20. stopień zasilania
Lato, upał nie do wytrzymania, także w energetyce. Mamy okazję pierwszy raz od zmiany ustroju posłuchać w radiu komunikatu o obowiązujących stopniach zasilania. W poniedziałek wprowadzono dwudziesty, we wtorek – 19. Najwięksi odbiorcy (300 kW) mogą jedynie utrzymywać niezbędne procesy produkcyjne.
Co się stało? Jak mawiają Amerykanie - „perfect storm”. Wszystkie nieszczęścia naraz. Popatrzmy więc od strony podażowej.
Ekstremalne warunki pogodowe. Długi okres rekordowych upałów, brak opadów – uderza to przede wszystkim w energetykę wodną, która z powodów niskich stanów wód nie działa. Nie mamy jej dużo w Polsce – 6% mocy osiągalnej, ale dostarcza jedynie 2,5 TWh 1,6% krajowej generacji. Niewiele, ale gdy bilans się nie dopina, każdy grosz się liczy.
Brak wody, wysokie temperatury uderzają najboleśniej w energetykę cieplną – fundament polskiej produkcji. Wysoka temperatura wody ogranicza możliwości produkcji, zarówno jako czynnika chłodzącego jak i przez zmniejszenie ilości wody zwracanej do środowiska, ograniczanej przez pozwolenia wodno-prawne. Spada sprawność bloków węglowych i turbin. Fizyka, termodynamika, prawa natury.
Gorąc, cisza, bezwietrznie, farmy wiatrowe stoją spokojnie, nie ma „paliwa”. Ujawnia się jeden z najsłabszych punktów energii odnawialnej – zależność od kaprysów natury. Jeśli w sytuacji kryzysu potrzebujemy prądu, to z klasycznych cieplnych instalacji możemy go wytworzyć, choć mniej, z ograniczeniami, narzekając na te „obrzydliwe” paliwa kopalne. Przy energii wiatrowej możemy tylko stać i czekać, albo się modlić, żeby zaczęło wiać. Jesteśmy bezradni. A w tym właśnie kierunku idą zmiany – szybko rośnie udział energii wiatrowej w bilansie energetycznym (w 2014 roku już 10% – wzrósł o 12pp). Proces ten spowoduje wzrost zagrożeń i kosztów zabezpieczenia przed nimi.
A na koniec – według zasady „nieszczęścia chodzą parami” - mamy awaryjne odstawienia bloków. Jeden z bloków w Bełchatowie ma problemy ze schładzaniem, konieczne jest wyłączenie, wygaszenie produkcji, schłodzenie, remont podzespołu... Ale żeby tylko! W ciągu jednego dnia wypadło z systemu ponad 4 Gigawaty! Na 38,5 GW mocy osiągalnej i 25,5 mocy dyspozycyjnej. No i mamy 20. stopień zasilania.
Ostatni przykład wskazuje na to, że oprócz ekstremalnych warunków pogodowych, mamy kłopot ze stanem naszej energetyki. Co by bowiem nie mówić o PRL, w energetyce był to okres wzrostu, inwestycji, rozwoju. Dzisiaj mamy problem braku inwestycji, zadowalamy się jedynie odnawianiem mocy produkcyjnych, linii przesyłowych. Ilustruje to dobrze wykres, pokazujący przyrost netto generacji w Polsce od II wojny światowej.
Jak widać, przejadamy inwestycje z PRL, i po 26 latach historia zatoczyła koło – znowu nie potrafimy zaspokoić zapotrzebowania na energię. Zupełnie inny świat, nieporównywalne problemy, ale warto pokusić o fundamentalne przemyślenie problemu.
Przyjdzie na to czas, gdy ustanie już straszenie powszechne. Mamy wybory, dla mediów sezon ogórkowy, więc natychmiast rozległy się lamenty, że to „wstyd dla Polski”, zapanował groźny „chaos, chaos, chaos”, „rząd się sam zasili”. Słowo „blackout” przebija się wszędzie, wygrywa konkurencję na straszenie ludzi, że „będzie, źle, jeszcze gorzej...”. Od nieustannie powtarzanego pytania „czy nam, zwykłym Kowalskim grozi wyłączenie?” już można się wystraszyć. Zamiast się bać, powinniśmy raczej pomyśleć.