario. Ceny po których się eksportuje są tak niskie, że prowincja traci 200 milionów dolarów rocznie na tym strukturalnym rozziewie między potrzebami a kaprysami wiatru. Wiadomo, „wieje, kędy chce”.
Drugi problem wynika z niewielkiego wykorzystania mocy wiatrowych. Ponad połowę czasu swojej pracy, farmy wiatrowe pracują na 20% swoich możliwości, a jedną czwartą czasu – poniżej 10%. Średnia roczna praca instalacji to 28%, jednak w lipcu, gdy potrzeby są największe – zaledwie 14%. To oznacza, że z powodu niestabilności dostaw, żeby w pełni zastąpić zamykany 1 megawat mocy konwencjonalnych z węgla, potrzebne jest 7 megawatów wiatrowych. Siedmiokrotnie więcej. Koszty w górę.
Jeśli rosną koszty, to i cena idzie w górę. Jeszcze 7 lat temu, przed wprowadzeniem nowych przepisów, koszty energii w Ontario były porównywalne z innymi prowincjami. W ostatnich kilku latach prąd w Toronto i Ottawie podrożał o 20 – 30 procent, co na tle amerykańskiej taniejącej energii spowodowało, że prowincja znalazła się wśród najdroższych energetycznie regionów. A to dopiero początek wielkiego odchodzenia od paliw kopalnych i wprowadzania zielonej energii.
- - -
Dla chcących pogłębić: Ross R. McKitrick (Fraser Institute) „Environmental and Economic Consequences of Ontario’s Green Energy Act”